Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2.11 - Laur Nie Zmieniaj Tematu

*Mike*

Całą czwórką ruszyliśmy do budynku, w którym leżała Lauren. Byliśmy ciekawi gdzie się podziewała przez cały czas, jak wyglądały te trzy lata w jej życiu oraz o co chodziło z wiadomością dla mnie. Musieliśmy to wiedzieć zarówno z troski, bezpieczeństwa watahy, a także odrobiny ciekawości.

Gdy byliśmy dziećmi Lauren często się z nami bawiła. Z każdym problemem oraz potrzebą pomocy można było się do niej zwrócić dopóki nie dorosła na tyle aby szukać partnera. Spotykała różnych potencjalnych przeznaczonych dopóki nie spotkała Connora. Nigdy go nie widzieliśmy, ale wiadomo było, że jest z innej watahy i się spotykają, a pojawi się dopiero po sparowaniu. Było to dość dziwne, ale każdy to szanował czekając cierpliwie, aż ten dzień nadejdzie. Brakowało nam blondynki lecz nie mogliśmy nic poradzić na miłość, a już tym bardziej na przeznaczenie. W końcu to ono wiedziało najlepiej czyja dusza należy do kogo.

Niestety pewnego dnia weszliśmy z Rickiem do jej pokoju. Zamiast niej zastaliśmy tylko list, w którym wyjaśniła, że nie chce już takiego życia i odchodzi. Niecałe kilka miesięcy później zmarł tata Lauren oraz Ricka zostawiając chłopaka kompletnie samego. Wtedy nasza przyjaźń stała się silniejsza dzięki temu, że nieustannie go wspierałem w tak ciężkich chwilach. Widziałem jak ciężko znosił jej nieobecność, a teraz wcale nie jest lepiej. Przejął się jej odnalezieniem, ale nie wybaczy jej tego, że zostawiła go kompletnie samego, pozostawionego wyłącznie sobie.

Po krótkiej rozmowie z lekarzem dowiedzieliśmy się, że dziewczyna była w stanie stabilnym, ale odwodnienie i niedożywienie dało o sobie znać. Wybudziła się, więc dostała wszelkie kroplówki, leki oraz pożywienie.

W pomieszczeniu nie znajdowało się nic więcej oprócz łóżka, dwóch krzeseł, aparatury, szafki nocnej oraz drzwi do innego pokoju bądź łazienki. Pod białą pościelą można było dostrzec drobną blondynkę o podobnych rysach twarztmy jak Rick oraz zielonych niczym jadeit oczach. Spoglądała na Mary, na mnie, a gdy jej wzrok powędrował do Ricka dziewczyna stała się jak sparaliżowana.

- Hej, jak się czujesz? - zapytałem chcąc rozluźnić atmosferę.

- Bywało lepiej. Kim jesteś?

- Mary, miło poznać. Jestem bratnią duszą Mike'a - odparła brunetka akcentując każde słowo.

- Nareszcie ją odnalazłeś! Kiedy zostanę ciotką?

- Laur nie zmieniaj tematu - warknął blondyn.

- Nic się nie zmieniłeś. Jak wstanę z łóżka to tak ci nakopie...

- Lauren opowiedz co się stało bo musimy i chcemy wiedzieć.

- Cofnijmy się do momentu, w którym uciekłam zostawiając list. Nie zrobiłam tego z własnej woli. Connor zagroził mi, że jeżeli z nim nie pójdę Ty i tata zginiecie, a on zabierze mnie siłą. Nie mogłam na to pozwolić i poszłam dobrowolnie udając, że uciekłam z domu. Myślałam, że to było po prostu jakieś jego widzimisię, kaprys i będzie jak wcześniej. Tak nie było. Bił mnie, poniżał bez względu na to czy byłam w ciąży czy nie. Vivienne nie zmieniła jego podejścia do mnie choć dla niej jest wzorowym ojcem. Ostatnie tygodnie chodził zdenerwowany aż nie oznajmił mi tydzień temu, że mam ci przekazać wiadomość. Wyrzucił mnie z domu tak jak stałam i natychmiast kazał wyruszyć w drogę, a sam został z naszą córką. Gdybyś mnie nie odnalazł prawdopodobnie leżałabym tam gdzie upadłam. Rick, a gdzie tata?

- Zmarł niedługo po tym jak odeszłaś - fuknął obojętnie.

- W dalszym ciągu nie wiemy nic o wiadomości - powiedziałem spokojnie.

- Gdy rozmawiałam z nim po raz ostatni powiedział jedynie, że twoja wataha ma dziesięć dni. Teraz zostały wam już tylko trzy, ale nie wiem o co chodzi. A Ty Mike?

- Laur dla ciebie jest to alfa stada, a nie kolega w tej chwili. Zwracaj się z szacunkiem - burknął Rick.

- Przestań. Lauren, z jakiej watahy jesteś ty i Connor?

- Gwiezdnych Wilków, a czemu pytasz? Zbladłeś.

- Cholera, Rick natychmiast idź ogłoś, że za dwadzieścia minut odbędzie się zebranie, obowiązkowe dla każdego. Mamy problem jeśli chodzi o to o czym myślę. - rzuciłem nerwowo chodząc po pokoju.

- Mike - Mary zbliżyła się do mnie kładąc dłoń na moim ramieniu - o co może im chodzić?

- Wydaje mi się, że przyspieszyli trochę czas do wojny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro