Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

¹⁸

✧ 𝕍𝕚𝕝𝕝𝕖𝕟𝕕 ✧

Stoję przy filarze i opieram się o niego. Obserwuję otoczenie, aż w końcu w moje oczy rzuca się postać Huang Hua. Podchodzę do niej i lekko się kłaniam. Ta od razu promienieje.

— Cześć, Villiend. Przejdziemy się?

— Myślałem, że będę musiał Cię oprowadzać — unoszę jedną brew do góry.

— Haha, nie. Już tutaj i byłam. Ponad to zgaduje, że sam się tutaj nie raz gubisz.

— Fakt. Zdarzy mi się pomylić sale.

— Proponuje, aby posiedzieć przy fontannie wraz z lemoniadą — rzekła wskazują na dwa kubki, których wcześniej nie zauważyłem.

Skinąłem głową i w ciszy zaczęliśmy się przechadzać. Po kilku minutach dotarliśmy na miejsce. Huang Hua od razu usiadła na trawie, ściągnęła buty oraz podwinęła spodnie po czym zanurzyła nogi w wodzie.

Usiadłem obok niej po turecku, a ta wręczyła mi wcześniej wspomniany napój. Westchnąłem cicho i podziękowałem jej. Wziąłem łyk, a przyjemny chłód otoczył moje gardło.

❃ 𝔼𝕫𝕒𝕣𝕖𝕝  ❃

Nie wierzę. Za tydzień o tej porze będę musiał siedzieć na misji wraz z Villendem. I dlaczego? Bo cudowna Miiko wraz z damą Huang Hua stwierdziły, że będziemy najbardziej kompetentni do tego zadania. I przy okazji będziemy mogli pogadać, żeby nie kłócić się na każdym kroku. Urwać łeb to za mało.

To też nie tak, że nie chce spędzić z nim czasu, czy też na prawdę go nienawidzę. Najzwyczajniej w świecie fakt, iż coś może pójść nie tak totalnie mnie dobija. Nasze charaktery są oddzielne, a jednak podobne.

Najgorsze jest to, że oboje chowamy się za kłamstwami.

— Na Oracle, gdzie on jest? — burczę pod nosem sam do siebie.

W końcu znajduję się w Ogrodzie Muzyki. Dalej poszukując chłopaka stawiam następne kroki rozglądając się. Po chwili zauważam go, przy fontannie wraz z damą.

Już mam podejść, ale słysząc ich rozmowę zastygam w bezruchu. Na całe szczęście zasłaniają mnie krzewy róż, a z ich położenia na pewno mnie nie widać.

— Powiedz, jak się tutaj czujesz? — pyta dama.

— Dziwnie — odmrukuje chłopak.

— Nie podoba Ci się tutaj?

— To nie to... Po prostu czasem czuje, że tutaj nie pasuje — widzę jak kładzie uszy. — Zostałem, ale tylko z prośby. Nie potrafię przystosować się do życia w takim tłumie.

Został... bo go poprosiliśmy?

Faktycznie wcześniej miał do czynienia tylko ze swoim wspólnikiem i własnymi ofiarami. Bynajmniej z tego co wiem.

Powinienem mu pomóc z odnalezieniem się w nowej rzeczywistości? W końcu po uzyskaniu własnego pokoju został sam ze sobą. A kiedy chciał jakkolwiek się ze mną zaprzyjaźnić, odpychałem go. Przez własną dumę.

Tylko dlaczego nie próbował poznać kogoś innego?

I dlaczego się nim w ogóle interesuje?

Villend, co Ty ze mną robisz?

Stałem zamyślony. Totalnie odpłynąłem. Jednak z amoku wyrwało mnie pytanie damy do Villenda. Pytanie, które nie powinno wypaść z jej ust.

✧ 𝕍𝕚𝕝𝕝𝕖𝕟𝕕 ✧

Słuchałem Huang Hua oraz odpowiadałem na jej pytania przy okazji napawając się ciepłymi promykami słońca. Jednakże nagle do moich uszu dotarł najgorszy z możliwych tematów.

Tak nagle moje ciało owładnęło zimno, a otoczenie wydawało się jakby szare. Zrobiła, to specjalnie? Czemu, czemu to tak boli?

— Odpowiesz mi? — zagaduje. — Co z Twoimi rodzicami, masz z nimi kontakt?

Czemu mi to robisz?

Przestań.

Nie chcę.

Czuje jak moje dłonie się trzęsą. Dlaczego, aż tak na to reaguje?

Nie chce jej odpowiadać.

Nie chce rozpamiętywać.

W moich gardle tworzy się gula. Otwieram usta, ale nie żadne dźwięki z nich nie wypadają. Tak jakbym nie potrafił mówić.

Nagle zza rogu wyłonił się Ezarel. To tak jakby spadł mi z nieba. Podszedł do nas i zlustrował wzrokiem. Grzecznie przywitał się z damą i zapytał, czy może nam przeszkodzić, ponieważ pilnie mnie potrzebuje. Ta od razu się zgodziła nie chcąc utrudniać elfowi pracy.

Chłopak złapał mnie za ramię i gwałtownie pociągnął. Wstałem i ruszyłem za nim niemal potykając się o własne nogi. Całą drogę moje myśli były puste, ale wciąż odczuwałem ból.

Zatrzymaliśmy się dopiero w Sali Alchemicznej, gdzie niebieskowłosy puścił mnie i podszedł do stołu. Nie mogłem ustać. Po prostu padłem na kolana, czując jak się trzęsę.

— Słyszałeś nas, prawda? — przerywam ciszę.

— Tak.

— Dziękuję.

Między nami zapada cisza. Nie jestem w stanie się podnieść jeszcze przez moment. Jednak nie mogę ukazywać mu swoich słabości, aż tak. Z ciężarem, wstaje i siadam na sofie. Wzrok wbijam w ziemię.

Nagle obok siebie czuje jak ktoś siada. Chcąc, nie chcąc musi być to Ezarel.

— Chcesz... o tym pogadać? — mówi niewyraźnie.

— Myślę, że żaden z nas nie jest na to gotowy.

Cisza.

— Villend?

— Hm? — podnoszę na niego wzrok.

— Ja, ja... — nagle się peszy. — Za tydzień jedziemy razem na misję — wstaje. — Bądź gotowy.

Wychodzi, a ja zostaje sam. Nie zastanawiam się długo, również opuszczam sale i wracam do siebie. Kładę się do łóżka i okrywam kołdrą. Tak dużo emocji we mnie buzuje, a coraz to nowsze pytania kręcą po głowie.

Jednak... jedno nie daje mi spokoju.

Co tak na prawdę chciał powiedzieć Ezarel?
———
789

Jak znowu pomyliłam gdzieś czasy i nie zauważyłam to przepraszam. Czasem z rozpędu po prostu tak lecę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro