Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

26. Labirynt bez wyjścia

Spieszyli się.

Karma nie miał pojęcia dlaczego, ale nie był w stanie tego nie zauważyć. Nagisa stawiała długie kroki, zmierzając w sobie tylko znanym kierunku, a on, chcąc nie chcąc, podążał za nią. Był zaintrygowany. Czego szukała? Jak wiele zmieniał fakt, że labolatorium zostało zniszczone?

Chłopak odłożył te myśli na bok i skupił się na podziwianiu miasta. Kiedyś nie jeden raz bywał w Singapurze - to, aby trochę pozwiedzać, to w celach biznesowych. I choć parę rzeczy się zmieniło (ot choćby wielkość miasta), to część została taka sama.

- Masz tu jakiś znajomych? - spytał, gdy przedostali się spokojniejszej części miasta, pełnej budynków mieszkalnych.

Nagisa zerknęła na niego.

- Powiedzmy.

Chłopak westchnął teatralnie.

- Posłuchaj, i tak się dowiem, czy kogoś znasz, czy nie.

- Więc czemu w takim razie miałabym ci to mówić, skoro się dowiesz?

- Bo chcę wiedzieć?

- Pytasz się mnie, czy stwierdzasz fakt? - dziewczyna uniosła brew.

Zastanowił się przed chwilę.

- Chyba pytam.

W jej spojrzeniu pojawiło się niedowierzanie.

- Jesteś niemożliwy - stwierdziła. Wyciągnęła przed siebie dłoń i wskazała na jeden z wielu podobnych do siebie budynków. - Tam mieszka Z. To mój stary znajomy. Muszę coś od niego wziąść.

- Co?

- Nie twoja sprawa - niemal warknęła w odpowiedzi.

Czerwonowłosy wzruszył ramionami. Nie to nie. I tak się wszystkiego prędzej czy później dowie. Nagisa nie była już w stanie nic przed nim ukrywać.

----

Po kilku minutach bezowocnego pukania do brzydkich, podniszczonych drzwi, Karma poddał się i niezbyt delikatnie przesunął Nagisę w bok.

- Daj się tym zająć zawodowcom - wymruczał, wyciągając z kieszeni spodni dwa maleńkie kawałki drutu i zaczynając nimi majstrować w zamku. Nie trzeba było zbyt dużo czasu, by usłyszeli upragnione szczęknięcie oznajmiające, iż drzwi stały przed nimi otworem.

Chłopak spojrzał z wyższością na Nagisę.

- Widzisz? Tak to się robi.

- Nawet nie chcę pytać, co ty naprawdę zrobiłeś ze swoim życiem - wymamrotała pod nosem dziewczyna. Karma otworzył drzwi, pokazając im wnętrze mieszkania.

- Nie pytaj, tylko bądź wdzięczna - wyszczerzył się chłopak, zamykając za nimi drzwi. Nie podobało mu się to, co zastali. Mieszkanie wyglądało, jakby było opuszczone, i to już od dłuższego czasu.

- Ale ty wiesz, że miałam ze sobą klucze?

- No i? W ten sposób jest dużo fajniej - zaśmiał się.

- Dochodzę do wniosku, że jesteś świrnięty, Karma-kun - zawtórowała mu dziewczyna, przeszukując metodycznie pomieszczenia. Nie miał zamiaru jej pomagać - jedynie obserwował, jak pochmurnieje z każdą chwilą. Czegokolwiek szukała, nie znalazła tego. Jej twarz rozjaśniła się lekko, gdy w końcu do jej torebki zawędrowały trzy niewielkie pakunki. Małe opakowania, takie, w jakich można przechowywać cukierki bądź leki. Czyżby była na coś chora?

- Skończyłaś? - spytał chłopak, tłumiąc ziewnięcie.

Kiwnęła głową.

- Chodź - zdecydowała. - Teraz idziemy odwiedzić naszą znaną i kochaną Kicię.

----

Ich dalszą podróż można było nazwać jednym słowem: porażka. Całkowita porażka. Nagisa śpieszyła się, ale los jakby cały czas płatał im figle, opóźniając podróż. W efekcie do miejsca, gdzie, zgodnie ze słowami dziewczyny, mieszkała Kicia, dotarli ze sporym opóźnieniem. Przyciśnięta do muru Nagisa w końcu wyznała, skąd się wziął jej pośpiech - owe kapsułki rzeczywiście były lekami. Miały one tymczasowe działanie, która ratowały jej życie. To właśnie dlatego wybrali się w odwiedziny do jej "przyjaciół". Oni właśnie posiadali zapasy - a przynajmniej powinni je posiadać.

- Wiesz co - zaczął Karma, gdy przedzierali się przez las. Chatka, w której mieszkała Kicia, samozwańcza genialna hakerka, powoli zaczynała być widoczna - myślę, że ten twój Z. opuścił tamto mieszkanie już dawno temu.

Nagisa wymruczała coś niewyraźnie pod nosem.

- Kiedy ostatnio miałaś z nim jakiś kontakt?

- Nie pamiętam.

- Tydzień temu? Miesiąc? A może rok?

Dziewczyna zatrzymała się z wyraźną irytacją.

- Słuchaj, Karma-kun, to nie ma teraz znaczenia. Muszę porozmawiać z Kicią, ok?

- A kto mieszka w twoim domu?

Nagła pytanie sprawiło, że Nagisa zamrugała oczami szybko.

- Co?

- Kto mieszka w twoim domu? - powtórzył powoli chłopak. - Bo rozmawiałem z jakąś kobietą wcześniej i...

- Wynajęłam ją, by udawała moją matkę.  - zbyła pytanie. - Tak dla zachowania pozorów.

Nie odezwała się już więcej, tylko ruszyła żwawszym krokiem.

- A ta twoja Kicia - spróbował raz jeszcze Karma - nie mogłabyś do niej po prostu zadzwonić?

- Ona rzadko kiedy odbiera telefon.

Słysząc to, Akabane zmarszczył brwi.

- Ale przecież wtedy jakoś się z nią skontaktowałaś.

Widząc, że tamta zdaje się nic nie rozumieć, dodał:

- W jednym z moich żyć udaliśmy się na spotkanie z Kicią. I z całą pewnością to nie było to miejsce. A więc musiałaś jakoś do niej zadzwonić.

- Dziwne... - wymruczała Nagisa. - Kiedy to było? Tak czasowo? Od tego punktu zapisu, z którego wszystko powtarzasz.

- Niedługo po zakończeniu turnieju. Ale to pokrywa się w czasie z obecną linią czasową. Jedynym, co je różni, to zniszczenie labolatorium. A więc w takim razie byłaś się w stanie z nią spotkać wtedy, ale teraz nie mogłaś. Przeskoczyliśmy z jednej linii czasowej do drugiej. Pojawiła się jakaś nowa zmienna. Gdzie ona miała teraz być? Co miała robić? - skrzywił się, gdy zrozumiał, jak wiele razy w ciągu tej wypowiedzi użył słów związanych ze słowem "czas".

Nagisa raz jeszcze zamrugała oczami, chcąc przysfoić wszystko, co powiedział.

- Co?

- Gdzie. Miała. Być.

Rzuciła mu wściekle spojrzenie.

- Nie jestem idiotką. To zrozumiałam. Raczej nie powinna się ruszać z domu. Czyli pewnie w tej twojej alternatywnej przyszłości musiałam ją wezwać. Koniec historii.

Mimo tych słów, zaczynały narastać w niej wątpliwości. A jeśli rzeczywiście coś przetoczyli? Pytanie tylko, co?

---

Nagisa była wściekła. A może zrozpaczona? Sama nie miała pojęcia, jak nazwać emocje,  które w niej buzowały.

Wszystko poszło na marne. Leków nie było - ani u Z., ani u Kici. Jakąś część jej umysłu chciała zacząć to roztrząsać. Ten "zbieg okoliczności" nie mógł być tylko zbiegiem okoliczności. Kicia nie zostawiłaby swojego mieszkania pustego bez żadnej notki. Z. nie zniknąłby tak po prostu. A to oznaczało, że ktoś to wszystko zaplanował. Metodycznie, gdy tylko labolatorium zostało zniszczone, zabrał się za pozbywanie się jej sojuszników.

Tylko kto mógłby nienawidzić jej tak bardzo? Kto mógłby chcieć jej śmierci?

Nie miała pojęcia. I nawet nie chciało jej się o tym myśleć.

Wymknęła się po cichu, licząc, że Karma, przechadzający się po mieszkaniu i przeglądający stare albumy, nie usłyszy jej. Dziewczyna dotarła w ciszy do studni i spojrzała w jej głębię.

Nic nie znalazła. Leki znalezione u Z. były fałszywkami. Czas przeciekał jej przez palce. Mogła niemal wyczuł, jak śmierć zagląda jej przez ramię.

Nagisa zacisnęła palce na sztylecie. Już zdecydowała.

- Co ty robisz? - ostry głos Karmy wdarł się w jej myśli.

Nie odwróciła się.

- Hej, Karma-kun - odezwała się cicho. - Chcesz znać całą moją historię? To, kim byłam, zanim się stałam tym, kim jestem?

Nie miała pojęcia, dlaczego mu to mówi. Nie powinna. W ten sposób tylko mu utrudni dalsze życie. Ale już i tak je utrudniła, prawda?

Odwróciła się do niego i, nim zdąrzył odpowiedzieć, zaczęła mówić, trzymając za plecami dłoń.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro