¹⁸
✧ 𝕍𝕚𝕝𝕝𝕖𝕟𝕕 ✧
Stoję przy filarze i opieram się o niego. Obserwuję otoczenie, aż w końcu w moje oczy rzuca się postać Huang Hua. Podchodzę do niej i lekko się kłaniam. Ta od razu promienieje.
— Cześć, Villiend. Przejdziemy się?
— Myślałem, że będę musiał Cię oprowadzać — unoszę jedną brew do góry.
— Haha, nie. Już tutaj i byłam. Ponad to zgaduje, że sam się tutaj nie raz gubisz.
— Fakt. Zdarzy mi się pomylić sale.
— Proponuje, aby posiedzieć przy fontannie wraz z lemoniadą — rzekła wskazują na dwa kubki, których wcześniej nie zauważyłem.
Skinąłem głową i w ciszy zaczęliśmy się przechadzać. Po kilku minutach dotarliśmy na miejsce. Huang Hua od razu usiadła na trawie, ściągnęła buty oraz podwinęła spodnie po czym zanurzyła nogi w wodzie.
Usiadłem obok niej po turecku, a ta wręczyła mi wcześniej wspomniany napój. Westchnąłem cicho i podziękowałem jej. Wziąłem łyk, a przyjemny chłód otoczył moje gardło.
❃ 𝔼𝕫𝕒𝕣𝕖𝕝 ❃
Nie wierzę. Za tydzień o tej porze będę musiał siedzieć na misji wraz z Villendem. I dlaczego? Bo cudowna Miiko wraz z damą Huang Hua stwierdziły, że będziemy najbardziej kompetentni do tego zadania. I przy okazji będziemy mogli pogadać, żeby nie kłócić się na każdym kroku. Urwać łeb to za mało.
To też nie tak, że nie chce spędzić z nim czasu, czy też na prawdę go nienawidzę. Najzwyczajniej w świecie fakt, iż coś może pójść nie tak totalnie mnie dobija. Nasze charaktery są oddzielne, a jednak podobne.
Najgorsze jest to, że oboje chowamy się za kłamstwami.
— Na Oracle, gdzie on jest? — burczę pod nosem sam do siebie.
W końcu znajduję się w Ogrodzie Muzyki. Dalej poszukując chłopaka stawiam następne kroki rozglądając się. Po chwili zauważam go, przy fontannie wraz z damą.
Już mam podejść, ale słysząc ich rozmowę zastygam w bezruchu. Na całe szczęście zasłaniają mnie krzewy róż, a z ich położenia na pewno mnie nie widać.
— Powiedz, jak się tutaj czujesz? — pyta dama.
— Dziwnie — odmrukuje chłopak.
— Nie podoba Ci się tutaj?
— To nie to... Po prostu czasem czuje, że tutaj nie pasuje — widzę jak kładzie uszy. — Zostałem, ale tylko z prośby. Nie potrafię przystosować się do życia w takim tłumie.
Został... bo go poprosiliśmy?
Faktycznie wcześniej miał do czynienia tylko ze swoim wspólnikiem i własnymi ofiarami. Bynajmniej z tego co wiem.
Powinienem mu pomóc z odnalezieniem się w nowej rzeczywistości? W końcu po uzyskaniu własnego pokoju został sam ze sobą. A kiedy chciał jakkolwiek się ze mną zaprzyjaźnić, odpychałem go. Przez własną dumę.
Tylko dlaczego nie próbował poznać kogoś innego?
I dlaczego się nim w ogóle interesuje?
Villend, co Ty ze mną robisz?
Stałem zamyślony. Totalnie odpłynąłem. Jednak z amoku wyrwało mnie pytanie damy do Villenda. Pytanie, które nie powinno wypaść z jej ust.
✧ 𝕍𝕚𝕝𝕝𝕖𝕟𝕕 ✧
Słuchałem Huang Hua oraz odpowiadałem na jej pytania przy okazji napawając się ciepłymi promykami słońca. Jednakże nagle do moich uszu dotarł najgorszy z możliwych tematów.
Tak nagle moje ciało owładnęło zimno, a otoczenie wydawało się jakby szare. Zrobiła, to specjalnie? Czemu, czemu to tak boli?
— Odpowiesz mi? — zagaduje. — Co z Twoimi rodzicami, masz z nimi kontakt?
Czemu mi to robisz?
Przestań.
Nie chcę.
Czuje jak moje dłonie się trzęsą. Dlaczego, aż tak na to reaguje?
Nie chce jej odpowiadać.
Nie chce rozpamiętywać.
W moich gardle tworzy się gula. Otwieram usta, ale nie żadne dźwięki z nich nie wypadają. Tak jakbym nie potrafił mówić.
Nagle zza rogu wyłonił się Ezarel. To tak jakby spadł mi z nieba. Podszedł do nas i zlustrował wzrokiem. Grzecznie przywitał się z damą i zapytał, czy może nam przeszkodzić, ponieważ pilnie mnie potrzebuje. Ta od razu się zgodziła nie chcąc utrudniać elfowi pracy.
Chłopak złapał mnie za ramię i gwałtownie pociągnął. Wstałem i ruszyłem za nim niemal potykając się o własne nogi. Całą drogę moje myśli były puste, ale wciąż odczuwałem ból.
Zatrzymaliśmy się dopiero w Sali Alchemicznej, gdzie niebieskowłosy puścił mnie i podszedł do stołu. Nie mogłem ustać. Po prostu padłem na kolana, czując jak się trzęsę.
— Słyszałeś nas, prawda? — przerywam ciszę.
— Tak.
— Dziękuję.
Między nami zapada cisza. Nie jestem w stanie się podnieść jeszcze przez moment. Jednak nie mogę ukazywać mu swoich słabości, aż tak. Z ciężarem, wstaje i siadam na sofie. Wzrok wbijam w ziemię.
Nagle obok siebie czuje jak ktoś siada. Chcąc, nie chcąc musi być to Ezarel.
— Chcesz... o tym pogadać? — mówi niewyraźnie.
— Myślę, że żaden z nas nie jest na to gotowy.
Cisza.
— Villend?
— Hm? — podnoszę na niego wzrok.
— Ja, ja... — nagle się peszy. — Za tydzień jedziemy razem na misję — wstaje. — Bądź gotowy.
Wychodzi, a ja zostaje sam. Nie zastanawiam się długo, również opuszczam sale i wracam do siebie. Kładę się do łóżka i okrywam kołdrą. Tak dużo emocji we mnie buzuje, a coraz to nowsze pytania kręcą po głowie.
Jednak... jedno nie daje mi spokoju.
Co tak na prawdę chciał powiedzieć Ezarel?
———
789
Jak znowu pomyliłam gdzieś czasy i nie zauważyłam to przepraszam. Czasem z rozpędu po prostu tak lecę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro