Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 29

LYDIA






Czasem kiedy wyprowadzałam swojego psa na spacer i widziałam inne psy, zastanawiałam się, czy mój nie jest przypadkiem upośledzony.

Zastanawiałam się także nad tym wtedy, kiedy siedziałyśmy z dziewczynami na ławce przed galerią, bo zwyczajnie się nudziłam.

— Dobra, co robimy? — zapytała żywo Izzy. Patricia oczywiście nos miała wetknięty w telefon, a Velvet patrzyła gdzieś w dal, mając wyrąbane.

— Nie wiem. — powiedziała tylko brunetka. — Może... — przerwał jej dźwięk silnika jakiejś maszyny. Odwróciłyśmy się, ktoś zaparkował blisko nas ścigaczem ( bo skuter to raczej nie był) który był czarno-zielony. Kiedy osoba ściągnęła kask, okazało się, że jest to chłopak. Był raczej niski, miał krótko ścięte ciemne włosy, ubraną skórzaną kurtkę i glany.

— Całkiem, całkiem. — skomentowałam.

— Czy on idzie do galerii? — zapytała Patricia.

— Chyba tak. — odparła Izzy, kiedy wędrowała za nim wzrokiem. — Chcesz iść i go pośledzić? — poruszyła zabawnie brwiami.

— Z ust mi to wyjęłaś! — wskazała na nią palcem i podniosła się z miejsca. Zrobiłam to samo i wkrótce znajdowałyśmy się w środku, mierząc oczami chłopaka. Wchodził na schody ruchome.

— Tam. — wskazałam niezbyt dyskretnie. Velvet wlokła się za nami ostatnia, wyraźnie niezadowolona z sytuacji.

— Spodobał ci się, prawda? — zagaiła Izzy.

— No nawet. — wyznała Patricia.

— Może jakoś na niego wpadnij, żebyście się poznali? — zasugerowała Isabelle. Pat zgromiła ją tylko wzrokiem i znów patrzyła na chłopaka. Uśmiechnęłam się pod nosem i zeszłam ze schodów. Nieznajomy kierował się do Empiku, wtedy Velvet była już zachwycona. Pomaszerował na dział z kryminałami, a my zagnieździłyśmy się między fantasy, a młodzieżówkami i dyskretnie zerkałyśmy na chłopaka.

Miał niebieskie oczy.

Musiałyśmy dziwnie wyglądać, ale co tam.

— Co wy robicie? — usłyszałam tuż przy uchu, przez co podskoczyłam w miejscu i napotkałam roześmiane oczy Harry'ego.

— Jezus Maria... — mruknęłam.

— Śledzimy tego typka, bo spodobał się Patrici. — wyjaśniła Velvet, pokazując mu książką, o kogo chodzi. — A ty co tutaj robisz?

— Przyjechałem odebrać paczkę. — potrząsnął pakunkiem. — Dlaczego po prostu nie podbijesz?

— Sam sobie podbij. — prychnęła dziewczyna i poprawiła okulary.

— Byłbym w stanie to zrobić. — powiedział całkiem poważnie.

— Nawet nie próbuj. — jęknęła. Blondyn uśmiechnął się nieznacznie, poprawił swoje czarne szelki i ruszył na podbój.

— Harry, nie! — krzyknęła szeptem Patricia, ale chłopak już stał przy nieznajomym i zaczął rozmowę. Odwrócili się w naszą stronę, Izzy pomachała mu, ja się tylko uśmiechnęłam, Velvet nawet nie zwróciła uwagi, a Patricia zasłoniła się książką. Harry po krótkiej chwili do nas wrócił, całe szczęście bez tamtego chłopaka, który przechodząc obok nas, mrugnął do Patrici.

— Co ty mu powiedziałeś? — zapytała od razu.

— Że jesteście czarownicami i wasza aura podpowiada wam, że to właśnie on powinien zostać ugotowany w kotle. — zironizował.

— Serio? — wymamrotała Pat.

— Tak, serio. — prychnął z sarkazmem. — Oczywiście, że nie! Powiedziałem, że wpadł w oko mojej przyjaciółce, na początku myślał, że chodzi o Izzy, bo do niego pomachała, ale potem go nakierowałem. — stuknął palcami w swoją paczkę. — Ma na imię Raphael, jest w wieku Newta. Mam jego namiary w mediach społecznościowych, później ci prześlę. — puścił oczko okularnicy.

— Mogę go zabić? — zwróciła się do nas.

— Lepiej nie, zapomniałaś chyba, że Lydia jest nekrofilem. Kto wie, co by wtedy z nim zrobiła. — Velvet wzruszyła ramionami, nie odrywając wzroku od opisu jakiejś książki, a Izzy parsknęła śmiechem.

— Różne rzeczy. — odparłam, poprawiając grzywkę, która nagle zaczęła się puszyć.

— Chcesz poćwiczyć jeszcze na żywym mnie? — uniosłam brwi na jego słowa i puknęłam się w czoło palcem.

— Zjadłabym lody. — oznajmiła Isabelle.

— Świetnie, idziemy na lody. — odchrząknęłam i poszłam przodem. Izzy powlokła się za mną, chichocząc, a Patricia wychodząc z Empika, oglądała się na Raphaela. Zakupiliśmy wszyscy po dwie gałki i wyszliśmy z galerii, żeby pospacerować.

Tamtego dnia pogoda naprawdę dopisywała i trochę mi grzało, ale dało się przeżyć z tymi lodami.

— Jak się Velvet czujesz po wymianie śliny z moim bratem? — zagadnął Harry, a dziewczyna aż przystanęła.

— Powiedział ci? — skrzywiła się.

— Nie, domyśliłem się. — pokręcił głową. — Po waszym dziwnym zachowaniu, opuchniętych ustach i tym, że Newt chodzi cały w skowronkach.

— W takim razie odpowiem na twoje pytanie, a mianowicie było tak, jak powinno. — wyminęła go i dołączyła do dziewczyn z przodu, w rezultacie czego szłam obok Harry'ego ramię w ramię.

— W zasadzie mógłbym się teraz jeszcze bardziej zemścić za tę bitą śmietanę, wysmarowując cię tym lodem. — postawił mi go pod nos, przez co odsunęłam głowę w tył.

— Nie na mieście, Harry, proszę cię. — żachnęłam się. — A poza tym, przecież mi oddałeś. — spojrzałam mu w oczy.

— I tak się jeszcze zrewanżuję. — dotknął palcem czubka mojego nosa. — A teraz mi powiedz, jak na serio było z tym pocałunkiem. — zaśmiałam się.

— Cieszyła się, bardzo się cieszyła. — skierowałam wzrok na czekoladową czuprynę przede mną. — Tylko... ma rozterki, bo wciąż ją ciągnie do Michaela.

— Nie dziwię. Chłopak ma urok. — stwierdził.

— Co? Jakbyś ty albo Newt nie mieli. — wywróciłam oczami.

— Uważasz, że jestem uroczy? — uśmiechnął się.

— W tym momencie jesteś trochę irytujący. — przymknęłam na moment oczy.

— Da się z ciebie czytać jak z otwartej księgi, Lydio, irytuję cię, bo czujesz zawstydzenie, które spowodowałem. — cmoknął z dezaprobatą. — To też jest urocze.

— Jezu... — ukryłam twarz w dłoniach i przyspieszyłam kroku, żeby Izzy się ze mną wymieniła.

— Siema. — przed nami wyrósł Michael, jak grzyb po deszczu. — Velvet, możemy pogadać? — zerknęła na nas, jakby prosiła o pozwolenie, a po chwili z zawahaniem opuściła nas wraz z chłopakiem.

— Ciekawe o co chodzi. — odezwała się Patricia.

— Mówiłam, że się teraz skapnie, że Velvet jest super? — Izzy wyrzuciła ręce w górę. — Mam nieomylne przeczucie. — wskazała na siebie kciukami.

— Tak, ty geniuszu. — burknęła Pat. — Idę do sklepu, pić mi się chce po tym lodzie.

— Jezu, mi też. — zawtórowała jej Izzy i znów zostałam pozostawiona na pastwę losu, bo z Harry'm.

— Mnie się wydaje, że coś się stało. — powiedział Harry, patrząc w nasze odbicie w szybie. Żałowałam, że nie weszłam tam z nimi. Ten chłopak samym towarzystwem wprawiał mnie w zakłopotanie.

— Oh, no nie mów, że znowu jesteśmy na etapie, gdzie muszę prowadzić monolog. — spojrzał na mnie z pod byka.

— Nie mam ochoty rozmawiać, więc monologi też możesz sobie darować, szkoda strun głosowych. — uśmiechnęłam się złośliwie.

— Okay. — zaczął przestępować z nogi na nogę i gwizdać.

— Dobra, przepraszam. — uniosłam obie dłonie w geście kapitulacji. — Sorry, Harry.

— Nie ma za co. — westchnął i przyłożył mi lodem w policzek.

— Harry! — wrzasnęłam i zacisnęłam dłonie w piąstki.

— Co ci się stało? — zapytała Patricia, kiedy wyszła ze sklepu.

— Miała jakiś atak i nadziała się na mojego loda. — powiedział smutno chłopak, a ja nadepnęłam na jego stopę.

— Masz może chusteczkę? — zwróciłam się do przyjaciółki, ale zaprzeczyła.

— Nie martw się, nie pozwolę mu się zmarnować.

On mnie polizał.

Boże, za jakie grzechy?

A może za jakie zasługi? 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro