środa 11 grudnia 16:34
Carla wróciła wczoraj wieczorem, a od dzisiaj rana chodzi cała rozdrażniona w co Eren nie bardzo chciał wnikać. Szedł chodnikiem i patrzył jak płatki śniegu tańczą pod światłem latarni. Pięknie. Te kilka ostatnich dni spędził głównie z Arminem i z Leviem dużo pisał... dość dużo bo jego matka się tym nawet zainteresowała. Wprawdzie pisał mu, że przyjdzie, ale nie napisał kiedy, a teraz mu się w domu jakoś nudziło. Poszedł się przejść, zawędrował akurat na tę ulicę. Przypadek którym Eren sam pokierował.
Był już kilkanaście metrów przed bramą domu Ackermanna gdy na podjazd wjechał samochód domownika. Szatyn uśmiechnął się nawet pod nosem, ale nagle zatrzymał kilka metrów od bramy gdy zobaczył wysiadającą z pojazdu kobietę z uśmiechem. Ubrana w kozaki prawie do kolan na obcasie, beżowy, długi również prawie do kolan płaszcz. Zapięte miała tylko dwa guziki na brzuchu. Na twarzy miała rumieńce, ale Eren od razu wytłumaczył sobie to zimnem.
Brunet wysiadł chwilę później i siedemnastolatek mógł od razu zauważyć, że nie ma zbyt dobrego humoru. Ale mimowolnie zrobiło mu się zimno mimo szczelnie zapiętej kurtki gdy zobaczył jego rozpięty płaszcz i pod tym tylko koszulę.
Białe, połączone ze sobą płatki śniegu już zdążyły osiąść na jego czarnych włosach. Kolejny czarujący widok.
Stał tak nie wiedząc co zrobić co według niego było jego błędem gdyż kobieta go zobaczyła przez co jego serce momentalnie przyśpieszyło w panice.
- Dzidzia! - Pokazała na niego palcem, a jej głos słyszał bez problemu.
Że kto?
Rozejrzal się jeszcze wokół siebie, ale tylko on stał teraz na widoku. Wrócił wzrokiem do kobiety i też Levia, który przez okrzyk kobiety popatrzył na "dzidzię".
Erenowi zrobiło się głupio, ale nie mógł określić konkretnie dlaczego.
Ackermann westchnął zamykając samochód. Kobieta zaczęła iść prawie się przy tym wywracając przez śliską powierzchnię chodnika. Levi złapał ją mocno za ramię żeby się nie przewróciła, ale ta po krótkim szoku znowu się uśmiechnęła. Mężczyzna wywrócił oczami i przeniósł wzrok na szatyna.
- Idziesz do mnie? - zapytał, a Eren kiwnął głową i w miarę warunków przez śnieg i lód podszedł szybkim krokiem do pary, a później weszli w trójkę do domu.
- Jaaa! Jak cieplusiooo - powiedziała rozczulonym i trochę podniesionym głosem szatynka otulając się płaszczem, a okulary na jej nosie zaszły parą.
- Uspokój się - powiedział niebieskooki patrząc na nią, a ta nic sobie z tego nie zrobiła.
- Gdzie masz grzejniki? - zmarszczyła brwi patrząc na pustą ścianę.
- Nie denerwuj mnie i idź do salonu. - Jak powiedział, tak zrobiła. Ten zaraz ją jednak zatrzymał ciagnąc w swoją stronę za jej szalik. ‐ Buty - powiedział głosem prawie wypranym z emocji. Eren tylko rozbierał się powoli obserwując tę dwójkę.
Kobieta zaczęła męczyć się z tymi dwoma zapiętymi guzikami płaszcza, a szatyn poczuł nieprzyjemny zapach alkoholu. Jej postawa nabrała teraz trochę sensu.
Ackermann się rozebrał nie patrząc już na nią by nie psuć sobie nerwów i poszedł do kuchni nie odzywając się ani do jednego ani do drugiego.
- Kto to? - zapytał wchodząc do kuchni za brunetem mając na myśli brązowooką podczas gdy ta siłowała się teraz ze zdjęciem butów, co było słuchać w kuchni.
- Zoe, okularnica, świruska, Hange, wariatka, dziecko, alkoholiczka...
- Spokojnie - przerwał mu patrząc na niego, a ten dalej na niego nie, wyciągając składniki na kanapki z lodówki.
- Jestem spokojny - powiedział, ale jego wyraz twarzy się nie zmienił.
- Skąd ją teraz przywiozłeś i czemu tutaj a nie do jej domu? - przychylił lekko głowę w bok niczym ciekawskie, małe dziecko.
- Przyszła pijana do pracy. Jej wspólnik to mój znajomy i zadzwonił po mnie. Nie zawiozłem jej do niej bo aktualnie nie może tam być - odpowiedział zaczynając robić jedzenie i nastawił wodę by się zagotowała.
- Dobrze, ale nie denerwuj się tak - uśmiechnął się i go przytulił od tyłu. Ackermann się wzdrygnął na niespodziewany gest, ale postanowił teraz posłuchać jego rady i wziął głębszy wdech. Odchylił głowę do tyłu opierając ją o ramię nastolatka, któremu przez ten gest zrobiło się cieplej w żołądku i schował twarz w szyję starszego.
Czar jednak szybko prysnął gdy Zoe przyszła, a Levia twarz na powrót przybrała wyraz jakby miała mu zaraz któraś z żyłek pęknąć z nerwów, ale szybko nad tym zapanował i wyprostował wracając do robienia jedzenia.
Nie denerwować się...
Eren się cicho na to zaśmiał i poszedł usiąść na kanapie w salonie, co szatynka też zrobiła trochę chwiejnym krokiem.
- Ty jesteś Eren? - Zapyała z uśmiechem.
Ja jestem Eren? Tak, ja jestem Eren!
- Tak - uśmiechnął się lekko.
- Jestem Hange Zoe. Przyjaciółka tego krasnala - kiwnęła głową w stronę bruneta. Nie zwrócił uwagi na jej docinkę, ale Eren w duchu się zaśmiał. Już wiele razy słyszał jak ktoś nazywa go w szkole krasnalem przez jego wzrost, ale teraz rzeczywiście wyglądał jak taki wkurwiony, mały skrzat ogrodowy... Ale Eren nawet nie ośmieliłby się powiedzieć czegoś takiego w jego towarzystwie, czy nawet poza nim...
Siedemnastolatek momentalnie popatrzył w dół na swoje uda na których wylądowała głową okularnicy.
- Ereeeeeś - sięgnęła do jego policzków dłońmi i zaczęła je tarmosić a po jej palcach zostały czerwone ślady. Zamknął na chwilę oczy by zaraz znów je otworzyć i patrzeć na nią.
- Moje imię, chyba - kiwnął powoli i w miarę możliwości głową. Siedział tak z nią patrząc głowie w podłogę, a ta martretowała jego policzki mówiąc na nie różnymi zdrobnieniami jak i w stronę samego chłopaka.
- Nie patrz tak na nią - usłyszał głos mężczyzny gdy owy przyszedł z jedzeniem, a szatyn akurat spojrzał na chwilę na szatynkę.
- Czemu? - popatrzył na niego.
- Bo stracisz wzrok.
Chwila ciszy.
- Ty chamie! - zawołała okularnica rozumiejąc, że nie miał to być komplement dla niej z jego strony. Ten tylko cicho prychnął. - Pierdol się - też prychnęła niczym obrażona księżniczka i założyła ręce na piersiach. Jak Levi też miała koszulę, tyle że białą, a ten tradycyjnie ciemną. W tym przypadku bordową. Miała też zwykłe, niebieskie dżinsy z wysokim stanem.
- A Ty hamuj.
- Ty się zacznij hamować to porozmawiamy.
- Hamuję się.
- Ta, teraz.
- Teraz? - uniósł na nią brew. - Nieważne - powiedział zaraz po tym gdy miała zamiar jeszcze mówić. - Jedz i spać - powiedział do niej kładąc talerz ze sporą ilością kanapek na stoliku przed kanapą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro