Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 19 - Dusza I Ciało Należące Do Dwóch Różnych Osób.

*Mike*

Po wyjściu z gabinetu Luke'a niezwłocznie zadzwoniłem do części mojej watahy, która miała pomóc w odbiciu Mary. Ustaliliśmy, że miejscem spotkania będzie pewna część lasu znajdująca się niedaleko Avenue 216 - tak przynajmniej wskazał Rickowi GPS w telefonie.

Byłem cały zaniepokojony tym co stało się mojej przeznaczonej i zdeterminowany do zapewnienia jej bezpieczeństwa jak tylko wrócimy wspólnie do domu. Sebastian zapłaci za każdy włos, który spadł jej z głowy w ciągu tych kilku dni.

Jak tylko się spotkałem z innymi wilkołakami od razu zabraliśmy się za układanie planu akcji. Według Peter'a dom należący do Sebastiana, jak sądzimy, był dwupiętrowy z wejściem do piwnicy na zewnątrz, a w budynku znajdowała się przynajmniej dziewiątka wilkołaków. Ustaliliśmy, że część z nas pójdzie najpierw na przód domu i odwróci uwagę niektórych wrogów gdy inni wejdą od tyłu cicho unieszkodliwiając resztę.  W tym czasie ja miałem wejść do podziemnego pomieszczenia i dokładnie je przeszukać. Jeśli nie znajdę Mary moim zadaniem będzie pomoc mojej watasze. Plan niby wydawał się prosty, ale jego realizacja już niekoniecznie.

Pierwsza grupa wyruszyła odwracać uwagę, a my mieliśmy odczekać trzy minuty po czym mieliśmy wkroczyć do akcji. Z każdą chwilą czułem narastający we mnie niepokój. A co jeśli pójdzie coś źle?

~~Mike nie zachowuj się jak baba tylko ruszaj po naszą mate! Chce już ją przytulić~~ zaskomlał wewnętrzny wilk.

Pozostała część pobiegła na tył domu tak szybko jak tylko mogli wraz ze mną. Gdy oni wkraczali tylnymi drzwiami ja otwierałem właz do piwnicy. Zszedłem po schodach na sam dół, a tam znalazłem kolejne schody prowadzące prawdopodobnie do jakiegoś pomieszczenia w budynku oraz dwie pary żelaznych drzwi. Jedne z nich były zamknięte, więc pomyślałem, że najbezpieczniej będzie sprawdzić otwarte, a następnie wyważyć te. Wszedłem przez drugie drzwi i ujrzałem niewielką klitkę. Typowe więzienne pomieszczenie. W kącie leżały ubrania, które nie mogły należeć do mężczyzny. 

Podszedłem bliżej po czym chwyciłem je w swoje duże dłonie. Zaciągnąłem się zapachem potu oraz waniliowego balsamu do ciała, którym przesiąkły rzeczy. Po krótkiej analizie doszedłem do wniosku, że musiały one należeć do mojej bratniej duszy. 

Nie myśląc wiele ruszyłem pod pierwsze drzwi i po kilku mocniejszych pchnięciach, na które musiałem zużyć dużo siły zamek ustąpił lecz nie znalazłem w tym pokoju kompletnie nic. Nie było również jakichkolwiek śladów, iż ktokolwiek się tu wcześniej znajdował.

Zbyt wiele czasu spędziłem w tej piwnicy, więc pobiegłem do tylnego wejścia. W środku musiała się znajdować Mary, czułem to. Na podłodze leżało dwóch młodych mężczyzn, jak podejrzewałem należących do zgrai Sebastiana. Podszedłem bliżej po czym przyłożyłem dwa palce do tętnicy szyjnej. Nie wyczuwałem pulsu, a głowa była wykręcona w dziwny sposób. Moje chłopaki użyli starego dobrego sposobu na unieszkodliwienie przeciwnika. Skręcenie karku jest bezbolesne, a zarazem szybkie co w takich przypadkach ma zalety.

Po cichu kierowałem się do następnego pomieszczenia idąc tuż przy ścianie. Czułem jak ocieram się o chropowatą powierzchnię, ale nie przeszkadzało mi to w najmniejszym stopniu. Natężyłem słuch próbując wyłapać jakiekolwiek niepokojące odgłosy. Słyszałem chłopaków na dworze i tłuczenie butelek, oraz mężczyznę chodzącego po pomieszczeniu. Cały czas nasłuchując nogi poniosły mnie na następne piętro. Powoli otwierałem drzwi prowadzące do różnorakich pomieszczeń, ale w żadnym z nich nie odnalazłem tego kogo szukałem. 

Zrezygnowany postanowiłem zejść na dół, ale usłyszałem huk. Momentalnie całe moje ciało się spięło i było gotowe do ataku. Bez najmniejszego pośpiechu oraz bezszelestnie niczym kot zszedłem po schodach po czym wszedłem do pomieszczenia, z którego według mnie owy hałas pochodził.

Całkowicie nie zdziwiony faktem, że przede mną stało jedynie dwóch ludzi z mojej watahy przeciwko siedmiu parobkom Sebastiana wpatrywałem się w kompletnie inne osoby. Monroe niósł MOJĄ mate na rękach. Jednak najbardziej zmartwiła mnie krwawiąca rana na jej szyi i ubranie umorusane czerwoną cieczą. Przyjrzałem się dokładnie, a rana stała się ugryzieniem.

W tamtej chwili szczęka opadła mi do ziemi. Oznaczył osobę należącą duszą do kogoś innego, ale nie należącą ciałem. Nie mogłem mu więc udowodnić jakiegokolwiek przestępstwa.

Zawarczałem ostrzegawczo i poczułem jak w całym moim ciele zbiera się furia. Oczy zabłysły złotem zarówno mi jak i jemu. W tamtej chwili było wiadomo, że czeka nas walka o dziewczynę. O dziewczynę, która duszą należy do mnie zaś ciałem do niego.

Gotowy do ataku chciałem się rzucić na blondyna, ale nie było mi dane. Jego ludzie zajęli się członkami mojego stada, a potem zaatakowali mnie. Kilka uników udało się zrobić bezproblemowo, ale gorzej było z odparowaniem. Cztery osoby napierały na mnie z każdej strony, ale udało się zdjąć jednego. W momencie kiedy wbiłem rękę w klatkę piersiową mulata ktoś inny zatopił ostrze w moim boku. Przeszył mnie piekący ból, a ja w tamtej chwili wiedziałem dwie rzeczy. Nie udało mi się uratować Mary natomiast ostrze w moim ciele jest zrobione ze srebra.

- Adios słabiaku - usłyszałem zanim opadłem ciężko na podłogę.

- Mar.. - wyjąkałem przed tym jak powieki zamknęły się same, a mnie ogarnęła ciemność.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro