
21. Wyznanie
Plan działania Karmy był prosty. Mało tego, bardzo prosty.
Być może zbyt prosty.
Miał zamiar raz jeszcze odtworzyć wydarzenia z poprzedniego świata. Tym razem jednak zamierzał dokładnie przyglądać się Nagisie. Nie przegapi żadnej szansy, by odkryć jego sekret. Musiał być pewny na 100%, że to on jest Motylkiem, by zacząć działać.
Ze swych wcześniejszych doświadczeń pamiętał, że Nagisa zniknął tuż przed weekendem. Z tego też wynika, że musiał się udać gdzieś - czyżby do tamtego labolatorium? - po szkole w czwartek, bądź też następnego dnia.
Karma bez problemu nakłamał rodzicom, że nocuje u przyjaciół i nie wróci na noc, po czym umościł się niezbyt wygodnie na drzewie tuż przy domu Nagisy. Z daleka obserwował wchodzących i wychodzących. Wiedział, że Nagisa mieszka tylko z matką, ona zaś na wieczór wróciła do domu.
W nocy z środy na czwartek Karma był juz gotowy.
Teraz pozostawało mu tylko czekać, kto opuści dom. Wątpił, aby Nagisa miała zamiaru od razu wyruszyć, ale niczego nie mógł być pewny. I tym bardziej nie zamierzał się pomylić.
- Ritsu, obudzisz mnie, gdy ktokolwiek wyjdzie z domu? - spytał dziewczyny, która uśmiechnęła się do niego z ekranu komórki.
- Mam dostęp do kamer ulicznych, obserwuję całą okolicę - uśmiechnęła się - Ale powiedz mi, dlaczego szpiegujemy Nagisę?
- Chcę mu zrobić przyjęcie-niespodziankę - skłamał Karma, moszcząc się na drzewie - Muszę wiedzieć, kiedy wyjdzie z domu.
Ritsu kiwnęła głową.
- Rozumiem. W takim razie ty się prześpij, a ja będę czuwać.
- To dobry pomysł - zgodził się Karma, przymykając oczy. Nie było sensu tak długo czekać. Właściwie nie było sensu chować się na drzewie.. Ale wolał móc od razu śledzić Nagisę, gdy ten tylko wyjdzie z domu.
Sen nadszedł niespodziewanie. Karma nie miał pojęcia, ile spał, gdy Ritsu szepnęła do niego cicho:
- Ktoś wychodzi.
Od razu otworzył oczy. Zrobiło się już jasno, aczkolwiek na zewnątrz nie przebywało zbyt wiele osób, z czego wynikało, że nie może być bardzo wcześnie.
- To nie jest Nagisa - mruknęła Ritsu, przybliżając mu nawet specjalnie na ekranie sylwetkę osoby, która wyszła. Nie była to także Motylek - kobieta była wysoka, miała ciemną karnację, a na nosie okulary przeciwsłoneczne. Miała na sobie modny płaszcz, którym przykryła się, chroniąc się przed zimnem.
Ale to nie była także matka Nagisy.
- Nikt nie wchodził ani nie opuszczał domu? - upewnił się Karma.
- Tak.
- W takim razie musimy ją śledzić. Ritsu, potrafisz oszacować jej przyszłe ruchy?
- Oczywiście. Tylko czy nie mieliśmy...?
- Ritsu. - przerwał jej Karma - Muszę wiedzieć, co zamierza zrobić. Jasne?
Zanim tamta zdarzyła zaprotestować, Karma ześlizgnął się z drzewa, obserwując z daleka kobietę. Ta wsiadła do taksówki, która przyjechała minutę po jej wyjściu z domu.
Tymczasem Karma na spokojnie podszedł do samochodu jego ojca. Niby nie powinien go zabierać, ale nie widział przeciwwskazań, dlaczego miałby niby tego nie robić. Prowadził już od ponad 20 lat, czyż nie?
- W takim razie, ruszamy - mruknął, po czym uśmiechnął się sam do siebie.
Nawet, jeśli ktoś byłby na tyle głupi, by go zapytać o prawo jazdy... Cóż, Karma miał swoje sposoby, by tamta osoba zaczęła takiego czynu żałować.
----
Mniej więcej w połowie drogi na lotnisko Nagisę ogarnęły złe przeczucia. Coś miało się wydarzyć. Albo już się wydarzyło. Uparcie jednak ignorowała to odczucie przez prawie 10 minut..aż dostrzegła samochód, który widziała już co najmniej kilka razy. Zerknęła na ekran komórki. Miała jeszcze dużo czasu.
Kto mógłby mnie śledzić?, pomyślała, prosząc taksówkarza, by skręcił w boczną uliczka. Z satysfakcją zauważyła, że jej podejrzenia się potwierdziły - owy samochód po chwili ruszył za nią.
Bawimy się w berka, co? Po kilku minutach spokojnej jazdy taksówka zatrzymała się pod starym magazynem. Rzuciła suche podziękowania taksówkarzowi i wysiadła. Nie obdarzyła odjeżdżającego samochodu ani jednym spojrzeniem - zamiast tego po prostu weszła do magazynu, używając starego klucza. Zamknęła drzwi i stanęła z boku, w cieniu, czekając na to, co nastąpi.
Mijał jednak czas i nic się nie działo. Nikt nie wszedł za nią do środka. Czyżby się pomyliła? Raz jeszcze zerknęła na komórkę. Nie lubiała się spieszyć.
Westchnęła. Nie miała ochoty na pozbywanie się ogona, wszystko zaś wskazywało na to, że nikt za nią już nie podąrza.
Wyszła z budynku, nucąc pod nosem jakąś piosenkę, której tytułu nie pamiętała. Będzie musiała dotrzeć komunikacją miejską - nie opłacało się już wzywać taksówki.
Zatrzymała się gwałtownie, dostrzegając to, czego początkowo nie zauważyła.
Oto bowiem tuż za nią, oparty o budynek, stał Karma.
- Długo ci to zajęło.
Zamarła. To on tu robił?
- Kim jesteś? - spytała z nieudawanym zdziwieniem. Karma jednak jedynie uśmiechnął się.
- Wiesz przecież doskonale, kim jestem, Motylku.. Czy może jednak powinienem nazywać cię Nagisa?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro