Rozdział 3
VELVET
Odkąd zaczęłam uczęszczać do Londyńskiej szkoły, w moim życiu pojawiło się kilka małych zmian.
Na mojej twarzy częściej pojawiał się uśmiech, albo dzięki Izzy, Lydi i Patricii, albo dzięki grającemu na gitarze Harry'emu, który nie chciał się do tego przyznać. Sporadycznie dzięki Michaelowi, chłopakowi z czekoladowymi oczami, w którym niestety się zauroczyłam.
Moja mama skończyła pisać drugą część swojej powieści o nieszczęśliwej miłości, a tata nie mógł się pogodzić z faktem, że nie są już małżeństwem, do tego stopnia, że także przeprowadził się do Wielkiej Brytanii. Mieszkał gdzieś niedaleko, ponieważ sytuacje, w których go spotykałam, zdarzały się często i „przypadkowo".
Poznałam już wszystkich nauczycieli i wiedziałam, jak i z kim obcować, żeby wyjść na swoje.
Szczególnie polubiłam angielski, a pan Wellman polubił mnie, co nie umknęło uwadze nikomu.
Zwłaszcza Alexandrze, która była lekko zazdrosna o moje zdolności językowe.
Nie szło mi najgorzej, ale nie było też wybitnie. Zwłaszcza z przedmiotami ścisłymi, chociaż z biolką dawałam jako tako radę.
To było dziwne, ponieważ w poprzedniej szkole uczyłam się bardzo dobrze. Może to te wydarzenia na to wpłynęły?
Siedziałam w parku z dziewczynami, w paskudną pogodę, śmiejąc się i rozmawiając o totalnych głupotach. Nagle z rozmyślań wyrwał mnie jęk Izzy, który był chyba oznaką zadowolenia.
— Boże, on jest taki przystojny... — rozmarzyła się.
— Kto? Simon?! — oburzyła się Patricia.
Simon Mouse, chłopak chodzący do klasy z Pat i Lydią, który ludziom przypominał Camerona Boyce'a, a dla mnie był uderzająco podobny do szczura kanalizacyjnego, który z ortografią miał raczej spinę. Izzy niby z nim kręciła, ale on nawijał ciągle o Adeline, dziewczynie, która wyglądała jak atletyczka i miała czarne włosy.
Problem był taki, że Patricia przyjaźniła się także z Adeline i Marthą. Adeline była kiedyś w związku z Simone'em, ale nieszczęśliwie się rozpadł. Od tamtej pory Patricia miała trochę na pienku z Simone'em, i tak dalej i dalej...
Mój obiekt westchnień miał dziewczynę, ale nie przeszkadzało mi to w ciągłym myśleniu o nim. Nie mam pojęcia, co sprawiło, że to on wpadł mi w oko, ale chciałam się z tego szybko wyleczyć.
— Co? Nie! — zmarszczyła czoło Izzy. — Lucifer... — na jej usta znów wkradł się ten uśmiech marzycielki.
— Wolę Dereka. — powiedziała Lydia, wzruszając ramionami.
— Teen Wolf górą. — przybiłam jej majestatycznego żółwika.
— Moja siostra ma fioła na punkcie Teen Wolfa, masakra... — westchnęła Isabelle, a ja parsknęłam śmiechem, bo doskonale rozumiałam jej siostrę, sama wkręcając się w ten serial, Grę o tron, Riverdale, Sherlocka, Shadowhunters, Pamiętniki Wampirów czy Glee, które były moim życiem.
Odchyliłam głowę w górę i spojrzałam na niebo, które było bardzo zachmurzone. Uśmiechnęłam się sama do siebie, mając nadzieję, że jak wrócę, moja mama nie będzie pić.
Nie tylko tata był alkoholikiem. Ona się nim stawała, odkąd on się tutaj przeniósł. To mnie dobijało psychicznie, bo przez ostatnie dwa lata była abstynentką, a znów do tego wracała, do przeszłości, której nie chciałam pamiętać.
Dziewczyny nagle ucichły. Tak się działo zawsze, kiedy szli chłopcy.
— Siema. — powiedział Christopher Ruth, który mierzył prawie dwa metry i zajął miejsce w sercu Patricii. Od razu mu odpowiedziała, podczas gdy Lydia wymamrotała ciche „hej".
Nie byłam lepsza, bo za każdym razem, kiedy to Michael się z nami witał, nie odpowiadałam wcale, gasząc swój uśmiech, albo ledwo słyszalnie.
— Izzy? — to było głos Michaela. — Co my mamy zrobić na tą chemię? — włożył ręce do kieszeni, a ja odwróciłam wzrok i patrzyłam wszędzie, tylko nie na niego.
TĘ chemię, idioto.
— Emm... Jakąś prezentację, czy coś... — dam sobie rękę uciąć, że marszczyła czoło.
— Okay, a ta rozprawka na angielski ma być o...? — cisza. Nikt nie odpowiedział.
— Velvet? — szturchnęła mnie Izzy.
— Co? — spojrzałam na nich. — A, „Czy wędrówką wielką jest ludzkie życie?". — przeczesałam włosy i odchrząknęłam. Patricia chwilę pogadała z chłopakami, a ja modliłam się w duchu o to, aby już sobie poszli.
To były dla mnie niezręczne sytuacje.
Kiedy nastała osiemnasta, zaczęłyśmy się zbierać, a że każda z nas mieszkała gdzieś indziej, odprowadzałyśmy się wzajemnie.
Weszłam do domu i pierwsze co usłyszałam, to pytanie o to, co będę jadła na kolację.
Odetchnęłam z ulgą, bo to był znak, że nic nie piła.
Odpowiedziałam, że nic i poszłam do swojego pokoju. Na szczęście zadania miałam odrobione, więc na luzie mogłam zająć się sobą. Jednak nie było tak łatwo, kiedy zza ściany słyszałam dźwięki gitary.
Była to melodia „Say you won't let go" Jamesa Arthura, przez co się uśmiechnęłam. Zaczęłam nucić pod nosem, dopóki Harry nie skończył.
Nagle zmienił repertuar na Shawna Mendesa „Mercy" i mój Boże, on śpiewał!
I to naprawdę dobrze. Miał tak przyjemny głos, jak miód na uszy i serce. Nic tylko się położyć i słuchać. Wzięłam telefon do rąk i napisałam do chłopaka, że ma zajebisty głos.
Odpowiedź dostałam, ale śpiew i gra nie ustała.
Harry: To nie ja.
Skoro nie on, to kto? Parę razy mówił, że to jego brat, ale przecież on nie miał brata! Postanowiłam się tym nie zadręczać i pójść się umyć.
Jednak zasypiając, i tak namiętnie rozmyślałam o tej dziwności, która mnie spotkała.
* * *
W czwartek na angielskimi, Wellman zadał nam potworne zadanie.
Przemówienie. Co prawda mieliśmy tydzień, ale sama myśl o tym, że muszę stanąć przed całą klasą i zacząć o czymś mówić, paraliżowała mnie niemiłosiernie.
W dodatku musieliśmy zrobić tę durną prezentację z chemii, ale na szczęście w parze byłam z Harrym, który mieszkał blisko. Wzięłam telefon i wyszłam z domu, po czym zapukałam w drzwi obok. Otworzył mi natychmiast i poprowadził do jego pokoju, krzycząc na mnie, żebym nie ściągała butów, ale i tak to zrobiłam.
— Mam nadzieję, że masz pomysł, bo ja jestem cienka z tej dziedziny. — podniosłam ręce w geście kapitulacji.
— Wybacz, ale jestem w związku małżeńskim z geografią. — podsunął mi pod nos laptop. — Od czego jest nasz wujek Google? — uśmiechnął się.
— Nie zapomnij źródła napisać na końcu.
— Kochana, mam paskudne pismo. Ty piszesz. — mrugnął do mnie porozumiewawczo. — Chcesz coś do picia?
— Herbatę zieloną, jeśli posiadasz.
— Żartujesz sobie? Ja i nie mieć herbaty zielonej? Za kogo ty mnie masz? — udał oburzenie i wyszedł, a ja pokręciłam głową z rozbawienia i zajęłam się szukaniem sensownych informacji.
Korzystając z okazji, rozejrzałam się po pokoju, w nadziei na to, że znajdę gdzieś gitarę, ale nigdzie jej nie było.
Zamiast tego, na jego biurku stało zdjęcie, które przedstawiało jego i trochę wyższego chłopaka, który miał brązowe włosy i oczy także. Uśmiech miał tak samo ładny, jak Harry i obaj mieli na sobie białe koszule i czerwone muszki.
— Podziwiasz mnie? — zapytał Harry z nonszalancją.
— To twój przyjaciel? — wskazałam na chłopak obok niego.
— Velevt, ale jesteś uparta. — uderzył się w czoło dłonią. — To właśnie jest mój brat, który śpi w pokoju obok. — zaczął się śmiać.
— Nie... To niemożliwe! Jakim cudem więc nigdy go nie widziałam? — to było dla mnie absurdalne.
— To dosyć specyficzna sytuacja. — westchnął ciężko, a wtedy zaczęła się gotować woda. Wrócił po dłuższej chwili z dwoma kubkami zielonej herbaty.
— Myślałam, że pijecie ją z filiżanek. — uniosłam brwi.
— Chcesz mieć dużo picia, czy bawić się w oficjalne spotkania starszych pań? — podał mi kubek, a ja się zaśmiałam. — Wracając do tematu; rok temu zmarł nasz ojciec.
— Przykro mi... — spochmurniałam.
— Nic nie szkodzi, już przywykłem. Gorzej z nim. — skinął głową na ścianę. — Dokładnie w tym samym dniu dowiedział się, że zdradza go dziewczyna. Nie ma żadnej depresji, ani nic, ale od tamtej pory nie wychodzi z domu. Newt był chłopakiem, który błyszczał pozytywizmem. Dzisiaj nie ma w nim ani krzty tego blasku. — wzruszył ramionami.
— Newt? Harry i Newt? — uśmiechnęłam się. — Gdyby nie to, że Rowling stworzyła go niedawno, pomyślałabym, że wasza mama jest fanką Harry'ego Pottera. — zaśmiałam się.
— Bo jest. — także się zaśmiał. — Kocha także fizykę. Newt jest po Issacu Newtonie, a ja po Potterze. — puścił mi perskie oko.
— Dlaczego nie Issac? — zapytałam, upijając łyk.
— Newt jej się bardziej podobało. — znów się uśmiechnął. — Czyli tak ogólnie, Newt zamknął się w mieszkaniu i postanowił odciąć od świata. Znaczy, zachowuje się normalnie, ale nie wychodzi. I nie zdziw się...
— To jest ta twoja dziewczyna? — usłyszałam bardziej ciepły głos od Harry'ego. Odwróciłam się gwałtownie, a w progu stał omawiany chłopak.
— Właśnie o to mi chodziło. — westchnął Harry. — Velevt, poznaj Newta. — zaprezentował go dłonią. Podniosłam swoją nieśmiało i lekko się uśmiechnęłam.
— To nie jest moja dziewczyna, mam ci to przeliterować? — warknął, zamykając drzwi.
— Jeszcze. — zaśmiał się Newt.
— Przepraszam. — odparł Harry, posyłając mi przelotne spojrzenie.
— Wybaczam. — machnęłam machinalnie ręką. — Dzięki niemu nie muszę męczyć uszu słuchawkami. — uśmiechnęłam się.
— W takim razie zróbmy tę prezentację.
— Harry?
— Tak?
— Co ma twoje pismo do prezentacji? — uniosłam jedną brew.
— Myślałem, że się nie zorientujesz.
I tym akcentem mnie rozbawił.
Pracę skończyliśmy dopiero po osiemnastej, ale mój pobyt u niego i tak się przeciągnął do dwudziestej.
Kiedy wróciłam do domu, zaczęłam stalkować w social mediach Newta i sama nie wiem dlaczego, ale nie wpadłam na to wcześniej.
Czyli on istniał, nie miałam nic z głową.
Na wielu zdjęciach był szczęśliwy i faktycznie miał kiedyś dziewczynę.
Śliczną, szczupłą brunetkę, która była wysoka i posiadała tak samo piękny uśmiech, jak bracia Lewis.
Ciekawił mnie powód jej zdrady, ale nie miałam możliwości dowiedzenia się tego.
Swoją drogą, Newt był równie przystojny, co Harry.
Ośmieliłabym się stwierdzić, że jego oczy były bardziej czekoladowe, niż Michaela.
Jego przypadek wydawał się ciekawy, a ja lubiłam takie przypadki.
Napisałam od razu na grupie messengerowej, czy dziewczyny wiedziały o istnieniu Newta.
Patelnia: No Harry ma brata
Żona Draculi: Tylko on nie wychodzi, czy coś w tym stylu
Patelnia: Tak
Mc'Donaldowy Pochłaniacz: a on się nie zabił?
Ja: Nie, poznałam go dzisiaj
Żona Draculi: to po co pytasz xD
Ja: Dla pewności, że nie żyje w świecie fantasy
Niektórzy ludzie nie mieli za grosz szacunku do innych, którzy chcieli iść po prostu spać.
Jak się okazało, Newt był jednym z nich.
Jemu naprawdę musiało się nudzić, skoro postanowił o tej godzinie sobie pograć. Jęknęłam zirytowana i wzięłam do rąk telefon.
Ja: Śpicie?
Żona Draculi: Nie, aktualnie oglądam TO
Patelnia: ten horror?
Żona Draculi: Nie XDD serial, Patrishia, serial...
Mc'Donaldowy Pochłaniacz: ja właśnie sobie kolacje robię
Ja: O której Ty godzinie jesz?
Mc'Donaldowy Pochłaniacz: różnie, wczoraj jadłam o drugiej w nocy
Patelnia: teoretycznie to dzisiaj
Żona Draculi: A co się tak pytasz?
Ja: Ten brat Harry'ego właśnie gra, jak porąbany, nie mogę przez to spać i mi się nudzi.
Patelnia: to weź mu powiedz, żeby przestał, albo Harry'emu
Ja: Hahahahaahhaha
Żona Draculi: Xd
Przymknęłam oczy i odłożyłam telefon na szafkę.
— Będzie dobrze. — powiedziałam do siebie.
* * *
Z okazji strajków (jak to brzmi) mam więcej czasu i mogę Wam wstawić następny, bo na zapas mam tego napisane dużooo.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro