28. Przywiązanie
Tak jak poprzednio, Karmę ogarnęła ciemność, pochłaniająca wszystko ciemność, z której ucieczka zdawała się być niemożliwa. Mrok dusił go, niczym smugi mgły opinał całe jego ciało, nie mając zamiaru go puścić.
Gdzieś, w bliżej nieokreślonej przestrzeni, rozlegały się głosy. Tak jak poprzednio, i tym razem Karmę ogarnęło dziwne uczucie, że powinien je znać.
Że je zna.
- Kim jesteś? - tuż po tym, jak usłyszał te słowa, w ciemności pojawiła się biel. Gdy tylko wzrok Karmy wyostrzył się, chłopak przekonał się, iż jego pierwsze skojarzenie było prawdziwe: była to bowiem Nagisa. Zabójczyni stała przed nim, a wokół niej formował się świat. Znajdowali się w mieście, które Karma po raz pierwszy widział na oczy. Na ulicy wiatr wzbudzał w powietrze tumany pyłu, a budynki chyliły się ku ziemi, zrujnowane przez czas i człowieka.
Nagisa zaś ubrana była w mundur, na którym ramieniu przyszyta była flaga, której Karma nigdy nie widział. Czy to było państwo, czy też jakąś organizacja - nie miał pojęcia.
- Zadałam pytanie! - warknęła Nagisa, wymierzając w stronę Karmy karabin. Karma skrzywił się. Jakimś cudem rozumiał sens wypowiadanych słów, choć samego języka nie uczył się nigdy wcześniej.
Dziwne uczucie.
- Jakim cudem ty nadal ży... - zaczął chłopak, lekko zirytowany. Przecież jeszcze chwilę temu widział, jak Nagisa umarła!
Tak ciężko byłoby się zdecydować czy ktoś żyje, czy nie?
Strzał przerwał mu zdanie.
Karma obrócił się błyskawicznie, orientując się, że to nie do niego został oddany strzał. Za nim bowiem, wpół leżała, w pół siedziała dziewczyna, odziana podobnie jak Nagisa w mundur, z tą jednak różnicą, iż miały one inny krój i kolor.
Pocisk przemknął tuż koło twarzy dziewczyny, szarpiąc jej włosy i trafiając w ziemię.
- Co jest, nie zabije mnie panienka? - odezwała się dziewczyna, wyglądającą na gimnazjalistkę bądź kogoś młodszego. Splunęła krwią na ziemię, po czym uniosła twarz do góry.
I wtedy Karma ją rozpoznał. To była Kicia, tylko młodsza, dużo młodsza. W takim razie on musiał znajdować się w... przeszłości? We wspomnieniach Nagisy?
Swoją drogą, ciekawym było to, jakim cudem ta gimnazjalistka leżąca przed nimi w przyszłości miała się stać dobrą i lojalną przyjaciółką tej, która właśnie mierzyła do niej z broni.
Na twarzy Nagisy pojawił się nieprzyjemny uśmieszek.
- Kiedy o coś pytam, to chyba znaczy, że nie mam ochoty rozmawiać z trupami, prawda? - spytała, podchodząc do dziewczyny. Leniwie uniosła broń. - Wiesz, skarbie, wypadałoby trochę pomyśleć, zanim...
Reszty Karma nie usłyszał. Po raz kolejny działo się to, co czego powoli się przyzwyczajał: świat zamazywał się, głosy nakładały na siebie, nowe zapachy mieszały się ze starymi.
Zamknął oczy na sekundę, dziwnie spokojny.
Ponieważ wiedział - jakże mógłby nie wiedzieć - w jakim miejscu się znajdzie.
Raz jeszcze na tamtej polanie, wśród starych uczniów z jego klasy.
- Karma-kun? - w głosie Nagisy pobrzmiewało prawdziwe zaniepokojenie.
Otworzył oczy, widząc znajomą postać przyjaciółki.
Oh, genialnie. Po raz kolejny zaczynał z tego samego miejsca. Co to, jakiś check point, niczym w grze komputerowej?
Czy tak ciężko przeskoczyć do następnego punktu zapisu?
- Karma-kun, dobrze się czujesz? - upewniała się dziewczyna. Wyciągnęła rękę, by przyłożyć mu ją do głowy, zapewnie, aby sprawdzić, czy nie ma temperatury.
Zanim zdążyła go dotknąć, złapał jej dłoń w mocnym, silnym uścisku. Wstał, a następnie pociągnął ją za sobą, oddalając się reszty uczniów z ich klasy.
- Idziemy! - warknął.
- C-Co? - zdumiała się dziewczyna. - Przecież...
- Cicho siedź - nie przejął się jej protestami. Musiał z nią porozmawiać. I to poważnie.
Gdy tylko znaleźli się w odpowiedniej odległości, puścił dłoń Nagisy i spojrzał na nią ze wściekłością.
- Co to ma oznaczać? - spytał ze wściekłością.
- Ale co? - nie zrozumiała. - Karma-kun, ja...
- Nie, teraz ja mówię - przerwał jej. - Wiem, kim jesteś. I wiem, że zaraz ty zrozumiesz, kim ja jestem.
Zamrugała ze zdumieniem.
- Przecież...
- Mówiłem, byś milczała - raz jeszcze nie dał jej dokończyć. - Pytam cię, dlaczego, do cholery jasnej, umarłem wraz z tobą, pani jakże cudowny Motylek?
Otworzyła usta, po czym zamknęła je. Po jej oczach mógł zobaczyć, o czym myśli: że najchętniej nadal grałaby głupią i udawała, że nic nie wie. Ale jego słowa jasno wskazywały na to, że nie jest w stanie już go oszukiwać.
- Umarłeś... Ze mną? - powtórzyła powoli.
Skrzyżował ręce na piersi.
- Więc? - ponaglił ją. - Czekam na odpowiedź, bo to ty zdajesz się tutaj wiedzieć najwięcej.
Szok w jej oczach był jasno widoczny, ale równocześnie zdawała się myśleć prędko.
- Jeśli by tak to ująć, to... - wymamrotała pod nosem, a potem popatrzyła na niego z namysłem. - Pozwolisz mi zrobić coś dziwnego?
Nie czekając na jego odpowiedź, podeszła do niego, wspięła się na palcach i, jakby to była najnormalniejsza rzecz pod słońcem, pocałowała go.
Karma w pierwszej sekundzie nie miał pojęcia, co robić. To nie było tak, że nie miał wcześniej kobiet. Miał, i to nie jedną. Po prostu... To była Nagisa. Ktoś, kto był jego przyjacielem, a równocześnie miał przed nim tak wiele sekretów.
Dziewczyna cofnęła się, przymykając oczy.
- A więc to tak - wymamrotała pod nosem. Otworzyła ponownie powieki, a w jej oczach pojawiło się rozbawienie. - Naprawdę? Naprawdę nie mogłeś zjeść tamtego ciasteczka?
Ciasteczka...? Karma przypomniał sobie swoją drugą śmierć, gdy jeszcze naiwnie myślał, że może wszystko naprawić. Wtedy zabiła go "Kayano", ale później zrozumiał, że tak naprawdę była Nagisa.
- Pamiętasz? - głupie pytanie padło z jego ust, ale musiał to wiedzieć.
Tylko jak? Skąd mogła o tym wiedzieć? Przecież tylko on powinien pamiętać te powtarzające się światy...
Olśniło go w ułamku sekundy.
- Ty...
- Tak - kiwnęła głową. - Odblokowałam swoje wspomnienia.
Westchnęła głośno i pomasowała skronie.
- Teraz przez ciebie przez następny tydzień będę się czuła, jakbym miała kaca - jęknęła. - Chyba zaraz zwymiotuję. Źle się czuję. Za dużo tego.
- Wymiotuj sobie, ile chcesz, tylko nie w mojej obecności - nie przejął się jej stanem. Sama się o to prosiła. On jej do niczego nie zmuszał. - Więc? Gdzie odpowiedź na moje pytanie?
Z jej ust dobiegł głośniejszy jęk. Usiadła na trawie po turecku i skrzywiła się.
- Głowa mi pęka - narzekała.
- Nagisa!
- Dobra, dobra, już mówię - machnęła ręką. - Pewnie zostałeś do mnie Przywiązany.
- Mów z sensem - ponaglił ją.
- Przecież mówię! - sprzeciwiła się, ale ostatecznie uległa pod jego złym spojrzeniem. - Popatrz, jesteś Nieśmiertelnym, nie? Możesz cofać sobie czas na zawołanie. Ja... Tak jakby Przywiązałam cię do siebie. Zapewnie Z. ... Pamiętasz go? Chyba coś ci o nim wspominaliśmy. Z. też jest... Był Nieśmiertelnym. Ale zawarł ze mną pewną umowę, dzięki której tak jakby byłam chroniona. Czyli gdy ja umierałam - co nie zdarzało się zbyt często - to on wiedział o tym, i jeśli miał ochotę, mógł mnie uratować. Cofał czas do punktu, w którym ostatnio byłam bezpieczna. Wiesz, taka głupia zabawa.
Uniosła na niego zmęczone spojrzenie.
- Był do mnie Przywiązany. Wiele mi zawdzięczał, gdy byliśmy młodsi i dlatego pewnie chciał mi pomagać. A gdy zaczął się starzeć... Cóż, miałeś pecha, Karma-kun. Z. pewnie umarł ze starości, a ty byłeś najbliższym Nieśmiertelnym w mojej okolicy. No i w ten sposób jakoś się do mnie Przywiązałeś.
To... To nie było aż takie głupie, jakby się mogło zdawać. Właściwie, to to miało sens. Dziwny, szalony, ale jakiś miało.
Nagisa rozłożyła bezradnie ręce.
- Ja naprawdę tego nie chciałam. Większość Nieśmiertelnych przeżywa swoje życie nawet nie wiedząc o tym, kim są. Jak już im się coś dzieje, to cofają się o kilka sekund. Zapominają o tym. A przez to, że Przywiązałam cię tutaj, w tym czasie... Gdy umarłeś za te dwadzieścia lat, cofnęło cię tutaj, abyś mógł potwierdzić Przywiązanie. Co właśnie zrobiłam, nie martw się.
Jęknęła jeszcze głośniej.
- Naprawdę źle się czuję... Chyba nie mogę brać udział w tych zawodach. Zajmiesz się tym za mnie?
Karma popatrzył na nią, po czym zignorował jej słowa.
- Czekaj, czekaj - podniósł dłoń, by nie pozwolić dziewczynie dojść do głosu. - Jest jeszcze jedna rzecz.
- Hm?
- Kiedy umierałem... Widziałem coś. Początkowo myślałem, że to zwidy, ale teraz wyraźnie zobaczyłem coś. Ciebie. Twoją przeszłość.
Nagisa zamrugała szybko oczami.
- To pewnie dlatego, że byłeś do mnie Przywiązany. Więź chciała, byś wreszcie mnie rozpoznał. Sądzę, że jeszcze kilka śmierci i sam byś do tego doszedł.
- To nie mogłaś tak od razu? - parknął Karma. - Oszczędziłoby nam to kłopotów.
- To nie ty zostałeś zmuszony do przypomnienia sobie ponad dziesięciu lat w sekundę - Nagisa wywróciła oczami. - Wiesz, miło byłoby, gdybyś teraz jakoś pomógł. Ja naprawdę źle się czuję.
- To minie. Kiedyś tam.
Spiorunowała go wzrokiem.
- A tak właściwie... - Karma oparł się o pień drzewa i popatrzył na nią z zamyśleniem - co masz zamiar teraz zrobić?
- Iść do domu. Spać. Zwalić na ciebie ten konkurs.
- Nie o to mi chodzi, głupia. Co chcesz zrobić z całym tym bajzlem?
- Z całą pewnością nie mam zabierać cię do żadnego laboratorium. Jedne już zniszczyłeś.
- Wysłano na nas jakąś krwiożerczą bestię! To nie była moja wina!
- Jasne, tak samo jak nie narobiłeś sobie takiej masy wrogów, że chcieli cię za dwadzieścia lat zabić.
- Raz dziesięć, innym razem dwadzieścia... Zdecyduj się, kobieto.
Nagisa już otwierała usta, by zaprotestować, ale nakazał jej wzrokiem, by milczała.
- Dobra, dosyć. Pokłócić to ty się jeszcze ze mną zdążysz. Co chcesz zrobić z Koro-senseiem?
To jedno pytanie sprawiło, że dziewczyna spochmurniała.
- Co mogę zrobić? - spojrzała na niego bezradnie. - Niby wiem, że jest bardzo mała szansa, że w marcu umrze, ale tak wiele osób chce go zabić. Zresztą, ciężko byłoby ukryć kogoś takiego jak on. Chyba najlepszą opcją jest pozwolenie histori iść tak, jak powinna.
Na ustach Karmy pojawił się uśmieszek, który sprawił, że zaczęła kręcić głową.
To nigdy nie był dobry znak.
- O nie - cofnęła się o krok. - O nie. Nie, nie, nie, nie, nie. Nie ma mowy. Nie zgadzam się.
- Nic jeszcze nie powiedziałem.
- I nie powiesz. To będzie jakiś szalony pomysł, ale gdy go powiesz, zabrzmi na tyle logicznie, że się zgodzę. Dlatego nie. Nie i nie. Nie słucham cię. Nke rozmawiam z tobą. Nie.
Pokręcił głową ze szczerym rozbawieniem.
- Moje szalone pomysły mają to do siebie, że zazwyczaj wypalają.
- Posłuchaj, Karma-kun, może i ty możesz żyć tyle razy ile sobie wymarzysz, ale mnie w to nie mieszaj. Nie zapominaj, że niektórzy mają tylko jedno życie.
- Słysząc to słowa w twoich ustach, to zdanie nie brzmi aż tak wiarygodnie - zauważył. Nychylił się do dziewczyny. - Ale zobacz. Pójdziemy do tych twoich przyjaciół naukowców. Sama mówiłaś, że jesteś trochę podobna do ośmiornicy. Gdyby im udało się zamienić go w coś podobnego do ciebie... Nikt nie musiałby go zabijać. Zniknąłby po prostu nagle. Takie "puf" i go nie ma.
W oczach Nagisy odbił się szok.
- To... Mogłoby zadziałać. Będę musiała o tym z nimi porozmawiać, wiele rzeczy ustalić... Ale to mogłoby zadziałać.
- No i widzisz! - zawołał triumfalnie. - Da się? Da się! Już my to udowodnimy!
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
- Wierzę ci, wierzę. Nie musisz się już tak puszyć. A teraz, naprawdę muszę stąd iść. Zaraz zwymiotuję. A wolałbym nie robić tego w twojej obecności. Wytłumaczysz reszcie, dlaczego mnie nie będzie?
- Luzik. Powiem każdemu, że masz okres. Nie musisz mi dziękować - machnął ręką, odwzajemniając uśmiech i obserwując, jak Nagisa oddala się nieco chwiejnie.
W sumie, to cała ta sytuacja potoczyła się lepiej, niż by miał się spodziewać.
Znali przyszłość - on i Nagisa. Byli w stanie zapobiec pewnym wydarzeniom. A w przyszłości, gdyby Karma chciał raz jeszcze otworzyć swoją firmę, która nie zawsze lubiła działać w sposób legalny, obecność kogoś takiego jak Nagisa byłaby przydatna.
A Karma już zaczynał wymyślać, w jaki sposób odegra się za dziewczynie za tą całą beznadziejną historię, w którą go wplątała.
I z całą pewnością nie zamierzał pozwolić Nagisie wydostać się z jego rąk. Karma nie lubił dzielić się tym, co było jego.
Co było jego... Cóż, ich relacje z Nagisą... Zapewnie za jakiś czas wszystko przybierze logiczniejsze formy. Nie byli tylko przyjaciółmi, nie, już nie. Przekroczyli pewne granice, złamali kilka niewypowiedzianych zasad. Cóż, zdążyło im się przy tym pare razy umrzeć - ale to każdemu mogło się zdarzyć.
A teraz?
Teraz Karma miał turniej do wygrania. A potem całe życie, by się zamartwiać, czy podjął jakieś złe decyzje.
Gdyby zaś przypadkowo miał przy tym umrzeć - co to za problem? Wszak tacy jak on nie żyli tylko raz.
I to była jego przewaga.
Przewaga, z której Karma miał zamiar wyciągnąć bardzo, ale to bardzo duże korzyści.
KONIEC
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro