67
- Czy cie do reszty skurwiło!?- krzyknął Wood
- Masz przejebane- warknął Brad
- To tylko zemsta- prychnęłam
Bradley minął mnie i poszedł na góre.
Poszłam po chwili za nim.
Dosłownie zamknął mi drzwi przed nosem. Zapukałam ale to nic nie dało
Po kilkanastu minutach wyszedł z torbą
- Co ty robisz?-spytałam
- Wyprowadzam sie z tąd- warknął i mnie minął
- No chyba cie pojebało- powiedziałam i szarpnęłam jego ramie
- Puść mnie- syknął
- Jak sobie życzysz- szepnęłam i poprostu poszłam do swojego pokoju
Zmyłam wszystko z siebie w łazience, zmieniłam tampon i poszłam ubrać się w czarną bluzę i szare legginsy
Zeszłam na dół i wzięłam nutelle oraz solone paluszki
Usiadłam na kanapie i zaczęłam jeść.
Nagle wzięło mnie na płakanie
Łzy powoli sobie spływały po moich policzkach ale ja dalej wpierdalałam nutelle
Nagle Wood objął mnie ramienie i pocałował moją głowę
- Czemu płaczemy?-spytał mnie jak dziecko tylko że w jego oczach nie widziałam żadnej oznaki że to jest chamskie
- Bo Bradley, on sobie wyszedł!! I Nutella się kończy!!- wyryczałam krzykiem
-Mam kilka słoików chcesz jeden?-spytał
- A mogę?-spytałam jak małe dziecko
- Możesz kochanie- zaśmiał się
- Kochanie, to ty miałeś w parku- wypaliłam poczym zacisnęłam usta w cienką linie
Po co ja to powiedziałam?
Chłopak zmarszył brwi i zmrużył oczy
- Śledziłaś mnie?-spytał z warkotem
- Nie!- krzyknęłam kategorycznie zaprzeczając- Byłam z Hulkiem na spacerze
- Co widziałaś?
- Gówno- syknęłam i poszłam do swojego pokoju
Czy wszystko musiało sie spierdolić
Bradley sobie od tak wyszedł i jeszcze powiedziałam Wood'owi o tym co widziałam
No prawie powiedziałam ale on głupi nie jest i pewnie sam sie domyślił
***
Od kilku dni Bradley nie wrócił do domu.
Nie powiem że mnie to nie ruszało bo ruszało i to bardzo
Myślałam że mu się coś stało
Inny wiedzieli gdzie on jest ale nikt nie puścił pary z ust
Siedziałam na kanapie i gapiłam sie za okno z myślą że za chwilę mój brat wróci
Nagle drzwi od willi otworzyły się z wielkim hukiem a przez nie wleciał Wood z moim bratem na rękach
Zakrwawionym Bradley'em
Szybko podbiegłam do nich z łzami
- Co mu się stało?!!- krzyknęłam
- Miał wypadek- rzucił i pobiegł na góre gdzie miał być już Miko bo,go wołali
Ktoś zaciągnął mnie na kanape. Ręce mi się zaczęły trzęść tak samo jak i nogi.
- Chcesz wody?-spytał Cam
- Yhy
Chłopak poszedł mi po nią a po chwili wrócił
- Jesteś strasznie blada. Wszystko jest dobrze?-spytał dotykając moje policzki- Słabo ci?-spytał
Gapiłam się na niego nieobecna aż do momentu gdy nie opadłam z płaczem na oparcie
Ryczałam jak małe dziecko. Nie mogłam się uspokoić
Przez kilka następnych godzin do willi weszło kolejnych trzech lekarzy
- Dajcie mi go zobaczyć- błagałam ich o to od kilkudziesięciu minut
- Twój brat ma bardzo poważne obrażenia. Jest teraz w śpiączce, nie oddycha samodzielnie- powiedział mi Miko
Gdy usłyszałam że jest w śpiączce i że nie oddycha sam zrobiło mi się bardzo słabo
Wszystko zaczęło wirować a potem zemdlałam
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro