Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 37

IZZY



Kiedy usłyszałam od Velvet, że jej brat ma zamiar zaprosić mnie na randkę, wyśmiałam ją.

I to był mój błąd, bo on naprawdę to zrobił.

Nie żebym się nie cieszyła, ale na tę okazję wybrał ściankę wspinaczkową, a ja miałam lęk wysokości.

Super!

Jednak poszłam na spotkanie z pozytywnym nastawieniem, bo przecież co może pójść nie tak? Ewentualnie zacznę panikować i ludzie będą mieć bekę.

Instruktor właśnie montował na mnie cały sprzęt, Sebastian był już gotowy i bacznie przyglądał się pozostałym osobom, które postanowiły dzisiaj się powspinać.

— Jestem gotowa. — zawiadomiłam, żeby chłopak zwrócił na mnie swoją uwagę.

— W takim razie chodźmy podbijać kolorowe kamyczki. — puścił mi perskie oko, krzywo się uśmiechnął i ruszył przodem. Kiedy stanęłam przed ścianką, wykonałam znak krzyża, ale tego nie zauważył.

Szczerze mówiąc nie miałam pojęcia, jak się za to wziąć, bo moje umiejętności wspinaczkowe kończyły się na jakichś drzewach owocowych i ściankach wspinaczkowych, ale tych z placów zabaw.

— Zawiesiłaś się? — zapytał brunet, patrząc na mnie z góry. Dosłownie, bo już był jakieś dwa metry nad ziemią.

Potrząsnęłam głową i wzięłam się do roboty. Wbrew pozorom, nie było to takie trudne. Na początku, przynajmniej. Uśmiechnęłam się sama do siebie, bo dobrze mi szło. Dopóki nie spojrzałam w dół i nie zdałam sobie sprawy z tego, że jestem już wysoko.

Moje serce zaczęło szybciej bić, pociłam się, a przed oczami robiło mi się ciemno.

— Izzy? Wszystko w porządku? — Sebastian zszedł niżej, wyraźnie zmartwiony.

— T-tak. —wydukałam i podjęłam próbę dalszej wspinaczki. O dziwo, udało mi się, ale nie mogłam się pozbyć lęku i czułam to w każdej części ciała. Bałam się, że za chwilę coś mnie sparaliżuje i spadnę.

Sebastian zdążył dotrzeć na samą górę i zejść na sam dół, zanim ja się doczłapałam do szczytu. Nie byłam zadowolona z tego faktu, bo jego obecność na ściance dodawała mi otuchy i lepiej się po prostu czułam z faktem, że jest obok, a nie z tym, że mógł się gapić na mój tyłek.

Przybiłam sobie mentalną piątkę w duchu, bo dotarłam do celu i bardzo mi z tego powodu ulżyło. Usłyszałam oklaski i moi błędem było, że znowu spojrzałam w dół. Wtedy już nie mogłam się skontrolować i po prostu spadłam. Wiedziałam, że byłam asekurowana, ale sama myśl mnie przerażała.

Zacisnęłam powieki i nagle poczułam tylko czyjeś ręce.

— Już dobrze. — powiedział spokojnie Sebastian. Otworzyłam oczy i to jego ręce mnie trzymały. Z mojej dedukcji wynikało, że po prostu mnie złapał.

— Nie chwaliłaś się, że masz lęk wysokości. — szepnął rozbawiony.

— Nie chciałam psuć zabawy. — zmyśliłam. Po prostu bałam się, że jak mu o tym powiem, to zrezygnuje ze spotkania.

— Głupia. — posadził mnie na ziemi. — Nie ciągnąłbym cię tutaj, gdybym wiedział. Jest tyle różnych możliwości. — kciukiem musnął moją żuchwę. — Mam nadzieję, że nie boisz się jedzenia, bo znam świetną knajpę. — i to zdanie mnie niesamowicie ucieszyło, bo umierałam z głodu.







* * *





Wróciłam z randki zamiast do swojego domu, do domu Loydów, ale nie dlatego, żeby spędzić jeszcze więcej czasu z Sebastianem, tylko dlatego, że musiałam wyrazić swoje podniecenie tym wydarzeniem Velvet, która tylko czekała na relację.

— Ja mu napisałam, że masz lęk wysokości, jak się dowiedziałam, gdzie cię zabrał, iks de. — powiedziała, kiedy byłam zdziwiona, że się zorientował.

— W sumie fajna sytuacja z tego wyszła. — zaśmiałam się. — I byłam rozmarzona, dopóki na konfie klasowej nie przypomnieli, że musimy napisać wypracowanie. — wywróciłam oczami.

— Zbliża się koniec roku, chyba nie będą tak rygorystycznie do tego podchodzić. — stwierdziła. — Zresztą, wszyscy są podjarani komersem.

— Właśnie... Dyrcia się zgodziła? — założyłam ręce na krzyż. Temat komersu był przewijany już spory czas, ale w naszej szkole nigdy się żaden nie odbył i od razu spisaliśmy to na straty.

— Zgodziła, pod warunkiem, że zrobimy go na stołówce w szkole. — prychnęła. — Skoda tylko, że jak proponowałam komers, to zostałam zlana i wyśmiana, a teraz laury zbiera Pat i Victoria, no ale dobra, ważne, że będzie. — machnęła lekceważąco dłonią. — Wiedziałaś, że Harry i Newt dali Lydii prezent na urodziny?

— Nie, a co dali?

— Cztery koszulki z czterech różnych seriali. Jest mi teraz smutno, bo od nas dostała tylko koszulkę i worek z Riverdale. — skrzywiła się.

— I niebieski box, w którym było sporo rzeczy, a także oryginalne życzenia, a takich nikt nie dostanie, bo nikt, oprócz nas, nie ma ciebie, Velvet Loyd. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro