Dziękuję za komentarze pod poprzednim rozdziałem, to naprawdę sprawia, że mam ochotę publikować to dalej:)
----
Akabane Karma nie był stalkerem.
To był przypadek. Przypadek, że po raz kolejny spotkał się z tą dziewczyną. Nie planował tego. Prędzej to była jej wina. Czy musiała chodzić wszędzie tam, gdzie on?
Nie pamiętał jej imienia. Mówiła mu je kiedyś, ale od razu je zapomniał. Wszak była tylko jedną z wielu pracownic w jego firmie.
Akabane Karma był bogaty. Nic dziwnego, to jego bystry umysł pozwolił mu zbić majątek.
Nigdy nie powinien trafiać do najgorszej klasy w gimnazjum. Ale cóż, stało się. Czasu i tak nie da się cofnąć.
Ale ta dziewczyna.. Ta dziewczyna..
Podobała mu się.
Jakie to głupie. On, Akabane Karma, był zainteresowany dziewczyną, której imienia nawet nie znał. Wiedział, gdzie mieszka, pracuje (a jakże!), o której wstaje i co lubi.
Ale wciąż nie znał jej imienia.
Nie mógł przecież zapytać. Od razu by się domyślili, że jest nią zainteresowany.
Jakież to głupie. Przecież on był Akabane Karma! Jak mógł się bać tak prostej rzeczy? Jakim cudem nie potrafił nic wymyśleć?
A teraz ona stała przed nim, patrząc tymi pięknymi, niewinnymi oczami.
- Witam, szefie - odezwała się - To zaszczyt, spotkać szefa w takim miejscu. Nie wiedziałam, że lubi pan takie sklepy.
Jak oficjalnie. Karma zrobiłby wiele, by przełamać ten mur między nimi.
- Możesz mi mówić na ty - zaproponował - Nie jesteśmy teraz w pracy.
- Ale..
- Usilnie nalegam.
Uśmiechnęła się, a jemu od razu zrobiło się lżej na duszy.
- Więc.. Akabane-san.
- Wystarczy samo Karma.
- To nie wypada - próbowała zaprotestować.
On podjął jednak decyzję. Nigdy nie zdoła się do niej zbliżyć, jeśli będą tacy oficjalni.
- Karma... Karma-san - od biedy może być. Podarował jej szybki uśmiech.
- A widzisz? Nie takie trudne, jak się zdawało.
Nie wyglądała na przekonaną, ale grunt, że przestała się zwracać do niego po nazwisku.
- Gdzie się wybierałaś? - spytał ją, nie chcąc się jeszcze żegnać. Właściwie to znał odpowiedź. Zawsze chodziła tam w piątki.
- Szłam do jednej z restauracji - wyjaśniła - Jest naprawdę interesująca. Jedzenie też mają tam tanie, jest pyszne.. Mogę wskazać panu... Tobie do niej drogę. Jeśli tylko jesteś głodny.
Właśnie o to chodziło.
Skinął głową, dając się jej podprowadzić. Podczas drogi zaczęła go wypytywać o kilka rzeczy, póki co błahych i niezbyt ważnych. Ale jak na początek, tyle wystarczy. W końcu nie chciałby przesadzić.
Cały czas też zastanawiał się, jak ma na imię.
Ale teraz głupio by było o to pytać. Trochę na to za późno.
Skoro nie znasz mojego imienia, to skąd wiedziałeś, że pracuję u ciebie? Co by zrobił, gdyby tak go spytała? Dlatego też wolał milczeć, choć wiedział, jak głupia była to opcja.
- Zainteresowany? - wskazała mu dłonią szyld restauracji - Planowałam właśnie coś zjeść..
- W takim razie coś ci postawię - zdecydował - Należy ci się za to, że mi pomogłaś.
Znowu próbowała zaprotestować, ale zbył jej protesty. Nie po to tu przyszedł. Nie po to za nią tyle chodził..
Popołudnie mijało im powoli. Czasami ona śmiała się cicho, ale głównie rozmawiali. Zorientowali się, że oboje słuchają tych samych zespołów oraz że każde z nich wybiera się na koncert w przyszłym tygodniu. Stwierdzili, że to zbyt nieprawdopodobne, by mógł być to tylko przypadek i umówili się, iż pójdą tam razem. "Tak będzie bezpieczniej" - co do tego też się zgodzili.
A wewnątrz Karma niemal tańczył ze szczęścia.
Minęło już tyle czasu, odkąd był zainteresowany jakaś dziewczyną. Wszystkie jego związki kończyły się szybko, zbyt szybko. Niektórzy nawet podejrzewali, iż może być homo.
Ale nie był.
Po prostu nie był w stanie znaleźć tej, która by go poruszyła.
A ona taka właśnie była.
Wracając, zdecydował się, że ją odprowadzi do domu. "Jest już ciemno" - tłumaczył. A ona mu uwierzyła. Pozwolił jej wskazywać kierunki, choć wiedział, gdzie mieszka. Lepiej, aby nie była świadoma, iż posiada taką wiedzę. Jeszcze mogłaby coś o nim sobie pomyśleć. A przecież Karma był najnormalniejszą osobą pod słońcem.
W momencie, gdy skręcili w inną stronę, nie poprawił jej. Być może chciała spędzić z nim więcej czasu. Być może miała jeszcze jakieś inne plany.
Spacerowali w milczeniu. Żadne z nich się nie śpieszyło. Tak, ten wieczór był zdecydowanie udany. Jedynym, czego w nim brakowało to poznania jej imienia. Oraz pocałunku na sam koniec.
Eh. Głupie marzenia.
Przecież mogła równie dobrze nie być nim zainteresowana. Lepiej, aby nie robił sobie złudnych nadziei.
W tym momencie dziewczyna zatrzymała się. Znajdowali się właśnie w parku, a obok nie było nikogo innego. Ale Karmie to nie przeszkadzało. Zawsze lubił rzeczy, których inni nie potrafili zrozumieć. Cóż, był lekko inny.
Chwyciła skraj jego płaszcza, zmuszając go, by zwrócił na nią uwagę.
- Co się stało? - spytał cicho - Coś zgubiłaś?
Pokiwała głową, po czym zrobiła niepewny krok do przodu. Potknęła się jednak i wylądowałaby na ziemi gdyby nie to, iż podtrzymał ją i chwycił w swoje ramiona.
- Hej, wszystko w porządku?
Był w stanie wyczuć jak jej delikatne ramiona oplatają się obok niego. Była taka łagodna, niepewna, być może nieśmiała. Teraz, kiedy na to patrzył, nie był w stanie zrozumieć, dlaczego mu się tak podobała.
- Przepraszam, przyjacielu - szepnęła.
Ah. Czyli jednak przyjaciele. Tak o nim myśli. Chyba mu się nie udało.
- Za co przepraszasz? Nie zrobiłaś nic złego. Tylko się potknęłaś - te słowa nie były w stanie oddać tego, co czuł. Przyjaciele. Tylko przyjeciele.
W tym samym momencie poczuł nagły ból w plecach. Jej ramiona zacisnęły się i to ona go podrzymywała.
- Zrobiłam.
Jej twarz zamazywała mu się przed oczyma. Co się działo? Oraz dlaczego... Dlaczego nagle wyglądała inaczej? Jej włosy były białe, grzywka zasłaniała jedno oko. Drugie zaś patrzyło na niego zimne.
- Zrobiłam - powtórzyła, ale on już nie był w stanie tego usłyszeć. Jego oczy zamknęły się wbrew jego woli - Zabiłam cię, Karma.
A potem cofnęła się, wyciągając z jego ciała strzykawkę, która przytępiła jego zmysły oraz nóż, który trafił prosto w jego serce.
Karma Akebane był martwy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro