Rozdział 2.5 - Cudowna, Prawda?
*Mike*
- Mar, dobrze wiesz, że nie zrobiłbym tego bez Twojej zgody. W życiu nie powinnaś mnie uwalniać, a teraz? - przerwałem by usiąść na kanapie na przeciwko dziewczyny.
Moja przeznaczona opowiedziała mi wszystko, ze szczegółami, jak tylko udało mi się ją uspokoić. Ostrożnie podchodziłem coraz bliżej mówiąc, że wszystko jest w porządku i nie zrobię jej krzywdy. Uwierzyła bo była to najczystsza prawda. Teraz siedziała w fotelu zaś ja usadowiłem się na kanapie po czym złapałem się rękoma za głowę. Mieliśmy przechlapane.
- Jak ktokolwiek się dowie, nawet Rick, to nic nie uda mi się z tym zrobić. Przykro mi. - wyszeptałem.
- To też moja wina. Wiedziałam, że nie powinnam cię uwolnić, ale nie potrafiłam tego nie zrobić.
- Co teraz zrobimy?
- Daj mi dwa dni to wymyślę rozwiązanie. Na razie zawiążę na ręce bandankę lecz to nie przejdzie na dłuższą metę.
- Na prawdę przepraszam, że teraz możesz zostać zmuszona do czegoś czego nie chcesz Mary. - powiedziałem spoglądając na brunetkę. Ta wstała z miejsca, podeszła i uklękła przy moich nogach po czym złapała za moją dłoń.
- Poradzimy sobie Mike. Nie myśl o tym. - odparła ściskając moją rękę nieco mocniej.
- Dobrze. Masz jakieś plany na dzisiaj?
- Nauka kontroli z Rickiem za pół godziny, a potem idę odwiedzić Georginę i Amelie. Nawet nie wiesz jak mała jest podobna do Shawna. Te same, prawie czarne oczy oraz zadarty nosek. - rzuciła z uśmiechem na ustach. Ciekawe kiedy my będziemy mieć pierwsze dziecko?
- Wpadnę potem do was i zobaczę najmniejszą członkinie watahy - posłałem brunetce uśmiech składający się z delikatnie uniesionych kącików ust.
Nie klęczała już przy mnie tylko siedziała tak blisko, że stykaliśmy się ramionami. Czułem prąd przy każdym jej dotyku co było czymś zupełnie nowym. Mój wilk napawał się tym uczuciem co sprawiało przyjemność również mi.
Siedzieliśmy w ciszy, a każde z nas zanurzone było we własnych rozmyślaniach. O czym mogła myśleć Mary? O tym co się wydarzyło w nocy? A może myśli nad rozwiązaniem ugryzienia?
- Mike?
- Tak?
- Mówiłam, że wychodzę. Nie słuchałeś mnie, prawda?
- Nie, przepraszam, ale się zamyśliłem. Miłej nauki, a ja w tym czasie pojadę na zakupy.
- W porządku. Ugotuję nam kolację jak wrócimy od Georginy. Narazie! - krzyknęła wychodząc. Mogłem się założyć, że w tamtej chwili na jej ustach gościł uśmiech. Uwielbiała chodzić do blondynki i małej Amelie, a sam fakt, że do nich dołączę był nowy. Czuję, że dziewczyna ma do mnie trochę żalu za śmierć Shawna, ale tego nie pokazuje.
Wstałem, wyszedłem z domu po czym ruszyłem do mojego ulubionego samochodu. Zrobiłem większe zakupy, ponieważ nasza lodówka świeciła już pustkami. W reklamówkach znajdowały się najróżniejsze warzywa i owoce, wędliny, sery, mięsa, napoje i kilka win. Kupiłem także świece jakby Mary chciała sobie zapalić podczas kąpieli czy coś.
Wróciłem, a gdy rozpakowałem zakupy uznałem, że to najwyższy czas by iść do dziewczyn. Mary już dawno skończyła naukę i zaraz po niej poszła do Georginy. Dom blondynki nie znajdował się daleko od naszego, ponieważ Shawn za życia był moim betą musiał mieszkać blisko. Nie zamierzam kazać jej się przenosić bo byłoby to po pierwsze niegrzeczne, a po drugie przyzwyczaiła się do mieszkania tam.
Zapukałem, delikatnie, a już po chwili otworzyła mi dziewczyna z długimi do pasa blond włosami i niebieskimi oczami. Na jej twarzy widoczne było zmęczenie i mała ilość snu, za mała. Jednak mimo to uśmiechała się trzymając w rękach szmatkę, którą wycierała coś z podkoszulka.
- Witaj alfo. Wchodź do środka, Mary jest z małą w salonie. Ja wrócę za 10 minut.
- Mike. Po prostu Mike, nie bawmy się w tytułowanie. - powiedziałem spokojnie, z uśmiechem.
- Dobrze Mike. Idę po pranie, a Ty się rozgość. - odparła radośnie.
Wszedłem cicho do pomieszczenia wskazanego przez blondynkę. Zobaczyłem moją bratnią duszą z Amelie na rękach. Siedziała w fotelu i śpiewała od czasu do czasu posyłając uśmiech do dziecka. Dziewczynka dotykała malutkimi rączkami jej brązowych loków przy okazji uśmiechając się bezzębnie. Oparłem się o framugę zainteresowany.
- You're the first face that I see
And the last thing I think about
You're the reason that I'm alive
You're what I can't live without
You never give up
When I'm falling apart
Your arms are always open wide
And you're quick to forgive
When I make a mistake//
Jesteś pierwszą twarzą jaką widzę
i ostatnią rzeczą o której myślę
Jesteś powodem dla którego żyję
Jesteś tym bez czego nie mogę żyć
Nigdy się nie poddajesz
kiedy się załamuję
Twoje ramiona są zawsze otwarte
I szybko wybaczasz
Kiedy popełniam błąd
Poczułem dziwne ukłucie blisko serca kiedy Mary spojrzała na mnie opierającego się o framugę i na dodatek podsłuchującego lecz po chwili przybrała radosną minę powracając do małej. Postanowiłem podejść bliżej siadając w fotelu na przeciwko tej dwójki. Brunetka zmierzyła mnie wzrokiem.
- Chcesz ją potrzymać?
- Ja nie wiem.. Nie chcę jej zrobuć krzywdy - odparłem lekko zestresowany? Wystraszony? Ciężko ocenić.
- To proste - podeszła z dzieckiem - jedną rękę wsuwasz pod jej nóżki podtrzymując dolną partię ciała, opierasz ją sobie na drugim przedramieniu o tak i łokciem podpieraj jej główkę. To ważne.
Bałem się, że zrobię jej krzywdę, ale udało się. Trzymałem Amelie w ramionach wywołując tym samym uśmiech brunetki. Nie zauważyłem kiedy do pomieszczenia weszła Georgina. Uśmiechnęła się szczerze.
- Do twarzy Ci z dzieckiem Mike - powiedziała - Kiedy planujecie zostać rodzicami? - dodała po chwili.
- My nie... To jeszcze nie czas. Czekamy. - odparła nieśmiało moja przeznaczona.
- No cóż czekam na wieści o małym Summersie - rzuciła odbierając ode mnie małą.
- Będziesz pierwszą, która się dowie. Odpoczywajcie, a my wracamy do siebie. Trzymaj się Georgie
- Wy również. Do zobaczenia!
Kiedy wyszliśmy od blondynki Mary chwyciła mnir za rękę, więc spojrzałem na nią zdziwiony, a ona tylko wzruszyła ramionami. Gdy weszliśmy do domu dziewczyna zatrzymała się po czym rzuciła.
- Cudowna, prawda?
- Racja - odpowiedziałem, a ona już po chwili zniknęła w kuchni.
Wolałem nie przeszkadzać jej, więc z nudów zająłem się papierkową robotą myśląc jak Mary spróbuje nas wykaraskać z naszego kłopotu.
Robaczki moje kochane następny rozdział już jutro bo zapomniałam ten wstawić wczoraj.
Jak myślicie co wymyśli Mary?
Zdradzę wam, że kolejny rozdział po jutrzejszym planuję napisać bardzooo długi aby nie dzielić akcji na dwie części i po pierwszej wiedzielibyście co będzie w drugiej :d
A tak umierajcie z ciekawości.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro