₁₇
✧ 𝕍𝕚𝕝𝕝𝕖𝕟𝕕 ✧
Boli mnie każdy skrawek ciała jak i umysłu. Nie rozumiem dlaczego moje samopoczucie potrafi zmienić się tak nagle, zaledwie w kilka chwil.
Słyszę pukanie do drzwi, ale nie mam siły wstać. Kładę sobie poduszkę na twarz z nadzieją, że ona uciszy ten hałas. Jednakże osoba dobijająca się wcale nie chce odpuścić, wręcz coraz bardziej doprowadza mnie do irytacji.
Poddaje się i podchodzę do drzwi. Otwieram je, a moim oczom ukazuje się Ykhar. Piorunuje ją wzrokiem, a ta na moment zamiera. W końcu unoszę brwi z nadzieją, że nie chce tak stać bez końca.
— Miiko prosi, aby natychmiast przyszedł do Kryształowej Sali — w końcu wydusza.
— W jakim to celu tym razem?
— Nie podała mi tej informacji. Możliwe, że jest to związane z damą Huan Hua skoro przed chwilą przybyła.
— Mhm.
Zatrzaskuje jej drzwi przed nosem i rozciągam się. Wyłapuje jeszcze jak kroki rudowłosej ucichają z każdą chwilą.
Bez pośpiechu, wręcz mozolnie, przebieram się. Poprawiam włosy i przecieram twarz. Wzdycham ciężko, a moje serce ściska się nieprzyjemnie.
Opuszczam pokój i przemierzam korytarze. Nie zwracam na nikogo uwagi. Jedynie piski i głośne rozmowy uderzają mój nasilony słuch. Nie jestem w stanie postawić się na ich miejscu, być szczęśliwym. Chociaż z tak błahego powodu to nawet nie ma takiej potrzeby.
Przechodzę przez próg i zaczynam podążać przez korytarz prowadzący do sali. Jestem już tuż przed drzwiami, a zza nich wydostaje się głos pełen jadu.
— Dama nie może sobie na to pozwolić! Na przebywanie z takim mężczyzną? To może być niebezpieczne! On nawet nie jest czystej krwi, to zlepek wszystkiego. Unika wszystkich, co możemy wiedzieć o tym łotrze, ile to było opowiastek o jego wyczynach!
Parskam cicho śmiechem pod nosem i wchodzę do środka. Lustruję wzrokiem całą gromadę, aż mój wzrok pada na starszym mężczyźnie. Feng Zifu.
— Jakim to mężczyzną? — podchodzę bliżej.
— Proszę się nie zbliżać. Powinieneś zachować jakiś szacunek — mówi twardo.
— Jak mam okazać szacunek osobie, która ocenia mnie z góry? — uśmiecham się szeroko. — To nie działa tylko w jedną stronę.
Podchodzę jeszcze kilka kroków, a wszyscy milczą jak zaklęci. Nachylam się nad nim i wbijam mu swój paznokieć pod brodą. Dzięki temu zmuszam go, by patrzył mi prosto w oczy. Nikt się nie odzywa, a on sam nagle staje się potulny.
— Jeżeli się boisz, to zamilcz — mówię cicho. — Z takimi jak ja się nie zadziera. I z całym szacunkiem, ale stracić w moich oczach przez zachowanie to tak jakby kopać sobie swój własny grób — szepczę i puszczam go.
Oddalam się od niego i rzucam ostrzegawcze spojrzenie. Następnie cicho parskam śmiechem, nie dowierzając lekko w zachowanie każdego po kolei.
Odwracam głowę w drugą stronę, a mój wzrok krzyżuje się z tym damy.
— Damo Huang Hua — kłaniam się lekko. — Zaszczyt Cię poznać — niekontrolowanie mój głos brzmi chłodno.
— Ah, Villiend. Mów mi Huang Hua, dużo o Tobie słyszałam. Przepraszam, że musiałeś tutaj przyjść, ale bardzo bym chciała, abyś mi towarzyszył podczas pobytu tutaj.
— W jakim sensie? — unoszę jedną brew. — Wybacz, ale nie bawię się w chłopca na posyłki, czy też niańkę.
— Villend — słyszę ostry głos Miiko.
— Słucham Cię — odwracam głowę w jej stronę. — Dobrze wiesz na co się pisałaś każąc mnie tutaj sprowadzić.
Ta rzuca mi piorunujące spojrzenie.
— Chciałabym Cię poznać i posłuchać o Tobie. Dużo historii krąży w około twej osoby — pogodny głos damy roznosi się po pomieszczeniu. — Ponad to myślę, że przy Tobie nie da się nudzić.
— Może tak, może nie. Raczej nie zabieram nikogo na swoje wyprawy. Jednakże nie odmówię damie. Jeżeli pragniesz mojego towarzystwa, stanie się moim obowiązkiem ochrona Ciebie.
— Ochrona? — uśmiecha się szeroko.
— Zło czai się wszędzie, nawet na wyciągnięcie ręki.
— Jesteś zbyt uprzedzony do wszystkiego.
Nie komentuję jej słów. Krzyżuje ręce na piersi. Czuje jak wszyscy wypalają we mnie wzrok. Jednak nie mam zamiaru się ugiąć.
Nie jestem ich podwładnym.
Nie jestem grzecznym dzieciakiem.
Nie będę miły, bo oni tak chcą.
Będę sobą.
I wiedzą na co się pisali zgadzając na kaprys Hua.
— W takim razie, może za godzinę przy głównych schodach? — proponuje wysłanniczka feniksa.
— Za godzinę.
Kłaniam się jej raz jeszcze i wychodzę z sali. Zatrzymuje się na korytarzu. Tak nagle zaczyna kręcić mi się w głowie. Opieram się ręką o ścianę, a tuż obok siebie słyszę stukot butów.
— Ty już postradałeś wszystkie zmysły?!
— Miiko? Nie powinnaś pilnować damy? — dalej się podpierając zwracam na nią swój wzrok.
— Jesteś niekompetentnym półgłówkiem! — wyrzuca z siebie złość. — Jak śmiesz zachowywać się tak przy wielkiej damie?! Postradałeś resztki godności?!
— Naprawdę uważasz, że tak nagle stanę się potulnym barankiem? Przyznaj. Dobrze wiedziałaś, że tak będzie. Bałaś się jej odmówić, chcesz żeby wszystko było idealne. Pragniesz pokazać, że panujesz nad wszystkimi. Spójrz prawdzie w oczy.
— Może i jest w tym jakaś racja. Ale nic nie usprawiedliwia Twojego, wręcz bezczelnego zachowania — stwierdza już spokojniej.
— Nie liczę się z tym. I pewnie chcesz powiedzieć, że też z nikim — kładę sobie dłoń na twarzy czując większe zawroty. — Może dlatego, że swoje słabości i bezsilność chowam za arogancją?
— Villiend... Ja, ja nie wiem co Cię spotkało, ale czuję się źle wiedząc, że nie mogę dotrzeć do mieszkańca naszej osady. Jesteś częścią tej społeczności i masz prawo być kim chcesz. Jednak omijanie swoich problemów nie jest rozwiązaniem.
— Zmieniasz temat szybciej niż sądziłem, chociaż może i ja do tego doprowadziłem?
— Teraz to Ty unikasz tematu.
— Bo może gdzieś w głębi czuję, że masz rację? — uśmiecham się boleśnie.
Widzę jak ponownie otwiera usta, ale uciszam ją gestem ręki. Odchodzę powolny krokiem, a burza w mojej głowie zamienia się w wielkie tornado, które grzęźnie w bagnie.
Wchodzę do swojego pokoju i zamykam drzwi na klucz. Rzucam się na łóżko i wtulam twarz w poduszkę.
Boli mnie serce.
Na prawdę jestem inny?
...
Tylko dla jednej osoby jestem jakkolwiek wyrozumiały.
I jest nim ten durny elf.
Który ja, jestem prawdziwy?
W mojej ciele są dwie postacie. Jedna wyrozumiała i radosna, druga zaś mroczna i mordercza. Gdzieś po środku jestem ja. Nie potrafię tego odkryć. Nie jestem w stanie ufać i otworzyć się.
Cały czas tak było?
Teraz mam czas na więcej rozmyślań.
Kto mi pomoże?
...
Śmierć?
_____
998
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro