Rozdział 6
15:59 ii 16:00. Do domuu!!
Zawsze na koniec tej pracy cieszę się jak dziecko z podstawówki, że już nie musi siedzieć w szkole.
Zadowolona wyszłam z wieżowca i wzrokiem wyszukałam auta James'a. Wsiadłam do środka i bez zbędnych pogadanek kazałam mu jechać pod kawiarnie a stamtąd po zabramiu Isabelle ruszyliśmy w strone jej dzielnicy.
Gdy kobieta chciała powiedzieć nam dowidzenia, niespodziewanie wyszłam z auta z promiennym uśmiechem...
- Isabelle czy mogłabym poznać twoje dzieci?- spytałam- I przy okazji skorzystać z toalety?
Achh jak ja kłamiee..
- Ale..- zaczęła, ale zrobiłam taką minę, że umilkła i odpowiedziała- Dobrze
Była zestresowana..pewnie zastanawiała się czy w jej domu napewno nie ma pewnej osoby
- Proszę- zaprosiła mnie do środka.
Weszłam do skromnie urządzonego mieszkania, w salonie siedział tylko chłopczyk co mnie zdziwiło bo przecież miała dwójkę dzieci..
- Mama!- krzyknął i przybiegł by przytulić kobietę
- Isaa!!- do salonu wszedł najebany jak bela mąż kobiety którego niby wyrzuciła jak to było w umowie- A ty kim jesteś dziwko?- spytał z pijackim bełkotem patrząc na mnie
- Niech pan się zachowuje jak na dorosłego faceta przystało!- podniosłan lekko głos
- Ja przepraszam..nie wiem co on tu- nie dokończyła bo pijany mężczyzna stłukł wazon
Bałam się, że chłopakowi może stać się krzywda, więc pociagnęłam mężczyzne za ramie na klatke schodową.
- Widzimy się jutro rano. Będziemy musiały poważnie porozmawiać, jeżeli jutro on tu będzie zwolnie cie- zagroziłam
Zamknęłam drzwi i wypchałam tego najebańca przed kamienicę
- Co ty robisz suko!?- krzyknął na mnie
- Ryj w kubeł bo ci coś zrobie- powiedziałam ze spokojem, jednak on wogóle się nie przejął i dalej sie szarpał - No żesz kurde- kopnęłam go pod kolanem by klęknął po czym pchnęłam na ziemię- Ostatni raz cie widzę w tej dzielnicy stary rybojeżu- kucnęłam jeszcze i szarpnęłam go w górę po czym puściłam
Odeszłam z tamtąd i wróciłam do auta, James miał niezadowoloną minę. Nie odezwał się ani nic tylko ruszył z miejsca do domu.
W ciszy siedzieliśmy w salonie oglądając wiadomości. Taa mam 19 lat a żyje jak baba po 30.
- Chcesz coś do jedzenia?-spytałam
Nie odpowiedział mi tylko pokręcił głową. Westchnęłam i przełączyłam kanał na jakiś horror bo akurat leciał, był straszny ale dupy nie urwało.
Czasem nawet się śmiałam z głupoty bohaterów, no bo patrzecie.. Jesteście w lesie znajdujecie opuszczony dom, wchodzicie do środka rozgladacie się, jakieś tam zabite ludzie, no ogólnie jakieś kanibale tam mieszkają... po chwili ci ludożercy wracają a wy pod łóżko zamiast stamtąd spierdalać..no helloł!?
*********
Dobra, teraz to jest dziwnie..James nie odzywa się do mnie, ani słówka dosłowne NIC
- Co ci jest?- spytałam siadając w jego stronę
- Mi?
- Nie, oczywiście, że nie..przecież ja mówię o tym glonojadzie za tobą- prychnęłam- Oczywiście że tobie
- Wszystko okej
- No to żeś masz co chciałaś- szepnęłam- James, powiedz mi co ci jest. Boli Cię coś? Zrobiłam coś? Zabiłam kogoś?
- Odczep się- powiedział
Uchyliłam lekko usta i poszłam na górę.
Prawdopodobnie jestem nienormalna, albo nadwrażliwa bo zaczęłam powoli płakać i zastanawiać się czemu jest taki dla mnie.
Może mu już nie wystarczam? Albo już mnie zdradził z kimś innym i teraz tylko myśli jak mi o tym powiedzieć
- Jezu- jękłam sflustrowana w poduszkę a łzy ją powoli zalewały
- Lily- usłyszałam obok siebie- Jezu, nie płacz. Kochanie..spójrz na mnie
- Boje się że przez twój krzywy ryj jeszcze bardziej zaczne płakać- chłopak się zaśmiał cicho i pogłaskał moje plecy
- Dlaczego płaczesz?
-Nie wiem!- krzyknęłam na niego
- Spokojnie..- powiedział i sprawdził coś w telefonie- Dzisiaj 14... to dlatego- mruknął jakby sam do siebie
- Co dlatego?
- Okres ci się zacznie jeszcze dzisiaj albo jutro- wyjaśnił
Otworzyłam szeroko oczy patrząc na niego jak na kosmitę. Ja nie pamiętam a on tak!?
- Chodź tu malutka- rozłożył ręce
Usiadłam na niego rozkrokiem i przytuliłam przewalając na łóżko, a ten osioł klepnął dwa razy moją dupę
- Mam wolne w twoje urodziny- szepnął i pocałował mój policzek
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro