Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2.6 - Zmiany W Relacji

*Mike*

Kolejny, zwyczajny dzień jako alfa. Od rana członkowie watahy walili drzwiami i oknami. Jedni prosili o przeniesienie z powodu dziecka w drodze, z czego in gratulowałem, zaś inni chcieli zgłosić swoje dzieci na gotowe do pierwszej przemiany. Norma.

Czymś nowym jednak było to, że Mary wyszła z inicjatywą spaceru późnym popołudniem. Co jak co, ale zdziwiło mnie to. Pierwszą myślą było, iż odnalazła sposób na naszą sytuację lecz powiedziałaby mi o tym od razu, więc ten pomysł odrzuciłem. Podczas papierkowej roboty uświadomiłem sobie, że może chciała spędzić razem czas, porozmawiać skoro mamy być parą, a w przyszłości małżeństwem. Uśmiech wypływał na moje usta gdy o tym pomyślałem.

Coś się zmieniło w naszej relacji. Zdobywaliśmy się na niewielki dotyk, szczere rozmowy i spędzanie czasu we własnym towarzystwie. Odkąd ją oznaczyłem, sprawiając przy tym ból z czego zdawałem sobie sprawę, było inaczej. Gdy nasza skóra stykała się choć na chwilę po ciele rozchodził się przyjemny prąd. Jak nie byliśmy zbyt blisko przez jakiś okres czasu mogłem czuć to co ona, na dodatek w środku mnie znajdowała się pustka. Rodzice ani ktokolwiek inny nigdy o tym nie wspominał sądząc pewnie, że lepiej byłoby gdybym to poczuł, a nie usłyszał od innych osób.

Mój wewnętrzny wilkołak cieszył się na spotkanie z ukochaną mimo, że przebywała w tym samym budynku. Nie mogłem go za to winić, ale denerwował mnie tak bardzo, iż po porządnym skarceniu zrozumiał swój błąd i obiecał, że przestanie aż tak reagować na jej bliskość bądź oddalenie.

Zszedłem na dół by znaleźć coś dobrego do jedzenia. Otwierając lodówkę zauważyłem przyczepioną do niej kartkę.

"Jestem u Georginy. Wrócę o 17, więc bądź gotowy na spacer, chcę z Tobą o czymś porozmawiać."

- A o obiedzie nic. - wyszeptałem.

Przygotowałem sobie szybki posiłek, którym były... kanapki. Nie mogłem się zdobyć na coś kreatywniejszego czy chociaż ciepłego. Po zjedzeniu spojrzałem na zegarek i stwierdziłem, że do powrotu Mary było jeszcze trochę czasu, więc położyłem się na kanapie po czym zasnąłem.

Obudziło mnie szturchanie. Przyciągnąłem Mar do siebie chcąc ją objąć i zatopić nos w jej cudownych włosach. Jednak włosy były za krótkie jak na nią co sprawiło, że gwałtownie otworzyłem oczy. W ramionach nie trzymałem mojej przeznaczonej lecz Petera próbującego się wyrwać. Natychmiast go puściłem i przeszedłem do formalnego tonu.

- Czemu mnie obudziłeś?

- Alfo mamy problem. Resztki watahy Sebastiana Monroe zażądała jego ciała, a przecież spaliłeś je i spłukałeś w kanalizacji. Grożą zaatakowaniem jeśli nie spełnimy tego o co proszą. Co mam odpowiedzieć?

- Śmiało, niech atakują. Są mocno osłabieni po wydarzeniach sprzed nie tak dawna. Nie informuj ich co stało się z ciałem tego, pożal się Boże, dzieciaka.

- Tak jest Alfo. A teraz pozwól, że odejdę. - powiedział na co skinąłem delikatnie głową po czym zniknął za drzwiami.

By zabić czas włączyłem telewizor. Akurat leciał jakiś mecz piłki nożnej, ale nie dane mi było go obejrzeć gdyż w tamtej chwili weszła Mary z uśmiechem od ucha do ucha.

- Co się stało, że taka wesoła jesteś?

- Amelie jest cudowna, ale cieszę się również z tego, że spędzimy trochę czasu razem. Cały dzień byłeś zajęty.

- W takim razie komu w drogę temu czas Mar - rzuciłem wstając z kanapy i ruszając w stronę drzwi.

Grzecznie zaczekałem aż brunetka wyjdzie pierwsza po czym również to uczyniłem i zamknąłem drzwi. Szliśmy przed siebie rozmawiając dopóki nie poczułem jak dziewczyna łapie mnie za rękę. Prąd przeszył całe moje ciało i myślę, że ona zareagowała podobnie bo gwałtownie poderwała swój wzrok spoglądając na mnie.

Dotarliśmy do skałek ukrytych między drzewami. Delikatnie pobolewały nas nogi, więc usiedliśmy na nich, bardzo blisko siebie, tak, że nasze ramiona i kolana stykały się. Mary nagle jakby się zestresowała gapiąc się na swoje buty.

- Mar? Chciałaś porozmawiać. Coś się stało? - zapytałem troskliwie.

- Tak. Nie. Nie wiem - wyszeptała cały czas wpatrując się w trampki. Złapałem, delikatnie, jej brodę w palce i obróciłem tak by spojrzała na moją twarz.

- Co się dzieje? 

- Dobrze, powiem - rzuciła wciągając powietrze do płuc - bojachciałabymmiećtojużzasobą - powiedziała na jednym wdechu przez co wcale jej nie zrozumiałem.

- Możesz powtórzyć, wolniej?

- Chciałabym mieć to już za sobą.

- Nie rozumiem. - odparłem lustrując to jak po jej twarzy przechodzą najróżniejsze emocje. Radość, zdenerwowanie, niepewność i smutek.

- Skoro mamy być razem, skoro jesteśmy bratnimi duszami, to chciałabym mieć za sobą.. - urwała, ale mimo to zrozumiałem o co jej chodzi.

- To Twój pomysł na wykaraskanie się z naszej sytuacji, prawda? - skinęła głową - Nie chcę aby to było wymuszone Mary. To ma być dla Ciebie najlepsza chwila, a nie taka byleby to odklepać.

- Mike, ja tego chcę - powiedziała zbliżając swoje usta do moich.

Pocałunek zaczął się niewinnie, ale stopniowo stawał się bardziej czuły i namiętny. Brunetka usiadła na moich kolanach w dalszym ciągu nie przerywając pocałunku. Gdy odsunęła się by zaczerpnąć tchu, a potem ponownie wpić się w moje usta położyłem palec wskazujący na jej malinowe wargi. Zdziwiło ją to.

- Jeśli tego pragniesz to okej, ale nie tutaj i nie w taki sposób. Wstrzymaj się do jutra, chcę uczynić ten wieczór, tą chwilę najwspanialszą na świecie. Chociaż tyle daj mi zrobić skoro odebrałem Ci, nieświadomie, możliwość wyboru chwili. Dobrze?

- Okej, a teraz skoro się zbłaźniłam wracajmy do domu.

- Nie zbłaźniłaś się, kochanie - powiedziałem przed złożeniem pocałunku na jej skroni.


Hej ho robaczki! Jak rozdział? Kto się nie może doczekać następnego?

 

 

JA!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro