Prolog: zlecenie
Spięła swoje białe włosy w wysoki kucyk, gdy właśnie zadzwonił telefon. Niechętnie podeszła do niego, pożuconego niedbale na stole.
- Słucham - mruknęła, niezbyt zainteresowana. Z telefonem w dłoni podeszła do okna. Gęsta mgła utrudniała jej widok, ale jej to nie przeszkadzało. Jej wzrok różnił się od innych ludzi.
Być może ona już nie była człowiekiem.
- Gdzie się teraz znajdujesz? - głos w słuchawce był bezoobowy, obcy. Tak jak zawsze.
- Tam, gdzie powinnam - odparła zimno, także po angielsku - W Londynie.
- Słyszałaś o nowych plotkach związanych z Księżycem?
Nawet teraz była w stanie go zobaczyć. Tą nędzną karykaturę Księżyca, pozbawionego większej części.
- Tak - nic więcej nie było potrzebne. Tyle chcieli wiedzieć, a i jej tyle to wystarczało.
- Istota, która go zniszczyła, w marcu zrobi to samo z Ziemią - informacje, które powinny ją przestraszyć, nie wywarły na niej większego wrażenia. Ile razy już to słyszała? Który to już raz miała wyruszyć na misję ratowania świata?
Nie potrzebowała nawet notesu, by zapisać informacje, gdzie powinna się udać, by wyeliminować cel. Nawet jeśli zdziwiła się, nie dała tego po sobie poznać. Kiedy usłyszała wszystko, zadała jescze tylko jedno, jedyne pytanie:
- Kiedy dostanę kolejne leki?
- Wkrótce - usłyszała enigmatyczną odpowiedź, po czym jej rozmówca wyłączył się. Z nagłą wściekłością rzuciła telefon na ziemię i zdeptała go stopą. Odgłos niszczonego szkła przyniósł jej otrzeźwienie, przypominając jej, gdzie się znajduje.
Skrzywiła się, obserwując swoje odbicie w hotelowym pokoju. Wyglądała okropnie. Włosy miała w nieładzie, a w oczach czaiła się żądza mordu. Podniosła dłoń do twarzy, zmuszając się do opanowania, po czym prędko podniosła opaskę leżąca na stole i założyła ją na oko. Nie potrzebowała jej, ale tylko dzięki temu nie była w stanie zapomnieć o przeszłości.
Jakie to śmieszne.
Wysyłają ją na misję do szkoły, gdzie się uczy pod fałszywym imieniem i nazwiskiem.
Tam wszyscy ją znali jako Nagisa Shiota.
Chłopak.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro