Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog

Biegła przed siebie i nie przejmowała się w tym momencie niczym. Przeforsowała się już w połowie drogi, a rana ponownie zaczęła krwawić, lecz nie zwracała na to uwagi. Szczerze mówiąc, nie mogła mieć pewności jak on się teraz zachowa. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że w tej chwili musi czuć się jakby złapano go w sidła i nie chodziło wcale o aresztowanie. Gdyby wiedziała, że prawda o jej bracie będzie tak druzgocząca dla nich obojga, nigdy nie poprosiłaby, aby go odszukał. Teraz niestety było już na wszystko za późno. Brzemienna w skutkach informacja zniszczyła ich oboje, jednak ona dowiedziała się jeszcze czegoś. Teraz musiała dopilnować, żeby on również poznał szerszą perspektywę. Na zemstę przyjdzie jeszcze pora. Oboje musieli jej dokonać. W tej chwili liczyła się każda sekunda, ponieważ Dante był zdolny do wszystkiego. Dosłownie. Zadrżała na samą myśl i przyspieszyła.

Gdy dobiegła do betonowego budynku otworzyła gwałtownie drzwi i wbiegła do środka. Nie miała pojęcia czego się spodziewać. Wiedziała tylko, że agenci D.I.A. musieli być jeszcze w Byzantium. Więc tu na miejscu nie mogło ich być wielu. Skuło go dwóch, gdy z nim odjeżdżali w aucie widziała jeszcze jednego. Trzech, to i tak o trzech za dużo. Nie miała broni, była ranna i całkowicie roztrzęsiona. Nie mogła się na niczym skupić, a doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że aby go uratować, będzie musiała dać sobie radę nie tylko z agentami, lecz również z nim samym.

— Dlaczego to wszystko zawsze musi być tak cholernie trudne — wymamrotała, wbiegając do jasno oświetlonego korytarza.

Biura, pokoje przesłuchań, cele. Na szczęście wszędzie pustki. Jednak to tylko kwestia czasu i już wkrótce zaroi się tu od policji. Musiała się sprężać. Musiała powiedzieć mu prawdę. Zanim będzie za późno.

Otwierała drzwi, jedne za drugimi. Za każdym razem obawiając się, że natknie się na kogoś, kto uniemożliwi jej dotarcie do chłopaka. Jedno zdanie. Zaledwie tyle wystarczyło, aby go uratować. On po prostu musiał się tego dowiedzieć.

Była coraz bardziej zdruzgotana, gdy raz za razem, po otworzeniu drzwi, zastawała puste pomieszczenie, choć pewną pociechą był fakt, że nie natknęła się również na żadnego agenta D.I.A.

W momencie, gdy otworzyła właściwe drzwi, ugięły się pod nią kolana. Odczuła ulgę widząc go żywego. Wystarczyło teraz wyznać prawdę. Wpadła do pokoju i zmarszczyła czoło. Był w drugim pomieszczeniu, widziała go przez przezroczystą szybę, lecz nie było to lustro weneckie, ponieważ on również ją dostrzegł. Wybiegła z pokoju. Musiała dostać się do drugiego. Zaklęła pod nosem, gdy zorientowała się, że drzwi są zamknięte. Wróciła ponownie i dobiegła do szyby. Rzut oka pozwolił jej się zorientować w sytuacji. Dwóch mężczyzn leżało na podłodze z dziurami po kulach w czołach, a w jego ręku ujrzała pistolet. Spojrzała mu w oczy. Zabił ich, aby samemu ze sobą skończyć. Wstrząsnęła nią fala strachu i dobiegła do szyby, z całej siły uderzając w nią dłonią. Podszedł powoli. Na jego twarzy było widać udrękę, a w oczach niewymierny smutek.

— Musisz poznać prawdę! — wrzasnęła, ciesząc się, że zdążyła. Niestety jej radość nie trwała długo gdy zorientowała się, że szyba jest dźwiękoszczelna, a on porusza ustami, jednak nie usłyszała jego głosu. Wstrząsnął nią strach. Tym bardziej, że wiedziała, co mówił, ponieważ umiała czytać z ruchu warg. On niestety nie znał tej umiejętności. — Co teraz? — wymamrotała ogarnięta paniką.

— Nie mogę w ten sposób żyć — odczytała z jego ust i przeraziła się, widząc, jak zaciska dłoń na rękojeści pistoletu.

Pokręciła przecząco głową i z całej siły uderzyła dłońmi o szybę, która nawet nie drgnęła. Odwróciła się i wzięła krzesło, po czym z całej siły uderzyła. Mebel odbił się od gładkiej powierzchni. Wzmocnione i dźwiękoszczelne.

— Kurwa! — wrzasnęła. — Muszę ci coś powiedzieć!

W jego oczach nic się nie zmieniło, a ona miała świadomość, że podjął już decyzję.

— Jestem sobą. Jestem psychopatą i złym, egoistycznym człowiekiem. Nie umiałabym przestać, nie potrafiłbym przestać pragnąć tego, czego pragnę i dla twojego bezpieczeństwa jedynym wyjściem będzie moja śmierć, to przecież ustaliliśmy. Aby jedno z nas było wolne, drugie musi umrzeć. To było wiadome od początku — wyszeptał, unosząc pistolet. — Proszę, odejdź stąd, nie chcę, żebyś przy tym była. Nie chcę żebyś na to patrzyła. Wyjdź stąd. Odejdź, wyjedź i zapomnij... Jakbym nigdy nie istniał. Jakby to wszystko nigdy się nie zdarzyło — wypowiedział, a ona poczuła, że nogi się pod nią uginają.

— Ale to wszystko się wydarzyło. A ty... ty istniejesz — wymamrotała, choć wiedziała, że i tak tego nie usłyszy. Czuła uderzenia gorąca i miała wrażenie, jakby stała na rozpalonym ogniu. Musiała coś zrobić. Musiała, kurwa, coś zrobić. I musiała teraz. Natychmiast.

I wtedy to do niej dotarło. Jedynym rozwiązaniem była jej śmierć. Aby on mógł żyć, ona musiała umrzeć. Dokładnie tak było. Jedno z nich musiało być wolne, a ona... ona nie umiałaby być wolna bez niego. I to była chwila, gdy była już na to gotowa. Co prawda nie miała broni, lecz było tu coś o wiele skuteczniejszego. W chwili, gdy przykładał broń do skroni, ona sięgnęła po coś innego.

Po chwili rozległ się strzał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro