Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

NEWT


Ciemność.

Demony przeszłości atakują cię z każdej strony, rozszarpując twoje ciało na miliony kawałków. Żywią się twoim strachem i bólem, który ci towarzyszy, kiedy choćby jedno wspomnienie traci kolory.

I wtedy się budzisz, bo jakiś buc musi iść do szkoły.

Wywróciłem oczami i udałem się do kuchni, w której o dziwo, nikogo nie było. Woda się gotowała, ale mieszkanie jakby puste. Zrobiłem więc sobie kawę, jak to na mnie przystało i kiedy miałem się już odwrócić, przede mną znikąd wyrósł mój brat.

— Kurwa, Harry! — podskoczyłem w miejscu, rozlewając nieco mojego napoju bogów.

— Nie bluźnij tak głośno Newt, na litość boską. — skarciła mnie mama, stając za mną, aby przygotować śniadanie.

— Kurwa, Harry. — szepnąłem ostentacyjnie, a wtedy usłyszałem dźwięk ostrza, które jak się okazało, znalazło się przy mojej szyi.

— Czasami mam ochotę cię tym tasakiem zaciukać. Odrąbać ci głowę i wsadzić do słoika. — powiedziała mama, przez co odwróciłem się w jej stronę. Nadal trzymała nóż przy moim gardle. — Oczywiście żartuję, kochanie. — uśmiechnęła się szczerze i drugą ręką rozmierzwiła moje włosy.

— To było dziwne, mamo. — stwierdził Harry i usiadł do stołu, a potem zajął się jakąś kartką.

— Wiem, ćwiczę rolę. Nauczyciele grają przedstawienie w naszej szkole i dostałam rolę psychopatki, która jest w nieszczęśliwym małżeństwie. — sprostowała z entuzjazmem, który przyznam, lekko mnie niepokoił. Usadowiłem się naprzeciwko mojego brata i zmarszczyłem czoło widząc, że po cichu coś mamrocze pod nosem.

— Co to jest? — wyrwałem mu kartkę, ale zanim zdążyłem cokolwiek przeczytać, znajdowała się już w jego dłoniach.

— Niektórzy chodzą do szkoły i wiesz co? Mają zadania domowe, niesamowite! — odparł z przesadnym sarkazmem. — Przemówienie mam na jutro.

— Woah, i jaki temat wybrałeś?

— Ludzie mogą zdziczeć. Cały tekst oparłem na twoim przypadku, mój drogi. — uśmiechnął się szeroko, odsłaniając swoje idealnie białe zęby. — A tak na serio, będę mówił o globalnym ociepleniu.

— Nuda. — powiedziałem z mamą równocześnie, przez co nawet się uśmiechnąłem.

— Nie jestem w to dobry... — ukrył twarz w dłoniach. — Innych fascynuje podział komórki, a niektórych dziwne tematy przemówień, jak na przykład Dziwne diety wśród młodzieży, Kolory kału, Nieśmiałość, Historia butów firmy Nike czy udomawianie zwierząt. — wymienił kilka przykładów, ale moją uwagę przykuł jeden tytuł.

— Osoba, która będzie mówić o nieśmiałości, jest nieśmiała? Bo jeśli nie, to tak trochę lipnie zna temat. — zainteresowałem się.

— Jest nieśmiała, otwiera się dopiero wtedy, kiedy wie, że może komuś zaufać i nie bać się być sobą i wiesz co? Mieszka obok. — skinął głową w stronę drzwi.

— Że ta młoda Loyd? — zdziwiłem się. — Chciałbym to usłyszeć.

— Ty teraz żartujesz, czy nie? Bo nie ogarniam. — mój brat mówił poważnie.

— Nie, naprawdę. W końcu jest córką pisarki, chyba coś odziedziczyła po niej, nie uważasz? — rzuciłem mu pytające spojrzenie.

— Eee, nie? Znam obie i śmiało mogę stwierdzić, że różnią się całkowicie. Jedyne, co je łączy, to nadmierne wybuchy złości. — zaśmiał się. — Mamo, wiesz o tym, że były mąż Pani Loyd wprowadził się gdzieś niedaleko?

— Coś takiego... — pokręciła głową z niedowierzania. — Nie podoba mi się to, może niech zgłoszą to na policję, czy coś... — mama spojrzała na Harry'ego z żalem.

— Velvet chciała, ale... — cmoknął ledwo słyszalnie. — Jej mama niekoniecznie, delikatnie mówiąc, przez co chodzi kompletnie przygaszona, przestała ze mną gadać, nie wychodzi z domu, tylko dziewczyny mają z nią kontakt. Martwię się o nią, mogłabyś pogadać z jej mamą? W końcu się przyjaźnicie.

— Mamy się spotkać dzisiaj na herbatę, więc spróbuję wjechać na ten temat, ale nie obiecuję, że coś zdziałam. Ona zawsze była trudna. Ale nic, jeszcze miesiąc i będziesz mógł się zwracać do niej teściowo! — mama zaklaskała ucieszona.

— Idźcie. Się. Leczyć. — wycedził Harry przez zęby, zabrał swoje rzeczy i wyszedł z domu w akompaniamencie mojego śmiechu.

* * *

Była dokładnie siedemnasta trzydzieści, kiedy do naszego mieszkania ktoś zapukał, a że ja dosłownie stałem obok tych pieprzonych drzwi, musiałem je otworzyć. Nie mam pojęcia dlaczego zaskoczył mnie widok dziewczyny mojego brata, ale to zrobił.

— Cześć, ja do Harry'ego. — wydukała, patrząc wszędzie, tylko nie na mnie. W malutkich dłoniach ściskała kartkę, czyżby przemówienie?

— Harrrryyy! — wydarłem się tak głośno, że zachciało mi się śmiać.

— Kurwa, Newt! — wtedy już parsknąłem śmiechem.

— No chodź tutaj, ty imbecylu! — zawołałem przez śmiech.

— Sam sobie przyjdź, marginesie społeczny!

— Co za debil... — pokręciłem głową rozbawiony i zrobiłem dziewczynie przejście, gestem zapraszając ją do środka. Podreptała za mną do jego drzwi i ledwo zdążyłem w nie zapukać, mój brat już otworzył je z zamachem, piorunując mnie wzrokiem, ale potem się rozluźnił, widząc młodą Loyd.

— Pora chyba zacząć jeść orzechy, skoro zapominasz o takich błahostkach. — powiedziała do niego na powitanie i cisnęła w niego kartką. — Czytaj. Oceniaj i krytykuj konstruktywnie.

— Błędy ortograficzne też mam sprawdzać?

— Zapewniam cię, że żadnych tam nie ma, a nawet jeśli, to jest przemówienie. Zapoznałeś się z jego definicją? — założyła ręce na krzyż.

— Czy ty masz okres?

— Kto normalny zadaje takie pytanie dziewczynie? — uniosłem brew, zdumiony.

— Idź stąd. — wypędził mnie, ale tak jak rankiem, tak teraz wyrwałem mu ponownie kartkę, dbając o to, aby jej nie zabrał.

— Nie sądzę, żeby umysł ścisłowca ci jakoś pomógł. Zadowoli się byle czym, jeżeli użyjesz słów, których znaczenia nie zna. Ten typ już tak ma. — powiedziałem od niechcenia, dziewczyna nie protestowała, kiedy wertowałem tekst jej autorstwa. Swoją drogą miała bardzo ładne pismo i używała pióra.

Boże jak ja chciałem się do czegoś przyczepić, ale nic nie znalazłem. Trafiła w samo sedno i pozytywnie mnie tym zaskoczyła.

— Jeżeli nie dostaniesz najwyższej oceny, to tylko dlatego, że źle to powiesz. Nic dodać, nic ująć. — oddałem jej kartkę, a ona patrzyła na mnie, jak na idiotę.

— Mówisz poważnie?

— A wyglądam, jakbym nie mówił poważnie?

— Nie wiem. — wzruszyła ramionami. — Po was można się spodziewać wszystkiego.

— Wcale nie jest taka nieśmiała. — zwróciłem się do brata.

— Jesteś głupi. Zachowuje się nienaturalnie, a kiedy sobie pójdziesz, wszystko wróci do normy. Prawda, Velvet?

— Po prostu nie mam ochoty na bycie sobą. Bycie kimkolwiek, samo bycie. — przez żaden moment jej usta nie wykrzywiły się w uśmiechu. — Dzięki i do jutra. — po prostu wyszła.

— To mi wygląda na załamanie psychiczne. — przyznałem. Harry westchnął ciężko i oparł się czołem o framugę.

— Wiesz, bo sam je przechodzisz? — zapytał cicho, ale nie oczekiwał odpowiedzi. — Widziałem dzisiaj Meave. — moje oczy zaświeciły się niczym pierwsza gwiazdka, kiedy usłyszałem tę nowinę. Natychmiast się ożywiłem.

— Gdzie?

— W bramie, obok sklepu z antykami. — jego wzrok skierował się na mnie. — Zapomnij o niej... — skrzywił się.

— Łatwo ci mówić. — prychnąłem.

— Newt, ona jest w ciąży. — powiedział bezuczuciowo. — To nie ma sensu, zostaw ją.

— Jak to; w ciąży? — rozdziawiłem usta. — Mówisz tak, żebym przestał walczyć o tę miłość.

— Jest jednostronna! Ona ma dziecko, z innym. Czego ty nie pojmujesz. Nowe życie. NO-WE ŻY-CIE. — przeczesał dłonią swoje blond włosy. — Wyszedłbyś z tego, gdyby nie ona. Nie mogę patrzeć, jak przez nią gaśniesz.

— Ale... — osunąłem się na ziemię. — Ja muszę z nią porozmawiać. Potrzebuję rozmowy z nią.

— Ona wymazała cię z życia. Newt, ogarnij się wreszcie, proszę cię. Codziennie boję się, że rano znajdę cię martwego! — wrzasnął przez łzy.

— Dlaczego myślisz, że mam myśli samobójcze?

— Myślę wiele rzeczy, bo nie wiem, jak mam ci pomóc. Mama przez ciebie płacze, nie chcesz z nią rozmawiać. Odciąłeś się od świata, a przecież go potrzebujesz. Nie dam rady być wsparciem dla dwóch osób w dołu psychicznym. W szkole Velvet, w domu ty. — rozłożył ręce z bezradności. — Chciałby tylko, żebyś wrócił. Żeby wrócił stary, świetny Newt, którego przez moment widziałem dzisiaj rano i przed chwilą, kiedy czytałeś tamto przemówienie.

— Przepraszam, że jestem takim ciężarem. Nie planowałem tego, ale... — wtedy sobie uświadomiłem, że tak właściwie nie chodziło o mojego tatę, a o Meave, którą kochałem do bólu, a która mnie nie chciała. Tak żałośnie jej potrzebowałem, bo byłem przyzwyczajony do wylewania łez w jej ramiona, bo przy niej się tego nie wstydziłem, a teraz wstydziłem się płakać nawet przed samym sobą.

— Jezu, chłopaki! Czy wy się upiliście? — na nieszczęście mama znalazła nas akurat w takim stanie. — Harry? Newt?

— Mamo, zrobisz nam kakao? — zapytałem ze słabym uśmiechem.

— O-oczywiście kochanie, zrobię wam kakao.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro