18
Powoli zwlekłam się z łóżka i weszłam do łazienki. Ubrałam żółtą bluze i czarne rurki do tego czarne trampki.
Dałam se spokój z tuszem do rzęs i poprostu drapnęłam plecak z krzesła po czym zeszłam na dół. Wypiłam trochę jakiegoś napoju i zjadłam jabłko.
Widziałam jak mój brat krząta się u siebie w pokoju i nie zwraca wogóle na mnie uwagi. Od wczoraj się nie odezwał do mnie. A dzisiaj mam urodziny.
Zarzuciłam plecak na plecy i wyszłam z domu. Po piętnastu minutach byłam już przy bramie do szkoły. Mozolnym krokiem ruszyłam w sam środek piekła. Klasy od matematyki.
Nie chodzi o to że nic nie umiem albo że moge dostać kolejną jedynke, aa oo.... nie no właśnie o to chodzi.
Weszłam do środka razem z resztą uczniów, wzrokiem upatrzyłam sobie ławke gdzie będe siedzieć by ta wiedźma nie wzięła mnie do tablicy.
Wepchałam się komuś po czym spokojnie zajęłam miejsce. Nie chciało mi się słuchać tej wydry dlatego poprostu gapiłam się w okno.
Nagle ktoś uderzył mnie mocno w plecy. Odwróciłam się i spojrzałam wrogo na głupio uśmiechającego się James'a.
- O co ci chodzi?- spytałam a chłopak kiwnął głową na wejście do klasy.
Zobaczyłam że stoi tam ktoś kto miał zniknąć z mojego życia na zawsze.
Znowu spojrzałam na Wood'a i miejsce obok niego. Błyskawicznie się przesiadłam a on spojrzał na mnie dziwnie.
- Kiedyś się dowiesz- szepnęłam i zobaczyłam jak ten ktoś nieproszony idze w naszą stronę. Szarpnęłam Wood'a i wbiłam się w jego usta.
Chłopak przyciągnął mnie i pogłębił pocałunek. Kątem oka zobaczyłam jak Madison siada przed nami z cwanym uśmiechem.
Odkrywam się od Wood'a ale on postanawia zacząć gre od nowa.
Ponownie złączył nasze wargi i złapał mnie za uda. Pociągnął mnie na swoje kolana i pokazał środkowego palca nauczycielce która zaczęła się pruć o to co robimy.
Jego wargi delikatnie mówiąc zjadały moje, gdy polizał moją dolną warge prosząc o dostęp od razu mu go udzieliłam.
Zaśmiałam się gdy przez przypadek chłopak połaskotał mnie co było urocze.
- Wood!!Wolf!!! Przestać!!- krzyknęła nauczycielka, oderwałam się szybko od chłopaka i spojrzałam na nauczycielke
- Pani mąż pewnie nie pamięta jaka pani ciasna bo dupy mu nie dałaś od kilku lat!!- krzyknął oburzony Wood
- Wood do dyrektora!!- krzyknęła a chłopak z cwanym uśmiechem wyszedł mówiąc Adios.
Cały czas czułam na sobie wzrok innych a w tym wzrok Marie do której jeszcze się nie odezwałam od tamtej akcji w parku.
Przeniosłam swój wzrok na Madison która beszczelnie odwróciła się i uśmiechnęła w swój stary przebiegły sposób
- Ładnego chłoptasia sobie znalazłaś. Szkoda tylko że niedługo nie będzie ciebie chciał- mruknęła
- A weź go sobie. Nie chce go- warknęłam czując coraz większą złość
- No co? Nasza niegrzeczna dziewczynka i jeszcze mnie nie pobiła. Co się stało z tamtą Wolf, a może twój chłopczyk nie wie o tym co robiłaś w tamtej szkole?!- spytała przesłodzonym głosem
- Nie powinno cie to interesować lodziaro- syknęłam z uśmiechem
- Pożałujesz tego- pogroziła i wyszła równo z dzwonkiem
Wyszlam po wszystkich by nie musieć się przeciskać i chciałam uniknąć przyjaciół których i tak za chwilę odbierze mi Madison.
Najgorsza dziwka, suka i lachociąg w tamtej szkole. Moja największa rywalka która zawsze chciała wszystko to co mam ja i zawsze tego nie dostawała. Byłam poprostu lepsza. Teraz gdy ten sucz wspomniał o James'ie coś we mnie wybuchło i ucichło i wtedy znosu wybuchło lawą.
Strasznie mnie zdenerwowała tym a na dodatek ma czym się odegrać chociaż sama święta nie jest ale za to wiem jak bardzo Wood lubi plastiki więc ją weźmie też.
Ona wygada wszystko o mnie, zabierze przyjaciół i będzie się rządzić jak tam.
Mozolnie wygramoliłam się z budynku i już od razu po wyjściu w oczy rzuciła mi się ona w jej krótkiej spódniczce stojąca obok Wood'a który gapił się na jej cycki które świeciły przez siateczkową bluzke.
Jednak podniósł wzrok i spojrzał na mnie. Odwróciłam wzrok ale widziałam jak zaczął się odzywać do pustaka.
Przeszłam przez brame i nagle zostałam pociągnięta za ramie i dociśnięta do muru przy szkole
Spojrzałam na tego kogoś przede mną i automatycznie chciałam się wyrwać. Chłopak mocno mnie trzymał i nie pozwalał odejść
- Wiesz już jak skończyli twoi rodzice- uśmiechnął się i już wiem że to jego wina- Więc albo wygrasz to albo tak samo skończy twój kochany Bradley- powiedział z podłym uśmiechem.
- Wygram- wysyczałam wydzierając się mu i poszłam na przystanek.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro