Rozdział 2.2 - Zapamiętać Jej Wygląd.
*Mike*
Tylko pełnia niebieskiego księżyca dzieliła mnie od nadchodzącego dwumiesięcznego spokoju. Miałem poświęcić go na szkolenie ludzi, spędzanie czasu z Mary oraz własnego relaksu. Marzyłem o takiej chwili wytchnienia już od kilku dni, a niedługo ona nadejdzie. Jednak obawiałem się dzisiejszej nocy, ponieważ będzie zupełnie inna od dawna. Będę siedział w piwnicy z opancerzonymi ścianami oraz drzwiami zamkniętych na kłódkę. Dodatkowo ja sam będę skuty kajdankami i związany łańcuchami. Nie mogłem wydostać się tej pełni. Mógłbym walczyć z moją naturą, ale nie długo. W końcu wilkołak przejąłby nade mną kontrolę, a to skończyłoby się z każdej strony katastrofą.
Moje przemyślenia przerwał Rick i troje innych bet wchodzących do mojego gabinetu, w domu. Cała czwórka miała posępne miny, za pewne z powodu nadchodzącego wydarzenia. Stanęli przed moim biurkiem na co podniosłem głowę, a następnie spojrzałem z pytającym wyrazem twarzy.
- Coś się stało? - zapytałem kierując wzrok kolejno na każdego z moich pobratymców.
- Alfo czy masz jakieś rady dla watahy w związku z dzisiejszą pełnią? - rzucił Peter.
- Właściwie tak. Niech dorośli zamkną się w swoich piwnicach i dodatkowo zakują w kajdany lub zwiążą. Dzieci mogą to zrobić z nimi lub w swoich pokojach bo nie mają tyle siły by się z nich uwolnić. Niech nikt nikogo nie wypuści inaczej rada się tym jutro zajmie. To wszystko.
- Czy moglibyśmy pogadać? - zaproponował Rick - We dwójkę - dodał.
- Zostawcie nas samych - odparłem pewnie - Słucham, przyjacielu.
- Za trzy dni chciałbym wyjechać, ale wrócę przed atakiem innej watahy. Nie będę mógł uczyć Luny samokontroli, więc uważam, że powinieneś kogoś dla niej znaleźć. Nie radzi sobie tak dobrze jak powinna i jeszcze długo to potrwa.
- Rozumiem, ale chciałbym wiedzieć jedno. Dlaczego wyjeżdżasz?
- Pora bym odnalazł bratnią duszę. Skoro nie ma jej w pobliżu muszę poszukać trochę dalej. Czuję, że powinienem ją odnaleźć jak najszybciej.
- Chodzi, więc o kobietę. Nie ma problemu z Twoim wyjazdem. Mam nadzieję, że wpadniesz do nas za dwa dni na kolację pożegnalną. - powiedziałem podnosząc delikatnie kąciki ust.
- Jasne, a teraz wybacz, ale już pójdę. Do zobaczenia Mike.
- Narazie Rick.
Po skończonej pracy zszedłem na dół gdzie Mary kończyła przygotowywać posiłek podśpiewując coś pod nosem. Poczułem w środku ukłucie niedaleko serca.
~~Jeszcze nie jest nasza, a już nam gotuje~~
- Hej Mar. Musimy porozmawiać - powiedziałem spokojnie.
- Mikey co się dzieje?
- Rick wyjeżdża niedługo, więc muszę znaleźć Ci kogoś innego do nauki. Za dwa dni organizuję kolacje pożegnalną dla niego, ale ja coś ugotuję. Chciałem byś wiedziała.
- A powiedział dlaczego wyjeżdża? - rzuciła wyjmując naczynie z piekarnika i kładąc je na silikonowej podstawce na środku stołu po czym usiadła naprzeciw.
- Cóż powiedział, że wyjeżdza odnaleźć bratnią duszę. Trzymam za niego kciuki - odparłem nakładając posiłek na talerz.
- Ohh.
Po zjedzonym posiłku poszliśmy z Mary do salonu. Zostały nam cztery godziny do pełni. Brunetka rysowała coś w szkicowniku siedząc w fotelu kompletnie ignorując to co działo się wokół niej. Natomiast ja leżałem na kanapie i przyglądałem się jej.
Lekko kręcone włosy opadały na jej ramiona oraz dekolt, a pojedyncze kosmyki odstawały w różne strony. Szczupłe palce mocno trzymały ołówek, a dłonie były ubrudzone grafitem poprzez pocieranie o kartkę by stworzyć światłocień. Twarz wyrażała skupienie poprzez sam jej wyraz oraz usta zaciśnięte w wąską kreskę. Brązowe tęczówki od czasu do czasu spoglądały na moją osobę. Na jedną chwilę straciłem głowę by zapamiętać to jak wyglądała w danej chwili i właśnie w ten moment zasnąłem zapominając o tym co miało się zdarzyć za kilka godzin.
Obudziło mnie szturchanie i głos mówiący "Obudź się. Mike! Do cholery wstań". Chyba nikt nie marzy o takiej pobudce, ale mimo to otworzyłem oczy.
*Mary*
Gdy jego powieki się uchyliły odetchnęłam. Mieliśmy tak mało czasu, a on nie mógł zostać tutaj, nie zamknięty. Ja również nie mogłam.
- Nareszcie! Za pięć minut pełnia, ja zapomniałam zajęłam się rysunkiem. Mike musimy iść!
Natychmiast zrozumiał sytuację i wstał z kanapy. Biegiem rzuciliśmy się do piwnicy po czym Mike otworzył solidne drzwi. Weszliśmy do niewielkiego pomieszczenia, w którym nie leżało nic więcej prócz jednej pary kajdan i kilku łańcuchów.
- Słuchaj mnie uważnie. Zakuj mnie teraz, a następnie biegnij szybko do mojego gabinetu po łańcuchy i kajdany dla siebie. Kiedy tu wrócisz zamknij drzwi. Otwierają się one od środka pod warunkiem, że ma się klucz, który schowałem w bucie. Nie dosięgne go reką, więc go nie wyjmę. Pośpiesz się!
Z trzęsącymi dłońmi zakułam jego ręce z tyłu kajdanami. Obwiązałam go łańcuchami, a następnie przymocowałam je do haków tak jak pokazywał mi rano.
Wybiegłam z pomieszczenia zamykając drzwi, ponieważ z tej strony normalnie się otwierały. Biegłam ile sił w nogach i gdy dotarłam do gabinetu zaczęłam przeszukiwać wszystko. Nie mogłam ich za nic znaleźć!
W mojej głowie podczas poszukiwań krążyło wiele próśb mojej wilczycy. Prosiła bym zeszła do Mike'a i przytuliła bo brakowało jej jego bliskości. Chciała również abym go uwolniła gdyż więzienie bratniej duszy było złe. Walczyłam z tym znajdując przy okazji kajdany i jakieś łancuchy. Szybko zbiegłam na dół lecz zbiegając coś mnie tknęło.
Nie.
Jestem średnio zadowolona z tego rozdziału, ale mam nadzieję, że kolejne będą lepsze.
Co to tknęło naszą Mary? Jakie są wasze opinie?
Do następnego rozdziału Misiaki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro