16. Kartka w magazynie
Jeśli było coś, czego Karma nienawidził, to z całą pewnością było to umieranie. Nie ma nic przyjemnego w tym, gdy twe gardło zostaje rozprute w ułamku sekundy, nie dając ci nawet czasu na reakcję. Gdy Motylek przemówiła, dała mu nadzieję, że uda mu się przeżyć.. Ale koniec był taki sam. Znowu ogarnęła go ciemność, do której powoli zaczynał się przyzwyczajać.
Tym razem jednak w ciemności pojawiło się coś.
Biel. Białe włosy Motylka, zaraz po tym cała jej sylwetka. Tym razem jednak była widziana z daleka, jakby obserwował ją zza tafli wody. Dziewczyna zdawała się na niego patrzeć z wyrzutem, a jej usta poruszyły się, ona sama nic jednak nie powiedziała.
Nie mogę cię usłyszeć, chciał powiedzieć jej Karma, ale on sam także nie był w stanie nic zrobić.
Motylek raz jeszcze powtórzyła coś, tym razem z irytacją.
- Karma-kun?
Nie słyszę cię.
Motylek niespodziewanie uśmiechnęła się, jakby domyślając sie, że Karma nie należy do tego świata czerni i bieli.
- Karma-kun? - to był Nagisa, jak zawsze wołający go.
Sylwetka Motylek zaczęła zanikać, gdy ta wypowiedziała ostatnie słowa, które Karma był w stanie usłyszeć:
- A więc przyszłeś, Z.
Karma otworzył gwałtownie oczy. Nagisa nachylał się nad nim ze zmartwieniem.
- Dobrze się czujesz, Karma-kun?
Czerwonowłosy z trudem opanował swój szybki oddech. Tak, zginął. Ale wrócił ponownie. Do tego samego punktu, z którego zaczął. Był Nieśmiertelnym, to on był panem tej sytuacji.
Karma uśmiechnął się półgębkiem.
- Tak - powiedział w końcu - Teraz już wszystko jest w porządku.
Choć nic nie było w porządku.
----
Jeśli było coś, czego Karma był pewnien, to tego, że przed zajęciem się ratowaniem Koro-sensei'a, musiał opanować sprawę z Motylkiem. A z tego wynika, że musiał pozbyć się tych, którzy zlecili jej zadanie. A jedynymi ludźmi, którzy jej to zlecili, mogli być ci naukowcy, choć sama twierdziła inaczej. Słowa, które wypowiedziała do niego i Kici przed śmiercią... Ktoś musiał ją do tego zmusić.
W przeciwnym razie, kto mógłby kontynuować ze obrzydliwe eksperymenty? Karma zadrżał, przypominając sobie karykaturalną postać bestii.
Tak, teraz nie miał wątpliwości. Ci, którzy nadali Motylkowi możliwość manipulacji ciałem, ci, którzy stworzyli tamtą bestię i ci, którzy uwiezili Koro-sensei'a..
Ci wszyscy ludzie byli zamieszani w tą samą sprawę. Współpracowali ze sobą. Działali razem.
Dlatego aby ocalić resztę, należało ich powstrzymać.
----
Szkoła w nocy była dziwna. Pusta. Brakowało w niej czegoś.
Karma uśmiechnął się pod nosem, wspominając chwile, gdy kiedyś, w dawnym życiu, nadzorował budowę jednej ze szkół. Miał wtedy okazję przechadzać się po pustym budynku. Nikt nie miał ochoty ani odwagi mu czegokolwiek zabraniać. Nie jemu, jednemu z ważniejszych ludzi w tamtej Japonii.
Teraz jednak był tylko gimnazjalistą i dlatego właśnie się po cichu włamać do szkoły.
Właściwie, mógłby to polubić.
Zakradnięcie się do pokoju nauczycielskiego nie było trudne. Wręcz przeciwnie, zbyt łatwe. Biórko Koro-sensei'a zobaczył już z daleka. Podszedł do niego spokojnie i położył na nim bardzo wyraźnie jeden z magazynów o modzie. Ośmiornica z całą pewnością nie oprze się pięknym kobietom w kusych strojach. A gdy je już obejrzy, zobaczy małą karteczkę z adresem i wielkim sercem.
Jeśli Karma się nie myli - a mylił się rzadko - Koro-sensei od razu poleci na miejsce. A gdy zobaczy labolatorium...
Karma miał tylko nadzieję, że ośmiornica nie zrobi zbyt dużego hałasu. Gdy tylko labolatorium zniknie z powierzchni ziemi, Karma będzie mógł ponownie pokazać rysunek Motylka. Dowie się, kim tak naprawdę jest.
I wreszcie uda mu się nie umrzeć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro