Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

Louis

Prowadziłem Alison prosto do mojej ulubionej nauczycieli. Prowadzi zajęcia teatralne, ale bardzo często ma z nami zastępstwo.

- Dokąd idziemy?

- Do pani Kseni - odpowiedziałem.

Po chwili dotarliśmy na miejsce. Otworzyłem drzwi i wpuściłem Alison.

Pomieszczenie urządzone było na małą salę teatralną. Znajdowała się tu scena, instrumenty, niewielki korytarz prowadzący do garderoby i mnóstwo rzędów z siedzeniami.

- Dzień dobry Louis! Miło cie widzieć! - krzyknęła radośnie kobieta, zbiegając ze sceny.

Pani Ksenia to... Trudno ją w ogóle opisać. To druga, po mojej babci tak walnięta osoba. Ma krótkie ciemno zielone włosy i zawsze nosi kolorowe soczewki. Nigdy nie widziałem jej prawdziwych oczu.

- Pomoże nam pani? - spytałem pokazując ręką w jakim stanie jest blondynka.

- Oczywiście kochaniutki, tyle razy powtarzałam żebyś mówił do mnie Ksenia. Nie jestem stara żeby mówić do mnie na "pani".

Normalnie jakbym słyszał moją babcię.

Kobieta szybko złapała Alison za rękę i pociągnęła ją za parawan. Od dawna zastanawiam się po co tu stoi w końcu mamy dość sporą garderobę. Jedyne co słyszałem to jakieś piski, szepty no i dźwięk suszarki . Wolę nie wnikać co się tam dzieje.

Po kilkunastu minutach obie wyszły zza parawanu. Blondynka była już czysta. Miała na sobie jasnoróżową bluzkę w kwiaty i białe spodnie.

- No i jak? A mówiłam, że funkcjonalna szafa się przyda.

- Jest pięknie - puściłem do dziewczyny oczko.

- Jutro pani wszystko zwrócę - powiedział trochę nieśmiało dziewczyna.

- Ależ nie musisz i tak miałam to wyrzucić, no wiesz już wyszło z mody. A swoimi ubraniami się nie martw, zaniosę sprzątaczkom żeby miały co robić.

- Dziękuję - powiedziała spokojnie.

- Ależ nie ma za co, a teraz zmykajcie na lekcje.

Wyszliśmy z sali i udaliśmy się w stronę klasy.

- Dziękuję za pomoc. Gdyby nie ty pewnie musiałabym chodzić w koktajlu truskawkowym - zaśmiała się.

- Pani Ksenia znajdzie rozwiązanie każdego problemu. Od palca w butelce po problemy z silnikiem samochodu.

- Louis! - usłyszałem głos mojego przyjaciela.

Odwróciłem się i zobaczyłem Mike'a.

- No co tam? - spytałem.

- Musisz to zobaczyć! - krzyknął, jakoś dziwnie radosny.

Pociągnął mnie tak samo jak Alison za rękę. Zanim się obejrzałem znajdowaliśmy się na boisku.

- To żart tak? - spytałem, nie wierząc w co widzę.

- Chłopaki zrobili mu prezent urodzinowy - odpowiedział.

- Ronnie ma dziś urodziny? - spytałem patrząc na to coś przede mną.

- No podobno, ale przyznaj że pomysł mieli świetny.

- Kogo to właściwie przedstawia? - zapytała zaciekawiona Alison.

- Moją babcię jakieś 20 lat temu - oznajmiłem, patrząc na zachwyconego Ronniego.

Przede mną znajdowała się najdziwniejszy prezent w dziejach całej ludzkości. Mój kumpel przytulał do siebie dmuchanego manekina? Albo to zwykły manekin. Nie wiem, nie znam się. To coś było podobizną mojej babci.

- Z kim ja żyję? Nie będę na to dłużej patrzył - westchnąłem i skierowałem się do wyjścia.

Mnie już naprawdę nic w życiu nie zdziwi. Interesuje mnie tylko skąd oni to wytrzasnęli i skąd wiedzieli jak kiedyś wyglądała moja babcia?


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro