Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Sen?

_______

Hej, hej, hej!

Chce Was ostrzec, że fabuła ff została zmieniona, jednak nie w zupełności. Pierwsze kilka rozdziałów zmieni się całkowicie, jednak dalsze wydarzenia pozostaną takie same, jedynie z inną narracją.

Nie przedłużając, zapraszam do czytania!

Mężczyzna wzbudził się ze snu, niczym oblany lodowatą wodą. Złote oczy poruszały się jak szalone, nie będąc w stanie skupić się na jednym obiekcie w oświetlonym przez światło słoneczne pokoju. Klatka piersiowa blondyna unosiła się co chwilę do góry, nawet na chwilę nie zwalniając.

"Co tu się...?" — poderwał się z łóżka, dopiero po chwili odczuwając zawroty głowy spowodowane zbyt szybką zmianą pozycji. Powolnym korkiem podszedł do otwartego na oścież okna, wpuszczającego świeże powietrze do małej kawalerki mężczyzny. — "To był... sen?"

Gdy próbował zacisnąć pięści, poczuł jakiś przedmiot pod opuszkami palców lewej dłoni. Powoli, jakby z niepokojem odchylił palce po kolei. Jego oczy od razu skupiły się na pogniecionej, małej karteczce z widocznym, jednak lekko rozmazanym napisem.

"Może jeszcze nie jest za późno?"

— He? — zmarszczył brwi, nie spuszczając wzroku z kawałka papieru. Ostrożnie chwycił ją palcami drugiej ręki, jakby w obawie, że mógłby ją zniszczyć. Obrócił papierek kilka razy, bacznie obserwując czy nie ma na nim jeszcze innych wiadomości.

Ale druga strona karteczki była pusta. Jeszcze raz zatopił spojrzenie w sześciu słowach, tworzących niezrozumiałe dla niego pytanie.

"Za późno na co...?" — zastanawiał się, raz po raz, od nowa czytając krótką wiadomość.

Powoli zaczął przypominać sobie sen z poprzedniej nocy. Spotkanie na dachu budynku, wcześniejszy pościg, obiad u Shinry. Z każdą chwilą wspomnienia wracały, a blondyn rozumiał, że jego "sen" nie dotyczył jedynie rozmowy na szczycie wieżowca, a obejmował prawie cały tydzień. Jednak czy sny mogą ukazywać aż tak długi odcinek czasowy? Zastanawiając się nad tym, stwierdził też, że uczucie po przebudzeniu było... inne. Nie przypominało tego, gdy wybudzamy się ze snu.

Jakby poparzony prądem, rzucił się do szafki nocnej, gdzie leżał jego telefon. Nie przejmował się informacją o nieodebranym połączeniu czy sms'em od swojego brata. Jego oczy szybko odnalazły małe liczby, wyznaczające datę.

11.03.2010 r.

Jego myśli latały jak szalone, szukając sensownej odpowiedzi. Przeżył już ten dzień. Przeżył cały ten tydzień do 18 marca, a jednak obudził się w piątek 11 marca. Czy był to zwykły sen? Może wizja? Albo Shizuo cofnął się w czasie?

— Za późno na...? — mówił do siebie, znowu spoglądając na karteczkę. Karteczkę, którą dał mu Izaya chwilę przed skoczeniem z budynku. Chwilę przed popełnieniem samobójstwa. — On... się zabił.

Przez ciało blondyna przeszedł dreszcz, gdy w końcu dość szokująca informacja doszła do jego mózgu. Nigdy nie rozważał, że ta pchła mogłaby odebrać sobie życie. Dla Shizuo, to blondyn miał być tym, który zakończy żywot informatora. Bił się z myślami i wewnętrznym poczuciem, że "sen" wydarzy się naprawdę i pod koniec następnego tygodnia Izaya zrobi krok w tył, spadając z budynku i rozbijając się o nagrzany słońcem chodnik.

Nerwowo oparł swoje ręce o brudny parapet, nawet nie przejmując się karteczką, która wyleciała z jego dłoni. Oddech blondyna przyśpieszył jak nigdy wcześniej, a myśli goniły niczym konie w wyścigu. Nie wiedział co ma o tym myśleć. Wierzyć w "wizję", czy porzucić ją w niepamięć.

Nie umiał wyobrazić sobie swojego życia bez tego kleszcza. Mimo, że nienawidził go z całego serca, a każda chwila bez niego była jak zbawienie, ich pościgi były częścią życia blondyna. Podczas nich mógł wyżyć się i rozładować złość, zamiast później krzywdzić niewinnych mieszkańców.

— Chociaż, w sumie co mnie obchodzi ta pchł- — nie dane mu było dokończyć swojego monologu, ponieważ dzwonek telefonu rozbrzmiał w pomieszczeniu. Shizuo rzucił wzrokiem na numer dzwoniący. Zdziwieniem dla mężczyzny było, gdy zamiast Toma, który najpewniej dzwoniłby z kolejnym zleceniem, do barmana dobijał się jego stary przyjaciel. Chłopak podniósł słuchawkę, przygotowując się na entuzjastyczny głos Shinry.

— Hej, Shizuo! — przywitał go mężczyzna, zanim blondyn zdążył wypowiedzieć chociaż jedno słowo.

— Cześć, cześć... — mruknął jeszcze trochę zaspanym głosem, zmuszony na chwilę odciągnąć swoje myśli od tematu Izayi.

— Masz jakieś plany na dzisiaj? — ton chłopaka po drugiej stronie słuchawki brzmiał dość nerwowo. Jakby Shinra obawiał się odmowy ze strony blondyna. — Pomyśleliśmy, że może chciałbyś wpaść do nas na obiad.

Czuć było, że pomimo tego, że Shizuo nie może zobaczyć twarzy szatyna, ten szczerzył się od ucha do ucha, by tylko przekonać dawnego przyjaciela do zgody. Heiwajima niezbyt rozumiał zaproszenie doktora, ponieważ wynikało ono bez żadnego konkretnego powodu.

— Jasne, przyjdę — chrząknął barman, a przez jego serce przeszła lekka fala ciepła na myśl, że będzie mógł spotkać się z Celty i Shinrą nie w celach służbowych.

W końcu on też był człowiekiem i dobre relacje z innymi ludźmi oraz czas z nimi spędzony przynosiły mu radość.

A czas spędzony z ludźmi, za którymi nie przepadał... złość.

— To super! — słychać było, że oprócz jakiegoś rodzaju radości, Shinra czuł też ulgę. Blondyn niezbyt zrozumiał, czym ta druga emocja była spowodowana, ale postanowił jak na razie się tym nie zamęczać. Już i tak miał za dużo przemyśleń, jak na jeden dzień. — Wpadnij na około 15, okej?

Shizuo jedynie mruknął potwierdzająco w stronę słuchawki, po czym zakończył połączenie. Szybkie rzucenie wzrokiem na zegar uświadomiło go, że ma jeszcze 4 godziny czasu dla siebie.

~~~~~

Wiosenny wiatr rozwiał jego włosy, nasączając je miejskim zapachem. Dzień był pochmurny, jak każdy inny. Tłumy ludzi mijały spacerującego blondyna, bojąc się podnieść na niego wzrok. Wszyscy go znali i w większej mierze, budził w nich strach. Oczywiście, były przypadki, które nie obawiały się gniewu Shizuo. I z wyniku dobrych relacji, gdzie wiedziały, że barman nie podniesie na nich ręki oraz z poczucia wyższości nad złotookim - jedna z tych osób również przemierzała ulice Ikebukuro, budząc w mieszkańcach, mniejsze, lecz nadal uczucie niebezpieczeństwa.

Może to przypadek, może zarządzenie losu, że drogi dwóch postrachów tego miasta przecięły się. Oboje szli w swoim kierunku, modląc się, by nie spotkać drugiego.

Jednak ich modły nie zostały wysłuchane. Wystarczył ułamek sekundy, by mogli siebie dotrzeć z dwóch końców ulicy.

Momentalnie, Shizuo zapomniał o wszelakich planach na dzisiejszy dzień oraz o swoim śnie. Zapomniał o swoim postanowieniu, by nie ruszać Izayi, choćby sam go podpuszczał, nie chcąc być zamieszany w jego śmierć. Zapomniał, że miał go unikać, aby policja nie obwiniała go później o tragedię, jaka ma się wydarzyć pod koniec tygodnia.

Izaya również jakby zmienił tok swoich myśli i nagle gonitwa z "bestią" wydała mu się bardzo korzystna. Kolejna możliwość na zabicie blondyna, była wystarczającym argumentem, by informator przełożył swoje plany.

— Izayaaa! — ryk wydobył się z ust blondyna, a zaraz po nim w powietrze wyleciał automat z przekąskami. Ludzie rozstąpili się, byle tylko nie być zamieszanym w bójkę. Wszyscy mieszkańcy Ikebukuro wiedzieli do czego była zdolna ta dwójka i za nic nie chcieli wchodzić im w drogę.

"Shinra może poczekać" — usprawiedliwiał się barman, goniąc ile sił miał w nogach — "Wpierw muszę ukręcić kark tej pchle!"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro