Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~1~

Słońce już dawno wstało, gdy Kamil dopiero otworzył oczy, leniwie się przeciągnął, po czym podniósł się. Czuł się jakoś dziwnie, ból głowy ustąpił, siniaki stały się mniej widoczne. Odgarnął kołdrę, wstał i podreptał w stronę szafy. Ubrał się, a potem wyszedł z pokoju, poczuł zapach pysznego śniadania, więc zajrzał do kuchni. Zobaczył tam mamę i tatę siedzących przy stole, w całkowitej ciszy. Po chwili namysłu wszedł do kuchni. Zerknął na ojca, ten tylko posłał mu jedno pełne smutku spojrzenie. Kamil usiadł na krześle obok mamy, nie miał ochoty wcale na niego patrzeć po tym co zrobił. Dzień wcześniej upił się, pokłócił się z matką i zrobił się agresywny. Kamil chciał ją obronić, nie udało się. Ojciec powalił go i zaczął go kopać. Gdy przestał, chciał uderzyć matkę, ale Kamil resztkami sił podstawił mu nogę, ojciec się przewrócił, wtedy z mamą uciekli do jego pokoju. Z ponurych rozmyśleń wyrwał go jej głos.

- Kochanie, czemu nie jesz? Przygotowałam twoje ulubione śniadanie.

Zerknął na talerz, przed nim parowała porcja jajecznicy z tostami. Ślinka napłynęła mu do ust, szybko pochłoną danie po czym rzekł:

- Dziękuję.

Kobieta odpowiedziała mu lekkim uśmiechem.

- Przepraszam. - powiedział ojciec znużonym głosem.

- Mhm. - kiwnął głową. Bardzo chciał mu wybaczyć, ale nie wierzył, że to się kiedykolwiek wydarzy. - Idę na spacer. - powiedział patrząc na matkę.

- Dobrze.

Pośpiesznie odsunął krzesło, po czym wyszedł z kuchni. Kierując swoje kroki w stronę przedpokoju pomyślał, że przyda mu się odrobina spokoju. Założył swoje ciemne buty, zanim nacisnął klamkę jeszcze raz się odwrócił, chciał jak najwięcej zapamiętać. Zupełnie jakby miałby już tutaj nie wrócić. Objął wzrokiem cały pokój, pod ścianami stały wysokie, ciemne szafy pełne ubrań, na zimnej terakocie leżał zielony dywanik, pokój oświetlała jedna żarówka podwieszona na suficie. Szybko wyszedł z pomieszczenia, zbiegł po schodkach prowadzących z werandy na zieloną, równo przyciętą trawę. Chwilę później szedł żwirowym poboczem, wdychał świeże letnie powietrze, a zapach kwiatów, które właśnie kwitły był upajający. Słońce górowało nad nim, żadna chmura go nie zasłaniała. Rozglądał się dookoła, przyglądając się przydrożnym domom, każdy z nich wyglądał bardzo podobnie: drewniane deski pokrywały cały budynek, nie duża weranda w przodu. Kamil tymczasowo mieszkał na niewielkim, malowniczym osiedlu, które znajdowało się na obrzeżach miasta. Dziadkowie poprosili jego rodziców oto, żeby zaopiekowali się domem pod ich nieobecność. Staruszkowie wyjechali do rodziny w innej części kraju, której Kamil nigdy nie poznał. Chłopak szybkim krokiem pokonywał kolejne metry. Minął mały sklepik, nawet z tej odległości słychać było śmiech, przez chwilkę zastanawiał czy może tam nie zajrzeć, ale szybko sobie odpuścił. Przeszedł obok wielkiego drzewa, które wyrastało obok wąskiej dróżki, dotknął dłonią szerokiego pnia drzewa: była sucha i szorstka. Chłopak skierował swoje kroki w stronę właśnie tej wąskiej, krętej dróżki, która bardzo wyróżniała się na tle zielonej łąki.

- Ciekawe gdzie prowadzi – powiedział szeptem, zupełnie jakby nie był sam.

Kamienie chrzęściły pod jego podeszwą. Powietrze stało się znacznie bardziej wilgotne, pachniało też błotem i sucha trawą. Im dalej zapuszczał się w las tym na dróżce coraz częściej pojawiały się liście, całkiem pozbawione wody i koloru, które pod naciskiem buta rozsypywały się w brązowy proszek, przy tym wydawały przyjemne chrupanie. Dróżka prowadziła teraz przez las. Idąc rozglądał się, wysokie sosny, rosły niemal wszędzie, wszystko co było na zasięgu wzroku wydawało się małe w porównaniu z drzewami. Nim się obejrzał przeszedł dróżką cały las wzdłuż. W tej chwili przed nim rozpościerała się wielka zielona łąka, bardzo podobna do tej, po której wiła się żwirowa dróżka, tylko że na tej rosło mnóstwo żółtych kwiatów. Chłopak ostrożnie postawił stopę na trawie zapach, który wydzielały kwiaty był dosyć specyficzny: zupełnie tak jakby wymieszać ze sobą zapach róży, fiołków oraz lawendy. Zerwał jeden z żółtych kwiatków, przyjrzał mu się dokładnie: roślinka była nie duża, cieniutkie listki, które wyglądały jak papier, były pokryte czarnymi plamkami. Ruszył do przodu z kwiatkiem w dłoni, gdziekolwiek spojrzał widział kwiecie, to będzie jego ulubione miejsce tutaj, całkiem nieświadomie wykrzywił usta w szczerym uśmiechu. Kamil na chwilę przystanął, co prawda nie wsłuchiwał się w ćwierkanie ptaków, ale wtedy zapadła całkowita cisza. Po chwili rozległo się ciche szlochanie, lekko przestraszony nerwowo się obrócił. Nikogo nie ma. Serce w jego piersi zaczęło bić jeszcze szybciej, kiedy płacz uderzył ze zdwojoną siłą. Zmusił się do postawienia kilku małych kroków, bardzo chciał dowiedzieć się co jest źródłem tego dźwięku, lub kto, ale martwił się jak to coś może wyglądać. Na chwilę znieruchomiał, był prawie pewny że coś się poruszyło w trawie, niepewnym krokiem podszedł do tego miejsca, odgarnął źdźbła, dostrzegł małą istotkę ubraną w spódniczkę z liści jakiegoś dziwnego drzewa, na górze miała bluzeczkę z czerwonego płatka róży. Na małej twarzyczce istotki mieniły się nieproporcjonalne wielkie łzy, Kamil w pierwszej chwili nie zauważył, ale gdy dokładniej się przyjrzał dostrzegł, że mała osóbka nie posiada jednego skrzydła. Gdy po chwili istotka zauważyła go zaczęła piszczeć, próbowała wzbić się w powietrze, ale tylko z jednym skrzydłem było to niewykonalne, upadła na ziemię, ukryła twarz w dłoniach, po czym krzyknęła :

- Nie dotykaj mnie!

- Przepraszam. - powiedział chłopak.- Ja nie chcę ciebie skrzywdzić.

- Hę? Naprawdę? - istotka otarła łzy z policzków.

- Naprawdę. - przytaknął Kamil. - Widzę, że jesteś ranna. Możesz powiedzieć mi co się stało?

- Zaatakował mnie kot. Ledwo uszłam z życiem.

- A czy skrzydło odrośnie?

- Niestety, nie. Nigdy już nigdy nie wzbiję się w powietrze.

- Przykro mi. - głos istotki był bardzo piskliwy, przez co chłopak z trudem powstrzymywał uśmiech.

- To nie twoja wina. Mógłbyś zanieść mnie do mojego domu?

- Bardzo chętnie. - Kamil pierwszy raz podczas tej rozmowy uśmiechnął się, dziewczynka podziękowała mu lekkim dygnięciem.

Chłopak powoli wysuną rękę w stronę istotki, gdy już znajdowała się na jego dłoni, Kamil zapytał;

- Czy mogę się o coś zapytać?

- Oczywiście.

- Czym ty jesteś?

- Jestem chochlikiem. Mam na imię Asha, a ty jak się zwiesz człowieku?

- Kamil.

Przez dłuższą chwilę szli w milczeniu. Kamil przyglądał się pobliskiej roślinności, była bardzo różnorodna: na łące rosła trawa i żółte kwiaty, ale im bliżej było się lasu można było zauważyć paprocie, malutkie drzewka oraz różne kolory traw. Po chwili namysłu Kamil zadał chochliczce kolejne pytanie:

- Dlaczego się mnie nie boisz?

- A powinnam? - Asha lekko się uśmiechnęła.

- Nie skądże, tylko myślałem że takie istoty jak ty boją się ludzi i nas unikają.

- Bo to jest prawda. Staramy  się was unikać, ponieważ większość ludzi chciałaby nas złapać i włożyć do klatki. My chochliki widzimy aurę wszystkich myślących istot na tej planecie. Mają konkretne kolory. Na przykład twoja jest żółta z odrobiną czerwieni, to znaczy że jesteś uprzejmy oraz pomocny, co znaczy że nie zrobisz mi krzywdy, ale niestety możesz mieć problemy z agresją. Co przykre u większości ludzi aura jest zielona lub czarna, to oznacza że są samolubni oraz złośliwi, a to oznacza że są dla nas zagrożeniem.

- Bardzo ciekawe…

***

Po chwili znajdowali się przed wielkim wzgórzem, było obrośnięte tymi samymi żółtymi kwiatami, które rosły na łące, a wielkie krzaki jagód rosły na samum szczycie. Kamil rozejrzał się wokół, to nie była jego pierwsza wycieczka, ale nigdy nie był w tej części lasu.

- O! To tu! Możesz wejść? Chciałabym przedstawić ciebie moim rodzicom.

- Oczywiście.

- Przysuń mnie do tej ściany.

Kamil lekko zmieszany, wykonał polecenie. Chochliczka przystawiła usta do ściany, wyszeptała kilka niezrozumiałych dla Kamila słów, po czym zapukała dwa razy. Ku zdziwieniu chłopca, obok Ashy pojawiły się wielkie, dębowe drzwi, które otworzyły się ukazując wielką salę balową, z dużym podwyższeniem pod jedną ze ścian, na którym stały dwa duże trony.

- Wejdź. - powiedziała chochliczka. - Idź cały czas prosto.

Serce w piersi Kamila zaczęło bić szybciej, ale zaczął iść coraz dalej w głąb sali.. Na sali unosił się zapach igieł sosny, żywicy oraz rozmarynu, wokół było bardzo dużo istot, niektóre były takiego wzrostu jak Asha, a inne były o głowę wyższe od taty Kamila. Przechodząc między nimi uwagę jego przykuła kobieta z włosami koloru kasztanów, za każdym razem kiedy poruszała głową zmieniały kolor, raz były ciemne, niemal czarne, a raz przybierały kolor suchej kory, ubrana była w suknię koloru czerwonych róż, z których miała wianek na głowie, z szyi zwisały dwa naszyjniki z pereł.

- To królowa. - powiedziała Asha, nawet na niego nie patrząc.

- Piękna. - wydusił Kamil.

Królowa rozmawiała z kobietą, której kolor skóry był błękitny, miała białe włosy, które odbijały światło z pobliskich żyrandoli, a ubrana była w w suknię koloru morskiej piany. Królowa spojrzał na Kamila, powiedziała coś do swojej rozmówczyni, po czym podeszłą do chłopca.

- Co ty tutaj robisz chłopcze? - zapytała. - To nie jest miejsce dla dzieci.

- Pomaga mi. - odpowiedziała Asha zanim Kamil zdążył otworzyć usta.

- Oh… Asha! Przepraszam nie zauważyłam cię. - zerknęła na miejsce gdzie powinno być drugie skrzydło. - Co ci się stało?

- Miałam mały wypadek.

- Przyjdź do mojego gabinetu, po imprezie. Coś na to zaradzimy. - odwróciła się do Kamila. - Wyjdź stąd od razu jak jej pomożesz.

- Mhm – zgodził się chłopak.

- Żegnajcie. - królowa lekko dygnęła, po czym wróciła do niebieskiej kobiety.

- Myślisz, że królowa pomoże odrosnąć twojemu skrzydłu? - zapytał Kamil ruszając się z miejsca.

- To byłby cud.

Dalej szli w milczeniu, Kamil przyglądał się wszystkim istotom, które mijał. Obok niego przeszedł facet w zielonym fraku i w spodniach tego samego koloru. Gdy Kamil odwrócił się żeby przyjrzeć się mu dokładniej, już do nie było. Chłopak rozejrzał się wokół pod wszystkimi ścianami stały stoły uginające się pod ciężarem jedzenia. Na paterach piętrzyły się zielone jabłka w karmelu. Obok stały wysokie karafki, butelki pełne różnokolorowych trunków, na talerzykach były poukładane czerwone ciasteczka, obok leżały fiołki z cukrze, z misek wysypywały się śliwki, pomarańcze i gruszki.

- To tutaj. - głos Ashy był słaby, cichszy niż zwykle.

Kamil spojrzał przed siebie, zobaczył nieduże drewniane drzwi.

- Zapukaj. - poprosiła chochliczka.

Chłopak wykonał polecenie. Drzwi szybko się otworzyły, stanęły w nich dwie istotki. To na pewno jej rodzice. Mężczyzna był ubrany w zbroję z kory, na głowie miał malutką koronę uplecioną z trawy, włosy miał czarne z pojedynczymi pasemkami siwizny.Asha! - krzyknęła kobieta, miała na sobie suknię z płatków żółtej lilii, na głowie miała taką samą koronę co jej małżonek, na jej twarzy pojawiały się łzy, tak samo jak w przypadku Ashy, były wielkie. - Kochanie! Tak się o ciebie martwiliśmy.

- Kamil pomógł mi. - Asha wskazuje chłopca. - Gdyby nie on pewnie by mnie tu nie było.

- Dziękuję. - pierwszy raz, w tej rozmowie odezwał się ojciec.

- To nic takiego. - Kamil postawił chochliczkę, obok rodziców, ci od razu ją uściskali.

- Przepraszamy. - wyszeptali.

- Ja też. - odpowiedziała.

Kamil łatwo się domyślił, że Asha uciekła z domu po kłótni z rodzicami. Coś ukuło go w serce. Skoro taka mała istotka jak Asha potrafiła tak szybko wybaczyć rodzicom, to dlaczego on miałby uciekać od tej decyzji? Przynajmniej spróbuje.

- Może chciałbyś zostać na uczcie? - zapytała Asha.

- Przepraszam, ale nie. Muszę wrócić do domu. - powiedział po chwili namysłu.

- Oh.. Oczywiście. Zaraz dostaniesz mapkę, dzięki której się do niego dostaniesz. - kobieta puściła Ashę i wyszła. Po chwili wróciła z małym liściem, położyła go na ziemi, dotknęła go najmniejszym palcem u prawej dłoni, wyszeptała kilka krótkich zdań, po czym liść się powiększył do rozmiarów zwykłej mapy. - Proszę. Możesz ją sobie zatrzymać.

- Dziękuję. - powiedział Kamil. - Mam nadzieję, że się jeszcze kiedyś spotkamy.

- Właśnie. - uśmiechnęła się Asha.

Odchodząc pomachał im na pożegnanie. Przechodząc tą samą salą widział te same istoty co wcześniej, jak i zupełnie inne, obok niego przebiegła dziewczynka z włosami koloru trawy, gdy tylko Kamil ją minął poczuł zapach ziemi i ziół. Po chwili stał już przed wrotami, powoli je otworzył, wyszedł, ale zanim zdążył się odwrócić drzwi zamknęły się z wielkim hukiem. Kamil ruszył, zgodnie ze ścieżką wyznaczoną na mapie. Słońce chyliło się ku zachodowi, co znaczy że spędził Ashą kilka godzin.

***

Gdy Kamil minął wielkie drzewo, zaczął biec. Minął sklep, tym razem wszystkie światła były zgaszone, a jedynym dźwiękiem który można było usłyszeć był śpiew ptaków. Kamil szybko dotarł na podwórko przed domem. Wszedł na werandę, pokonując po dwa schodki naraz, pośpiesznie otworzył drzwi, zdjął buty, wszedł do swojego pokoju położył mapę na biurku. Szybko zamknął drzwi i poszedł w stronę salonu, zobaczył tam mamę i tatę siedzących na sofie, oglądali jakiś program kulinarny, którego Kamil jeszcze nie widział.

- O! Kamil, czemu nie było siebie tak długo? Martwiliśmy się. - powiedział ojciec.

- Znalazłem bardzo fajną łąkę w lesie. Straciłem poczucie czasu. - odpowiedział Kamil siadając obok niego.

- Fajnie. - odrzekła kobieta. - Chcecie obejrzeć jakiś film?

- Tak, ale ja wybieram! - krzyknął chłopak.

***

Po obejrzeniu filmu Kamil pożegnał się z rodzicami, wziął prysznic, a potem poszedł do pokoju usiadł na łóżku dosuszając włosy ręcznikiem. Rozmyślał o tym czy dobrze postąpił dając tacie drugą szansę. Może to był błąd? To się okaże. Wstając z łóżka zerknął na biurko i na leżącą na nim mapę, podszedł bliżej spojrzał na miejsce, które nazywało się „ łąka zaczarowanego kwiecia’’. To na pewno łąka na, której spotkał Ashę. Objął wzrokiem całą mapę. Znajdowało się tam dużo nietypowych nazw jak i rysunków, na przykład te wzgórze do którego zaprowadziła go chochliczka nazywało się „ pałac królowej Mountles „ , niedaleko znajdowało się „ jezioro najd ’’ , a na północ od niego wyrastał „ las skarabeuszy ’’. Kamil zwinął mapę w cienki rulonik i schował go do szuflady pod biurkiem. Jeśli Asha się zgodzi odwiedzę z nią te miejsca razem z nią, pomyślał. Podreptał w stronę łóżka, zakopał się w kołdrze, a oczy zamknęły mu się bardzo szybko. Pierwszy raz od dłuższego czasu zasnął z uśmiechem na twarzy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro