Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog Części Pierwszej

*Mike*

Od pojmania Sebastiana, uratowania Mary i śmierci przyjaciela minęło dopiero kilka godzin.Wróciliśmy do Mahon w podłych humorach, zmęczeni oraz ranni. Większość z nas, która odniosła obrażenia od razu udała się do lecznicy.

Ja zaniosłem Mary do jej pokoju i położyłem na łóżku. W tym czasie Rick pobiegł po lekarza, który zjawił się po chwili by zająć się dziewczyną.

W tym czasie, w którym u mojej przeznaczonej był lekarz udałem się po ukochaną Shawna. Było mi jej strasznie szkoda. Jak usłyszała prawdę zdenerwowała się i z powodu skurczy zaniosłem ją do lecznicy. Poprosiła bym jej nie zostawiał bo sobie nie poradzi. W ten sposób urodziła się Amelie Hazel Hansen. Przeciąłem pępowinę i przyjąłem najmłodszego członka watahy. Życzyłem Georginie powrotu do zdrowia zapewniając przy tym, że nie musi się martwić o ich przyszłość.

Wróciwszy do domu natychmiast pobiegłem zobaczyć ukochaną. W jej pokoju czekał lekarz, który powiedział, że zajął się ranami, nie było zagrożenia życia i powinna się niedługo obudzić. Podziękowałem mu by następnie się umyć, przebrać oraz coś przekąsić. Po wykonaniu tych czynności wróciłem do przeznaczonej targając fotel z innego pokoju. Przystawiłem go do łóżka, usiadłem i chwyciłem ciemnowłosą za rękę. Dość szybko zasnąłem nie zdając sobie sprawy ze zmęczenia.

Obudziło mnie szturchanie. Otworzyłem ociężale powieki, a następnie przetarłem oczy palcami. Osobą, która wyrwała mnie ze snu był Rick.

- Alfo przygotowaliśmy stos pogrzebowy dla Shawna, a Sebastiana wsadziliśmy do jednej z piwnic. Za ile rozpoczniemy ceremonię?

- Za godzinę - odparłem spoglądając na spokojną twarz Mary. Blondyn skinął głową i wyszedł z pomieszczenia.

Pośpiesznie napisałem na karteczce wiadomość, że niedługo wrócę, tak na wszelki wypadek. Ubrałem się w czarne spodnie, tego samego koloru gładką koszulę i pantofle. Na dole zjadłem kilka kanapek po czym udałem się w miejsce pogrzebu.

Zebrała się prawie cała wataha chcąc pożegnać naszego brata, Shawna Hansena. Gdy spaliliśmy jego ciało zabraliśmy pozostały proch. Wysypaliśmy go w lesie oddając cześć księżycowi i hołd dla przyjaciela, męża, ojca, brata, syna oraz bety stada.

Teraz nadszedł czas na spełnienie obietnicy krwi. Z lasu powróciliśmy na mieisce gdzie niedawno stał stos pogrzebowy. Nakazałem Rickowi i Peterowi przyprowadzić Sebastiana. Na samym środku został przykuty do grubego, żelaznego prętu. Podszedłem do niego z uśmiechem na twarzy.

- Wszyscy zgromadzeni tutaj pragną Twojej śmierci - powiedziałem wywołując okrzyki zadowolenia wśród wilkołaków - Czy chcesz coś powiedzieć zanim zaczniemy zabawę?

- To nie koniec - odparł cicho.

Skoro już dostał możliwość powiedzenia czegokolwiek i wykorzystał ją przeszedłem do kluczowego momentu. Mój beta podał mi bicz zakończony hakami zrobionymi ze srebra. Na jego widok Sebastian pobladł. Zamachnąłem się kilka razy i bicz przejechał po ciele Monroe zostawiając rany, które dodatkowo zostały poszarpane.

Zostawiłem go umierającego dla oczu tłumu. Mogli go podziwiać, ośmieszać czy nawet pastwić byleby został w tym samym miejscu. Ufałem swoim ludziom, więc żaden z nich by go nie uwolnił.

Wróciłem do domu, do mojej Mary. Miała otwarte oczy i słaby uśmiech na twarzy. Złapałem ją za dłoń, pocałowałem w czoło po czym wyszeptałem :

- Teraz możemy spróbować poznać się od nowa. Chcę abyś zmieniła o mnie zdanie bo sam zamierzam się zmienić. Od tej chwili wszystko będzie lepsze.

Kochani to koniec części pierwszej, ale rozdziały części drugiej będą w tej książce już od soboty. Po prostu kończymy pewien rozdział w życiu Marke i zaczynamy nowy.

Dziękuję tym którzy oceniają, komentują i życzyli mi powrotu do zdrowia. Rozłożyło mnie jeszcze bardziej, ale mimo to nadal piszę dla was rozdziały :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro