16
Właśnie co zrobiłam?!!
Stanęłam w miejscu i nie odwracałam się do nich, a gdy usłyszałam że mój brat jest już bardzo blisko mnie. Szybko odwróciłam się z mocnym zamachem dając mu z liścia.
Pod wpływem uderzenia cofnął się o krok i trzymał za miejsce odbitej ręki.
- Jesteś tchórzem- szepnęłam- Nienawidzę was wszystkich!!!!- teraz to łzy mnie nie obchodziły. Wydarłam się tak głośno aż ptaki z drzew odleciały.
Spojrzałam ostatni raz na szokowanych nastolatków po czym odwróciłam się i powoli ruszyłam do domu.
Weszłam do środka mojego pokoju gdzie z płaczem rzuciłam się na łóżko.
************
Wczoraj całą noc nie spałam. Ciągle wyje w poduszke myśląc że chociaż to mnie uspokoji albo że moje łzy się skończą.
Jednak nie...nic się nie skończy bo wszystko dopiero się zaczęło.
Moje nowe życie, gdzie jedyną osobą na którą moge liczyć jest Marie.
Pociągnęłam nosem i zeszłam z łóżka.
Ciągnęłam się prawie po podłodze bo tak bardzo miałam zniżoną głowę
Otworzyłam drzwi i ze zdziwieniem zobaczyłam że na korytarzu byli wszyscy.
Każdy z tych tchórzy, każdy z nich.
- Lily!- krzyknął mój brat- szybko podskoczył do mnie ale ja cofnęłam się i znowu stałam w drzwiach mojego pokoju
- Chce mieć spokój.- warknęłam
- Musimy pogadać- powiedział
- O czym? O tym że nasi rodzice umarli a ty się bałeś mi to powiedzieć?!
- Nie bałem. Poprostu nie chce znowu widzieć tamtej Lily.- spuścił głowę
- Powiedz mi...dlaczego? Dlaczego oni?- spytałam łamiącym głosem.
Nagle ktoś mnie mocno przytulił a ja bez wahania to oddałam myśląc że to mój brat
- Wood- ktoś z nich szarpnął go
Wtedy oderwałam się od chłopaka i mocno dałam mu z liścia
- Zwariowałaś?!-krzyknął- Ja stąd idę.- rzucił i poszedł na dół
- Trochę przesadzona reakcja- zaśmiała się Marie
- Pierdolisz- powiedziałam sarkastycznie i szybko zeszłam na dół z nadzieją że spotkam go
No właśnie co ja chce od niego?
Przecież to zwykly palant który nie ma serca i myśli jedynie swoim członkiem
- Nie myślę tylko nim ale w większości. Mam serce. A palant to taka gra- odezwał się uśmiechnięty
Czy ja myślałam na głos??
- Tak
- I znowu?- tym razem naprawdę zapytałam a nie pomyślałam
- Brad chciał dla ciebie dobrze- Powiedział
- I mu się to nie udało.
- Nie chciał byś się stoczyła
- Jak ty?- spytałam z dziwnym przeczuciem że on coś wie
- Ejj...ja się nie stoczyłem. Jestem idealny - oburknął oburzony a ja się cicho zaśmiałam- Widzisz jako jedyny cię uszczęśliwiam!- wydarł się wesoły
- Rozśmieszasz głupotą - mruknęłam wracjąc z powrotem do grobowej miny
- Jeszcze się policzymy- warknął i odszedł
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro