Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 30

VELVET





Mrużyłam oczy, ze zdziwieniem wpatrując się w chudą sylwetkę chłopaka, który prowadził mnie do Hyde Parku już od kilkunastu dobrych minut. Nie odzywał się słowem i w zasadzie nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Nie mogłam wyczytać z jego twarzy nic, prócz dobrej próby maskowania bólu i jakiegoś strachu, ale na mnie to nie działało. Byłam zbyt bardzo oswojona z tymi emocjami, nie potrafiłam nie zauważyć, że ktoś miał zły humor, że ktoś cierpiał.

— Powiesz mi wreszcie, o czym chcesz porozmawiać, bo zaczyna mnie męczyć ta cisza. — wyrzuciłam z siebie. Nie odpowiedział, nadal kroczył i to jeszcze szybciej, czym mnie zdenerwował. — Michael. — zatrzymałam się w miejscu i założyłam ręce na krzyż. Odwrócił się do mnie zdezorientowany. — Nie zrobię ani jednego kroku więcej, dopóki nie wyjaśnisz mi, o co chodzi. — powiedziałam stanowczo.

Miał zaciśniętą szczękę i błądził wzrokiem po mojej twarzy, jakby próbując powstrzymać mnie od wymuszania z niego prawdy, ale w takim razie, po co chciał ze mną rozmawiać, skoro nie palił się do podania powodu? Czy to było dla niego zbyt ciężkie?

Zmarszczył czoło i westchnął cicho, po czym zrobił krok w moją stronę i nie unosząc głowy, powiedział:

— Czy istnieje na tym świecie jakiś sposób, który mógłbym wykorzystać, żeby udowodnić tacie, że nie jestem tylko zerem? — spojrzał na mnie spod rzęs, ale nie miałam pojęcia, co mu odpowiedzieć i dlaczego przyszedł z tym do mnie.

— Nie pytaj, dlaczego właśnie ty. — potrząsnął głową. — Tak jak nie pytasz innych. Wiem o tym, że ludzie do ciebie przychodzą, bo wydajesz się ostatnią osobą, która może nie oceniać, która znajdzie jakieś w miarę dobre rozwiązanie, nie wiem, kim jesteś Velvet, ale na pewno kimś, przy kim problemy zdają się robić mniejsze, czasem znikają. To właśnie dlatego robisz za klasowego psychologa, patrząc na ciebie, człowiek myśli, że może ci zaufać. Ja ci ufam i wiem, że spojrzysz na to wszystko inaczej, niż Victoria czy Alexandra. Niż moja siostra i matka, niż cały świat. Velvet, ocal mnie, proszę. — szepnął i znowu spuścił głowę. Stałam zdumiona, ale musiałam się otrząsnąć.

— Wracając do twojego pytania, dlaczego uważasz, że twój ojciec myśli, że jesteś zerem? — zapytałam łagodnie.

— Dlaczego mam tak nie uważać, skoro powiedział mi to prosto w twarz? — żachnął się. — Słuchaj, zrobiłem już wszystko. Nie mam pojęcia, co jeszcze mógłbym, żeby zaczął mnie traktować jak kogoś, kogo kocha. Jak syna. Mam serdecznie dość dostawania w pysk za dosłownie nic. — gestykulował rękami. — Nie jestem pacynką do bicia. — prychnął.

— Nie wiem, jak mam ci pomóc. — moje oczy zaszkliły się na widok jego łez. Czułam się bezradna.

— Zacząłem ćpać. — spojrzał mi w oczy.

— Co takiego?! — musiałam zrobić krok w tył.

— To wydawało się ostatnią deską ratunku! Zrozum mnie, proszę! — podszedł do mnie.

Miałam wstręt do narkotyków czy dopalaczy, miałam tak potworny wstręt, bo mój brat stracił przez nie swoje ja. To świństwo zrobiło z nim takie rzeczy, że mój umysł nie był w stanie tego pojąć.

— Nie, nie, nie... — kręciłam głową. — Dlaczego ty? — jęknęłam. — Dobra, z tego da się jakoś wyjść. Na pewno się da.

— Właśnie, dlatego chcę, żebyś mnie ocaliła.

— Michael. — prychnęłam. — Nie jestem pieprzonym aniołem stróżem, nie wiem, czy będę w stanie. — chciało mi się śmiać, ale z histerii.

— Proszę cię tylko o to, żebyś była. — złapał moje dłonie. — Tak jak zawsze.

— Przecież jestem i nie zamierzam się nigdzie wybierać, na litość boską. — ścisnęłam jego dłonie. Odetchnął z wyraźną ulgą. — Obawiam się, że to nie jest ostatnia poważna rozmowa dzisiaj. — zaśmiałam się bez krzty wesołości.

— Co masz na myśli? — uniósł brew.

— Doszło do pewnej sytuacji między mną, a Newtem i pewnie chciałby o tym pogadać, zresztą ja też, ale jakoś nie potrafię sobie tego wyobrazić, nieważne. — machinalnie machnęłam dłonią.

— Nasza relacja nie polega na tym, że tylko ja swoje problemy zrzucam na ciebie. — przypomniał mi.

— Wiem, ale od spraw sercowych mam raczej dziewczyny.

— Sercowych? — zdziwił się jeszcze bardziej. — W tym kontekście... — przygryzł dolną wargę. — W zasadzie to podejrzewałem, że coś go do ciebie ciągnie, ale w życiu nie wpadłbym na to, że ty także masz fioła na jego punkcie. — uśmiechnął się krzywo.

— Wiesz, że będziesz musiał uciąć kontakt z tym, który załatwia ci towar? — wróciłam do tematu.

— To nie będzie takie łatwe. — szepnął.

— Nic w życiu nie jest łatwe. — przypomniałam mu twardo. — Ale im większe góry się przechodzi, tym lżej potem mierzyć się z brutalną rzeczywistością. — przełknął ślinę i spochmurniał.

— Mogę? — rozłożył ręce z zamiarem objęcia mnie. Skinęłam głową twierdząco i po chwili musiałam trochę się wspiąć na palcach, bo chłopak był ode mnie dużo wyższy i nawet jego nachylenie nie było wystarczające. Poczułam jak łza skapnęła na moją szyję, a on pociągnął nosem. Odsunął się i szybko otarł twarz.

— Łzy nie są oznaką słabości. — rzekłam cicho. — Nie spodziewałam się, że kiedyś ujrzę cię płaczącego. — uśmiechnęłam się delikatnie.

— Bo ja wrażliwy chłopak jestem. — zaśmiał się. — Tylko mało osób o tym wie.

— To teraz wie mało i ja. — ścisnęłam jego ramię.

Nie miałam pojęcia jak się dalej potoczy jego los i wręcz mnie to przerażało.





* * *





— Wróciłam! — zawołałam, kiedy przekroczyłam próg mieszkania. W kuchni ktoś się krzątał, co mnie zdenerwowało. — Dopiero co wróciłaś ze szpitala, musisz już się przemęczać? — wskazałam dłonią na blaty kuchenne.

— Daj mi spokój. — burknęła. Uniosłam dłonie w geście kapitulacji i skierowałam się do swojego pokoju. Od razu sprawdziłam telefon, ale tylko laski coś pisały o jakiejś piosenkarce.

— Puk, puk! — do pokoju wbił mi Sebastian. — Mam dla ciebie ofertę.

— Boże, boję się. — spojrzałam na niego.

— Nie masz czego. — machnął ręką. — W przyszłym tygodniu w piątek, jest maraton horrorów w kinie. — uśmiechnął się.

— I co ja mam do tego? — uniosłam brwi.

— Gadałem z Harry'm, on już od dawna planował iść, to jest nas dwóch. Mam jeszcze cztery bilety i pomyślałem o was. — klasnął w dłonie.

— Ja i Izzy na spokojnie, gorzej z Lydią i Patricią. One nienawidzą horrorów. — zaczęłam szukać piżamy.

— Mnie tam wystarczy Izzy. — puścił mi perskie oczko, a ja nie mogłam uwierzyć w jego słowa. Uśmiechnęłam się, bo wizja jego związku z moją przyjaciółką wydawała się nawet fajna.

Zastanawiało mnie tylko, kiedy mój brat rozmawiał z Harry'm?

Znalazłam pidżamę i już miałam się iść umyć, kiedy usłyszałam gitarę.

Uśmiechnęłam się pod nosem, rozpoznając melodię i przyłożyłam ucho do ściany, wspinając się na łóżko.

For I can't help, falling love with you...* — zanuciłam.




_________________________________________

* utwór Eliva Presley'a - Can't help falling in love

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro