Rozdział 39
VELVET
Ten dzień był dosłownie paczką emocji. Wszyscy byli podnieceni i zabiegani z powodu komersu, a ja nie mogłam przestać odliczać godzin do niego. Tak bardzo już chciałam, żeby się zaczął, marzyłam wręcz o tym.
Pominę fakt, że ja, Lydia, Patricia, Izzy i kilka innych dziewczyn nosiło ławki, a chłopcy zajęli się wiązaniem balonów. No śmiech na sali, ale cóż. Jeszcze ktoś śmiał mi zarzucić, że nic nie robię.
— Macie jakąś wstążkę? Bo chujowo te kwiatki wyglądają. — zapytałam, zaglądając do kuchni, w której Diana i miła Victoria kroiły ciasta.
— Eee... Nie, ale gdzieś jest nitka czerwona. — Diana rozejrzała się wokół i wskazała palcem jedno miejsce.
Od razu ją zauważyłam i pognałam wiązać kwiatki. Kiedy skończyłam, ruszyłam do sali obok, bo zostało jeszcze kilka balonów, a chłopcy się gdzieś ulotnili. Jedni na fajce, drudzy nie wiem.
Szkoda, że przywiązali wszystko tam, gdzie było najniżej i musiałam przez to korzystać z krzesła.
— Cześć, pomóc ci? — wybawił mnie Harry.
— Jasne. — ulżyło mi szczerze. Przynajmniej miałam towarzystwo. — Co masz taką minę? — zagaiłam, kiedy spostrzegłam, że jest przygnębiony.
— Muszę ci o czymś powiedzieć, bo najwyraźniej dalej nie wiesz. — wyrzucił z siebie.
* * *
Siedziałam na swoim łóżku i tępo gapiłam się w podłogę, ściskając torebkę i czekając na odpowiednią godzinę, aby wyjść na autobus. Po tym, co usłyszałam od Harry'ego, nie miałam prawie ochoty tam iść, ale tyle się napracowałam, że nie mogłam odpuścić.
Nie przez Newta.
Nie rozumiałam tylko, dlaczego mi o tym nie powiedział. Zabolało mnie to, nie mogłam powiedzieć, że nie. Przecież mnie oszukał i to tak...
— Vel, spóźnisz się. — przypomniała mi mama. Spojrzałam na zegarek i faktycznie trochę się zamyśliłam.
Wręcz popędziłam na przystanek. Patricia wraz z Lydią i Izzy były już na miejscu, ale ja musiałam jechać do domu i się przebrać, bo za długo tam siedziałam i za długo stałam w miejscu, zastanawiając się nad Meave i Newtem.
— Wyglądasz zajebiście. — powiedziałam do Harry'ego, który stał na przystanku z nieobecnym wzrokiem w czarnym, dopasowanym garniturze.
— Jak zawsze. — uśmiechnął się do mnie. — Ty też nie najgorzej. — pacnęłam go w ramię.
— Mam zły humor, mogłeś mi tego nie mówić. — wyznałam.
— Nie mogłem tego nie mówić. Jesteśmy przyjaciółmi. — ścisnął moją dłoń. Resztę drogi odbyliśmy w milczeniu. Kiedy weszłam, na sali było jeszcze mało osób, a Patricia kombinowała, jak puścić muzykę na tyle głośno, żeby słychać to było na dworze, bo mieliśmy wszyscy zatańczyć Chapelloise*. W ogóle byłam zdziwiona, że wszyscy to tutaj znali.
Po dwudziestu minutach staliśmy już w parach w kole. Lydia została moim partnerem, za co byłam jej wdzięczna.
Przy drugim kole, nie chciała się ze mną zmienić, wolała pozostawać w roli faceta, przy trzecim Michael co sekundę pytał mnie, kiedy to się skończy, przez co chciało mi się śmiać.
Taniec dobiegł końca po piątym kółku, a niektórzy byli już tak zasapani, że zastanawiałam się, czym oni sie zmęczyli. Zwłaszcza płeć męska.
Później wraz z nauczycielami udaliśmy się na salę z jedzeniem i zasiedliśmy do stołów. Nałogowo wpierniczałam sernik na zimno, który zrobiła Izzy.
Poważnie, chodziłam nawet do kuchni, żeby go zeżreć. Zresztą, na imprezach zawsze lubiłam chodzić do kuchni i spędzać tam większość czasu.
Chciałam także zjeść ciasto, które sama przygotowałam, ale dowiedziałam się, że zostało zjedzone przez Michaela.
— Dobre ciasto było? — zapytałam, kiedy spotkałam go na korytarzu.
— Które? To z kremem śmietankowym, no zajebiste, połowę zjadłem.
— Mogłeś pomyśleć o innych, też chciałam je zjeść. — zaczęłam się śmiać.
— No cóż, kto pierwszy ten lepszy. Kto je w ogóle zrobił? — spojrzał na mnie zaciekawiony, a ja zrobiłam minę. — Ty? O Jezu, sorry... — było mu głupio. — Następnym razem zostaw sobie coś w domu, musisz się liczyć z tym, że jak robisz dobre rzeczy, to będą szybko schodzić. — włożył ręce do kieszeni. Chciałam się uśmiechnąć, ale znów w głowie miałam słowa Harry'ego.
— Ej, co ty taki smutny wzrok masz? — nachylił się do mnie.
— Dowiedziałam się, co z Newtem ukrywaliście. — podniosłam wzrok na jego brązowe tęczówki.
— O kurde... — cmoknął z dezaprobatą. — Powiedziałbym ci wcześniej, ale Newt prosił, żebym tego nie robił.
— Nie mam ci tego za złe. Jestem zła na niego, bo przecież Meave jest jego byłą i ja... Boję się, że między nimi znowu coś się rozwinie, o ile już się tak nie stało, bo przecież trwa to długo. — wzruszyłam ramionami.
— Eee tam, na pewno nie, nie smutaj tutaj. — złapał mnie za rękę i pociągnął do sali, gdzie ludzie w zamyśle mieli tańczyć, ale było tam tylko kilka osób i oczywiście Pat, która robiła za DJ i miała tak samo jak ja, zrąbany humor.
— Laski, weźcie ją tutaj rozruszajcie, bo nam się tu zara rozklei! — popchnął mnie w stronę Izzy, która wzięła mnie w obroty. Później razem wszystko rozkręciłyśmy i nawet pastor z nami tańczył. Szczególnie z takimi dwoma dziewczynami.
— YOU LOOK PERFECT TONIGHT!** — wydarłam się, nagrywając snapa.
Nieważne gdzie i kiedy, zawsze mogłam słuchać Eda. Był lekarstwem na moją obolała i złamaną duszę, która miałam wrażenie, czasami ze mnie ulatywała, na kilka dni, regenerowała się i wracała.
* W Polsce taniec znany jako Belgijka
** Ed Sheeran - Perfect
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro