Rozdział 40
HARRY
Myślałem, że na tym komersie będzie gorzej, ale nawet Stephan się na ten dzień ogarnął. Chyba dotarło do niego, że za niedługo wszyscy się rozdzielimy i nasze drogi się rozejdą.
Mnie samego na tę myśl ściskał żołądek.
— Nostalgia cie ogarnęła, widzę. — rzucił do mnie Davide.
— Patrzę na te wszystkie mordy, wkurwiające czy nie i uświadamiam sobie, że będę za nimi tęsknić. — powiedziałem, ale z uśmiechem.
— No mam dokładnie tak samo. — wyznał. — Może z wyjątkiem kilku osób. — dodał. Pokręciłem głową rozbawiony.
— Ja też mam wyjątki, na przykład Loyd, bo mieszka obok mnie. A, i przestanie mnie poprawiać na każdym angielskim. — wywróciłem oczami.
— Akurat za nią będę tęsknił. Jedna z nielicznych osób, z którymi mogę dzielić się czarnym humorem bez granic. — uśmiechnął się.
— Jezus Maria, dlaczego wszyscy dzisiaj wyglądają, jakby byli na stypie? — między nas wcisnął się Michael i uderzył nas w plecy tak mocno, że na chwilę straciłem oddech.
— Niektórzy są. — stwierdził Davide. — Wiesz, umarły nadzieje na zdanie klasy, na przykład Owsik jest w takiej sytuacji. — wzruszył ramionami, a ja się uśmiechnąłem i podszedłem do mojej sąsiadki, bo stała jak jakaś kłoda i wyglądała tak, jakby miała zwymiotować.
Ja rozumiem, też czułem obrzydzenie do niektórych rzeczy z tej szkoły, ale bez przesady.
— Mogę panienkę prosić do tańca? — ukłoniłem się teatralnie do Velvet, a ona zrobiła to samo i po chwili kołysaliśmy się w rytm muzyki.
Wiedziałem, że z tyłu głowy wciąż myślała o tym idiocie, którym okazał się mój brat, ale co innego miałem zrobić? Też ją okłamywać? Nie mogłem jej tego zrobić, nie mógłbym nikomu.
— Proponuję, żebyś następną piosenkę przetańczył z Lydią. — puściła do mnie oczko i się uśmiechnęła. Spojrzałem w bok na blondynkę, która akurat tańczyła z Izzy. Śmieszył mnie też Simone podpierający ścianę i gapiący się na nią.
— Myślisz, że będzie w stanie? — zapytałem.
— Będzie, jeszcze specjalnie pójdę do Patrici, żeby puściła coś wolnego. To będzie takie romantyczne i w ogóle, jeszcze płatek róż brakuje w tych balonach, żeby zacząć je przebijać. O Boże! Ale dobry pomysł, czemu wcześniej na to nie wpadłam? — zmarszczyła czoło, a ja odchyliłem głowę w tył, śmiejąc się perliście.
— Będzie to dziwnie wyglądało, kiedy jako jedyni będziemy tańczyć wolnego. — stwierdziłem.
— Jacy jedyni, proszę cię. — prychnęła, puściła mnie i podeszła do Patrici, żeby wziąć mikrofon. — Uwaga ludzie, teraz będzie WOLNY, PINGWIN. — zawiadomiła, a ludzie oczywiście zaczęli jęczeć. Wtedy do dziewczyny podeszła dyrektorka i dodała:
— Kto nie będzie tańczył, zostaje w kozie. — uśmiechnęła się szeroko. Osoby w mig stały przy sobie, a ja niepewnie ukradłem Lydię Isabelle, do której zresztą i tak szedł Mouse.
W tle leciało I Will Always Love You, a Lydia patrzyła wszędzie, tylko nie na mnie.
— Według ogólnie przyjętych zasad, powinnaś położyć głowę na moim ramieniu, albo patrzeć mi w oczy, czy coś. — szepnąłem przez śmiech.
Wybrała tę pierwszą opcję, pewnie dlatego, że patrząc na mnie, czułaby się zawstydzona, ale ja wolałem trzymać się wersji, że chciała być bliżej mnie.
— Co Newt odwalił? — zapytała. Zaskoczyło mnie to. — Velvet jest przez niego smutna. Na bank przez niego. — jednak miała odwagę, żeby na mnie patrzeć. — Powiesz mi, czy mam go torturować, żeby sam się przyznał?
— Musisz psuć magiczną chwilę? Nie możemy pogadać o tym później? — jęknąłem. Chyba przejmowała nawyki mówienia tego, czego nie powinna, w nieodpowiednich sytuacjach od Velvet.
— Dla mnie nie jest ani trochę magiczna. — wyznała. — Jestem tu z przymusu i z przymusu z tobą tańczę.
Ałć.
— Oh, nie to miałam na myśli, Harry. — dotknęła mojego policzka. — Po prostu nawet nie mam ochoty na tańczenie, bo bolą mnie nogi, to nie ma związku z tobą, przepraszam, że tak to zabrzmiało.
— Wystraszyłaś mnie w tym momencie. — przygryzłem wargę. Naprawdę się zestresowałem. — Zamknij oczy.
— Po co?
— Po prostu zamknij. — kiedy to zrobiła to podniosłem jką sposobem "na pannę młodą" i zacząłem kręcić się powoli w kółko. — Pomyśl, że latasz. Może wtedy będzie magicznie. — zasugerowałam, a ona zaśmiała się pod nosem.
— Nie jest, ale plus za próbę. — powiedziała, kiedy znów była na ziemi.
— Dzięki. — pokręciłem głową. — Chciałbym cię teraz pocałować, ale nie mam w tym żadnych skillsów. — zamiast się zawstydzić, uśmiechnęła się.
— Spoko, jako dwunastolatka zdobyłam doświadczenie, damy jakoś radę. — pochyliłem głowę, żeby wreszcie, po tak długim czasie, złączyć nasze usta.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro