Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 20 - Śmiertelne Srebro.

*Rick*

Byłem w grupie, której zadaniem było odwrócenie uwagi na przodzie domu. Razem z chłopakami zaczęliśmy od przeróżnych krzyków i wyzwisk, a kiedy nikt nie reagował w nasze dłonie wpadły kamienie leżące na podwórku. Paul zniszczył skrzynkę pocztową, a jeszcze ktoś inny śmietnik robiąc przy tym pełno hałasu. O to przecież nam chodziło.

Jednakże po pewnym czasie już żaden osobnik nie wychodził z domu mimo naszych starań i zniszczeń jakie spowodowaliśmy. W tamtej chwili postanowiliśmy wkroczyć do środka. Dwójka z nas skierowała się na tył aby wejść drugimi drzwiami zaś ja z Peterem uparłem się na główne wejście.

Cicho oraz powoli nacisnąłem klamkę otwierając tym samym drzwi. Uważałem na każdy krok jaki stawiałem by nie wywołać nie potrzebnych odgłosów. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że odkąd wszedłem do środka wstrzymywałem oddech.

Idąc przy ścianie ominęliśmy hol z kilkoma ciałami zarówno naszych ludzi jak i Sebastiana. Klękaliśmy przy każdym z nich sprawdzając puls, ale narazie z nich nie żył. Niepokój siedzący we mnie powiększył się znacznie. Powinniśmy pomóc alfie, a teraz nie wiemy nawet czy żyje.

~~Alfa jest silny R. To Twój przywódca, ale też i przyjaciel, więc uwierz w niego. Potrafi o siebie zadbać~~

Podnosząc się kiwnąłem głową w stronę rudowłosego dając znak, że ostatni z leżących również nie żyje. Ostrożnie skierowaliśmy się do pomieszczenia połączonego z holem. Wyglądał prawdopodobnie na salon z powodu przytulnego wystroju.

Gdy moje oczy skierowały się z mebli i koloru ścian na podłogę zauważyłem kogoś leżącego na brzuchu. Natychmiast do niego podbiegłem po czym delikatnie obróciłem go na plecy. Twarz, którą doskonale znałem była teraz posiniaczona i strasznie blada. Przerażenie połączone z szokiem sparaliżowały moją osobę lecz mój kompan, na szczęście, był zdolny do logicznego myślenia.

W sekundzie zabrał się za poszukiwanie rany, a reszcie która pojawiła się w pomieszczeniu nakazał przeszukać resztę domu. Peter syknął ujrzawszy krwawiącą ranę w boku Mike'a. Otaczały ją czarne żyły, a czerwona ciecz wypływająca z ciała cuchnęła spalenizną. Srebro.

Rudowłosy kazał mi pobiec do łazienki i kuchni poszukać apteczki lub czegokolwiek przydatnego do pierwszej pomocy. W jednej z szafek znalazłem leki przeciwbólowe, gazy, jodynę oraz bandaże i plasterki. Chwyciłem wszystko po czym wróciłem do przyjaciela.

Oczyszczenie rany środkiem dezynfekującym dało nam trochę czasu, ale nie zwalczył szkód wyrządzonych przez ostrze. Brunet nie uleczyłby się sam dopóki inny wilkołak, lub wampir, nie pozbędzie się opiłków srebra lub atomów tego metalu z krwi. Dla naszej rasy byłoby to zabójcze. Do cholery jasnej co mieliśmy zrobić? Nasza liczebność się zmniejszyła, a stracić alfy nie możemy!

-Mar... - wyjąkał boleśnie podczas dezynfekowania rany.

- Nie ma jej tu Mikey.

- Ona nal-llleży do nas dw-wwóch.

Na te słowa zdębiałem. Modliłem się by tylko majaczył z powodu rany. Nasza Luna nie mogła być połączona z dwoma mężczyznami. Odbiłoby się to na jej zdrowiu gdyby któryś z nich znajdował się daleko nie mówiąc już o stanie psychicznym gdy jeden z nich umrze. Wtedy nie liczyłaby się miłość, a utrata samej siebie. Zastanowimy się nad tym później - pomyślałem.

Teraz najważniejsze było uratowanie naszego przywódcy. Jak sądziłem żaden z nas się nie poświęci by usunąć srebro, więc jeśli nie znajdziemy nikogo kto mógłby to zrobić Mike umrze. Na dodatek śmierć będzie pełna agonii i krzyków wywołanych bólem.

*Mary*

Nie mogłam mimo licznych prób otworzyć oczu. Coś mnie w pewien sposób blokowało, ale nie przeszkadzało mi to. Nie miałam najmniejszej ochoty oglądać twarzy Sebastiana i wysłuchiwać pierdół.

Nie spodziewałam się, że zamiast nicości zobaczę dom, w którym pomieszkiwałam ostatnimi czasy. Wszystko wyglądało tak realistycznie jak w dniu gdy jadłam śniadanie z Mike'm w kuchni. Mike. Moje serce ścisnęło się. Dlaczego nadal mnie nie odnalazłeś?

Chodziłam po domu jakby szukając, a zarazem nie szukając kogokolwiek lub czegokolwiek. Gdy weszłam do "swojego" pokoju kładąc swoje cielsko na łożku. Skuliłam się na boku przyciągając kolana do klatki i obejmując je mocno ramionami. Wtedy ni stąd ni zowąd drzwi zaskrzypiały. Przerażona skuliłam się jeszcze bardziej próbując przy okazji wmówić sobie, że to tylko sen. Materac ugiął się tuż koło mojej sylwetki.

- Słońce.. - zagadnął głęboki głos. Rozpoznałabym go wszędzie.

- Mike? To musi być sen. Ciebie tu nie ma, a ja nie mogę się wybudzić.

- Księżniczko jesteśmy złączeni duszami i oboje.. Śpimy w jakimś stopniu - odparł podnosząc mnie do ppzycji siedzącej. Spojrzałam na jego siną twarz i zielone oczy. One pozostały nienaruszone.

- Rozumiem, że ja śpię i nie mogę się obudzić, ale Ty?

- Oznaczył Cię, prawda?

- Tak, ale nie unikaj odpowiedzi. Co się dzieje? - warknęłam sfrustrowana.

- Ja... Podejrzewam, że jestem na pograniczu życia i śmierci tak jak Ty i dlatego możemy porozmawiać, a Twój mózg sam wybrał miejsce bez Twojej wiedzy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro