Rozdział 4 - Straszysz Mnie..
*Mike*
Następnego dnia postanowiłem "przypadkiem" wpaść na Mary. Pod postacią wilka od świtu siedziałem między drzewami obserwując jej okna i węsząc czy nie wyszła z domu. Zdaję sobie sprawę, że w tej chwili mogę wyglądać jak stalker, ale nie mam innego wyjścia. Dzisiaj jest pełnia, a ona nic nie wie o swoim pochodzeniu.
Około godziny 9 wstała i muszę stwierdzić, że pięknie wygląda z samego rana. Poszła za pewne odbyć poranną toaletę, oraz się ubrać gdyż po 20 minutach zauważyłem iż wychodzi z pokoju. Zbliżyłem się najbliżej jak tylko mogłem nie wychodząc przy tym z cienia, a następnie wytężyłem mój słuch.
- Kochanie wychodzimy dzisiaj wieczorem z tatą do opery. Wychodzisz gdzieś czy zostajesz w domu? - zapytała kobieta, prawdopodobnie jej mama, dość radosnym głosem.
- Poczytam książkę i obejrzę jakieś filmy, nie martw się nie zamierzam nigdzie wyjść. Dasz mi jakieś pieniądze to skoczę na zakupy? - o tak idealny moment by na nią wpaść w sklepie! Zbadawszy wcześniej okolicę dowiedziałem się, że niedaleko jest jedynie sklep budowlany, hipermarket oraz park.
Skończyłem podsłuchiwać i w ludzkiej już postaci ruszyłem powolnym krokiem do sklepu. Przechadzałem się właśnie przy półkach z napojami gdy zauważyłem Mary. Czując się pewnie podszedłem do niej, a ona uśmiechnęła się promiennie na powitanie.
- Hej Mikey
~~O matko użyła Twojego zdrobnienia!~~
- Hej. Mówiłem, że spotkamy się szybciej niż myślisz - odparłem opierając się o półkę
- Szpiegujesz mnie? Powinnam się bać?
- Niee chyba, że obawiasz się wyjścia ze mną gdzieś po południu albo wieczorem?
- No nie wiem.. rodzice dzisiaj wychodzą i powiedziałam, że zostanę w domu - rzuciła niepewnie chwytając do rąk butelkę soku.
- Nie daj się prosić, pójdziemy tylko na spacer po lesie, w którym się spotkaliśmy wczoraj.
- W sumie czemu nie, uwielbiam tamto miejsce. Spotkamy się o szóstej na polanie gdzie Cię napadłam.
- Będę o szóstej. Chciałbym Cię poznać dlatego poprosiłem o spotkanie - powiedziałem spokojnie wypatrując jej reakcji. Spojrzała na mnie zdumiona tymi pięknymi oczyma.
- Poznać mnie? W porządku.. A teraz wybacz idę do kasy i wrócę do domu. Do zobaczenia - rzekła i tyle ją widziałem.
Cały w skowronkach ruszyłem po napój energetyczny po czym zapłaciłem. Szybko wróciłem do domu gdzie wziąłem prysznic oraz przebrałem się w inne ciuchy. Zszedłem do kuchni i wyjąłem z lodówki gotowe danie, które następnie wsadziłem do piekarnika na kilka minut. W tym czasie w pomieszczeniu pojawili się Rick oraz Shawn. Spojrzeli na mnie nie pewnie po czym zaczęli.
- Alfo mam wieści ze stada - powiedział Rick
- Coś się stało?
- Twój brat powiedział, że podczas naszej nieobecności wrogie nam stado Gwiezdnych Wilków ogłosiło iż jeśli w ciągu trzech miesięcy nie oddamy im przynajmniej 8 płodnych kobiet zrobią najazd i odbiorą co im się należy.
- W takim razie czekamy aż przybędą. Nie wyślę do nich moich ludzi, a tym bardziej wilkołaczyc gdyż jak dobrze wiedzą my też mamy problem z rozrodczością wśród watahy. Nie rodzi się już tyle dzieci co dawniej. Jak tak dalej pójdzie za kilkadziesiąt lat wyginiemy. Jeszcze coś?
- Już nie alfo. Jesteśmy z Rickiem ciekawi gdzie się wybierasz, że taki radosny się wydajesz. Zdradzisz nam tajemnicę? - zapytał Shawn na co się uśmiechnąłem. Takie dorosłe a jednak ciekawskie.
- Idę na spotkanie z Luną. Przygotujcie się bo być może jutro wrócimy do Mahon w czwórkę. Nie zapomnijcie, że ona nie powinna dowiedzieć się o więzi. Przynajmniej narazie.
- Wedle Twojego rozkazu - odrzekł Shawn.
Razem z betami pooglądałem jeszcze trochę telewizję. Ujrzawszy, że godzina spotkania z Mary się zbliża udałem się na polanę. Dziewczyna już czekała uśmiechnięta.
- No to gdzie idziemy?
- Przed siebie. Tak jak mówiłem wcześniej chcę z Tobą porozmawiać i bliżej poznać. Wydajesz się być miłą, przyjazną a także zaradną dziewczyną - zacząłem ostrożnie.
- Masz rację, ale gdy sytuacja tego wymaga potrafię pokazać charakterek. Masz jakieś rodzeństwo albo zwierzaka?
- Cóż mojego brata Arniego można zaliczyć zarówno do rodzeństwa jak i zwierzaka - powiedziałem uśmiechając się szeroko.
- Zawsze chciałam większej rodziny, ale niestety jestem jedynaczką. Rodzice na zwierzęta się nie zgodzili lecz wiąże z nimi przyszłość po studiach.
Spacerując po miękkiej trawie dowiedzieliśmy się o sobie więcej. Wiem, że Mary ma trójkę bliskich przyjaciół w tym jakiegoś Sebastiana, uwielbia kuchnię europejską, słucha muzyki pop, ale nie pogardzi też rockiem i wielu innych. Na szczęście ciężko dowiedzieć się tylu rzeczy w dwa dni, więc tematy do rozmowy zawsze będą.
Mary chciała już powoli wracać do domu, ale musiałem ją powstrzymać. Musi poznać prawdę o sobie. Jak to powiedzieć by jej nie wystraszyć?
- Mary poczekaj, nie możesz iść jeszcze. Nie powiedziałem ważnej rzeczy, a musisz poznać prawdę dzisiaj. Przykro mi, ale to .. - nie dokończyłem gdyż dziewczyna mi przerwała.
- Mikey.. Straszysz mnie. Przestań!
- Mar wysłuchaj mnie do końca, a dopiero potem zadecyduj. Mogę prosić o tyle?
- D-Ddob-brze - wyjąkała.
~~Ona się boi! Nie rób tego, to ją zniszczy... Mikey proszę..~~
~Przepraszam, ale nie ma odwrotu.~
- Powiedz mi czy od jakiegoś czasu nie masz problemu z agresją albo nawiedzają Cię dziwne sny lub co gorsza koszmary?
Hej ho robaczki! Rozdział napisał mi się tak łatwo, że postanowiłam go opublikować jeszcze dzisiaj. Co sądzicie o nadchodzących zmianach w Mary? ^.^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro