Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 21 - Przykro Mi, Słońce.

*Mary*

Otworzyłam usta ze zdziwienia usłyszawszy teorię bruneta. Jak oboje mogliśmy być jedną nogą w grobie?

- Czy Ty... - urwałam nie potrafiąc dokończyć zdania. Nie chciałam wypowiedzieć tego pytania na głos.

- Umierasz? - dokończył pocierając nerwowo kark dłonią. - Wydaje mi się, że tak. Przyszedłem po Ciebie, a gdy byłaś już tak blisko zranili mnie srebrnym ostrzem. Przykro mi, słońce.

Nie docierały do mnie jego słowa. W środku poczułam smutek? Złość? Nie. Czułam nadzieję, że Mike jednak się z tego wyliże i już niedługo się zobaczymy, żywi.

Podszedł do mnie wolnym krokiem i kciukiem otarł łzę z mojego policzka. Nawet nie wiedziałam, że się tam znalazła. Spojrzałam w zielone jak miętowe cukierki, którymi ochoczo zajadałam się w dzieciństwie, oczy. Obie dłonie położył na moich zarumienionych, jak sądzę, policzkach. Wpatrywaliśmy się w siebie bez słowa, ale jak wiadomo kiedyś trzeba było ją przerwać.

- Przepraszam Mike - odparłam spuszczając wzrok na nasze stopy. Usłyszałam jak chłopak wzdycha słysząc moje słowa.

- Za co przepraszasz, kwiatuszku?

- Za to, że przeze mnie umierasz. Za to, że nie postawiłam się nigdy na Twoim miejscu względem decyzji dotyczących mnie. Nawet nie próbowałam tego zrobić. Teraz wiem, że próbowałeś mnie chronić, na swój sposób. Lecz co Cię spotkało? Powoli... - uciszył mnie w tak wyjątkowy sposób w jaki tylko on mógł to zrobić.

Złączył swoje ciepłe wargi z moimi. Zdziwienie wymalowało się na mojej twarzy, ale mimo to oddałam pocałunek. Pragnęłam to zrobić już od dawna, ale relacja między nami odwlekała to w czasie. Czyż to nie piękny sposób na pożegnanie gdy znajdowaliśmy się na pograniczu?

Delikatnie, ociągając się, a zarazem czule muskaliśmy się ustami. Zamknęłam oczy chcąc oddać się przyjemności, a już po chwili poczułam rozciągnięte wargi Mike'a w uśmiechu.

Uchyliłam powieki i niemal natychmiast cofnęłam się od bruneta. Działo się coś złego, a my nie mogliśmy nic na to poradzić. Bałam się, że go stracę...

- Mary? Coś źle zrobiłem? Co się stało? Powiedz mi - odparł zaniepokojony podchodząc do mnie bliżej i wyciągając ręce w geście zachęcającym do przytulenia.

- Robisz się... Przezroczysty - odparłam cicho, ale nie na tyle by nie mógł mnie usłyszeć.

Rozumiejąc moje słowa spojrzał na swoje kończyny by potem skierować smutny wzrok na mnie.

- Chyba.. Nie zostało mi zbyt wiele czasu.

- Na pewno nic się nie da zrobić? - wyjąkałam czując jak ciepła ciecz spływa po moich polikach.

- Chodź do mnie Mar - powiedział, a ja natychmiast podeszłam bliżej niego wtulając się w jego tors. Natomiast on objął mnie mocniej i schował głowę w zagłębieniu mojej szyi.

- To mogą być nasze ostatnie chwile, więc chce Ci coś powiedzieć. Może nie to, że Cię kocham, ale czuję do Ciebie coś więcej niż sympatię. Wszystko co zrobiłem robiłem z myślą o Twoim bezpieczeństwie. Obiecaj mi, że jeśli przeżyjesz, a ja nie to zostaniesz przy boku Sebastiana. Jesteście ze sobą związani i sam ten fakt jest bardzo ważny. Odczujesz moją stratę, ale nie zniesiesz kolejnej, jego.

Czy powinnam mu to obiecać? Ja chciałam aby to on żył. Czy życie musi być pełne smutku i cierpienia poprzeplatanego chwilowym szczęściem?

- Obiecuję, ale proszę Cię o jedno.
- O co księżniczko?

- Jeśli nie umrzesz jakimś cudem to proszę abyś zabił Bastiana gołymi rękoma. Obiecujesz, że to zrobisz?

- Oczywiś... - nie dokończył.

Mike zniknął, a ja poczułam swoisty smutek. Przeze mnie stado straciło i Lunę i alfę, a niewinny brunet prawdopodobnie nie przeżył ciosu srebrnym ostrzem.

Przede mną już nie znajdował się dom w Mahon, a nicość otaczająca mnie wcześniej. Może nie wiedziałam co dzieje się wokół mnie, ale czułam wszystko zgromadzone w mym wnętrzu. Cały smutek, ból i nadzieja chciały się uwolnić. Miałam wrażenie, że jestem wreszcie gotowa. Gotowa na to aby otworzyć oczy i zmierzyć się z otaczającą rzeczywistością.

Dzisiaj niestety tylko 600słów, ale nie mogłam napisać nic więcej gdyż nie zachęciłoby was to do przeczytania kolejnego rozdziału!
Wiem, że chcecie mnie teraz za pewne oskalpować, obedrzeć ze skóry, wrzucić do kadzi z kwasem lub tortutować, ALE ALE! Pamiętajcie, że nie wszystko się wyjaśniło i musicie cierpliwie czekać na to!
Zdradzę wam, że podczas pisania tego rozdziału popłynęły mi łzy... Ah ten Mike :c

Nie płaczcie kochani bo serce mi krwawi jak czytam, że doprowadziłam was do takiego stanu :(

Ooo i dodatkowo zostałam nominowana przez ladyshaadow1721 do wymienienia (krótkie spojrzenie co mam zrobić) 7 ulubionych piosenek i jednej zabawnej/dziwnej sytuacji z mojego życia.

To cóż moje ulubione piosenki (proszę nie oceniać ;d) :

Andy Black - We don't have to dance

Andy Black - Ribcage

Fall Out Boy - Light'em up

Ruelle - Monsters

Halsey - Control

Twenty One Pilots - Heathens

5 Seconds Of Summer - Lost Boy

A historii właściwie nie ma bo na tę chwilę nie potrafię sobie nic przypomnieć chyba, że przygnębiającą z ostatnich dni. Farbowałam się ostatnio na czerwono nową farbą. Za żadne skarby nie potrafię znaleźć fajnej farby (KTOŚ COŚ POLECA?). Zamiast pięknej, płomiennej czerwieni moje włosy z jasnorudych zrobiły się... czarne! Przy moich worach pod oczami, bladej cerze oraz bardzo czerwonych ustach + ubieram się na ciemno, więc jestem niczym wampir. Kobieta na krwiodawstwie zapytała czy się dobrze czuję bo wyglądam tragicznie, a ten kolor za nic mi nie pasuje. Przyjaciółka jak mnie zobaczyła zwijała się ze śmiechu dobre kilka minut zaś moja mama skomentowała "Chciałaś się farbować to masz nauczkę". Pocieszenie level expert. Jestem świadoma, że wyglądam tragicznie i z nadzieją czekam, aż czerń się wypłucze ;c

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro