47
Minęły kolejne cztery pieprzone dni od kiedy mieszkam w domu pojebanego gangu.
Dokładnie przed chwileczką
Bradley przedstawił mnie dokładnie wszystkim i kazał coś powiedzieć
- Niby co?-spytałam chamsko
- Czego nie lubisz, i takie tam- mruknął
- Nie lubie każdego kto mnie podkurwił chociaż raz. Dziękuje za uwage, ja spierdalam- rzuciłam i chciałam odchodzić gdy Wood złapał mnie za przed ramie, spojrzałam na niego po czym piętą przywaliłam mu w żebra- Powiedziałam że wychodze to wychodze kurwa- warknęłam
Spojrzałam na zegarek na ręce i z chamskim uśmiechem powiedziałam im że jest 14. Każdy sie zerwał na równe nogi i biegiem wpakowali sie do swoich aut
W tym czasie ja wyszłam sobie z willi do sklepu kilka kilometrów dalej.
***
Zrobiłam zakupy i ruszyłam z torbą w ręku w kierunku willi
Po jakiejś godzinie byłam już na podjeździe gdzie zauważyłam JESZCZE więcej aut niż jest tam ich normalnie
Zmarszczyłam brwi i weszłam do środka, z salonu było słychać bardzo głośne śmiechy
Przekroczyłam próg a to co tam zastałam zwaliło mnie z nóg
On i ona po raz kolejny sie całują. I pewnie znowu to jakiś pierdolony przypadek
Spojrzeli na mnie i Brad chciał już wstawać ale Marie go przytrzymała
Zaśmiałam sie z nienawiścią do obojga ale w oczach miałam łzy
- Chodź- powiedział Wood i odciągnął mnie do swojego pokoju
- Zostaw mnie- syknęłam i wyrwałam mu sie.
Poszłam do siebie i zaczęłam pakować torebkę. Wzięłam spodnie na kilka dni, bluzki, bielizne i inne takie
Wyszłam przez okno i niestety ale musiałam skakać z moją nogą.
Wiem że moge ją uszkodzić ale co tam. Rzuciłam torbe po czym sama skoczyłam
Jak na moje nieszczęście właśnie ktoś podjechał kilkoma sportowymi autami
Wstałam wzięłam torbe i biegiem ruszyłam do wyjścia, nagle poszułam że ja wcale nie biegne tylko jestem na ramieniu jakiegoś chłopaka
- Puść mnie no!!-krzyknęłam zła
- Spokojnie- powiedział
- Spierdalaj- syknęłam i mocno zamachnęłam się ręką. Uderzyłam go pięścią z całej siły ale nic nie puścił
Wszedł do domu i postawił mnie na ziemi.
Bradley podszedł do mnie i szarpnał torbe bez słowa. Otworzył ją po czym ponownie na mnie spojrzał
- Chciałaś uciec- stwierdził
Nie odezwałam sie
- Tak czy nie?!- krzyknął zły
- Raczej tak, wyskoczyła przez okno jak podjechaliśmy, wyjaśnił ten chłopak co mnie niósł
- Nie wiem co powiedzieć- mruknął- Jesteś najgorszą wersją samej siebie
- Może i lepiej- warknęłam- Daj mi odejść- powiedziałam bez uczuć
- Jak ty to sobie kurna wyobrażasz?! Ja ci dam odejść a po miesiącu dowiem sie od kogoś że cie znalazła policja!? Tak se to kurwa wyobrażasz?-spytał
- Mam inne wyobrażenie. Pójdę i już nigdy nie będziesz musiał mnie widzieć. Będziesz miał czas dka swojej dziwki- zaśmiałam się choć ani troche nie chciałam
Nie chciałam tak naprawdę go opuszczać, ale za bardzo jestem dumną idiotką która nie przyzna się do błędu
- Nigdy?-spytał- Chcesz tego?
- Jak niczego bardziej- mruknęłam
- Dobrze, ale.......
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro