Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 28

VELVET



Jak frustrująca potrafiła być wskazówka zegara, która w ogóle się nie ruszała.

A przynajmniej tak mi się wydawało, kiedy podpierałam głowę o rękę zgiętą w łokciu, drugą bawiłam się wiecznym piórem i modliłam się, żeby pan Wellaman skończył swoją dygresję, bo mocno odbiegała od tematu i lekko mnie to irytowało.

Uśmiechnęłam się do Davide'a, który akurat skrzyżował ze mną wzrok i spojrzałam przed siebie znów na zegar.

- Ale wracając do tematu. - ze stanu zanudzenia wyrwały mnie te słowa. - Velvet, wyobraź sobie, że facet, którego darzysz wielkim uczuciem...

- Ja wolę kobiety. - przerwałam mu. Zaciął się w miejscu, Izzy zaczęła się śmiać, a reszta klasy odwróciła się w moją stronę z takimi minami, że z trudem utrzymałam powagę.

- Emm... cóż.... Więc - odchrząknął - musisz sobie wyobrazić, że wolisz mężczyzn.

- Naprawdę? - zapytał mnie Michael, prawie spadając z krzesła.

- Oczywiście. - odparłam. - No jest ten facet i co dalej? - zwróciłam się do Wellmana.

Odpowiedział jakąś historię o drugiej wojnie światowej, w której miałam co jakiś czas odpowiadać na pytania.

Ogólnie lubiłam taki rodzaj lekcji, w ogóle lubiłam angielski i wręcz uwielbiałam Wellmana, ale jego odchodzenie od tematu czasem było okropnie denerwujące.

Dzwonek wreszcie zadzwonił, co oznaczało, że musimy iść na salę gimnastyczną. Jak ja kochałam wychowanie fizyczne z chłopakami, naprawdę.

- Ty naprawdę jesteś lesbijką? - podszedł do mnie Campbell, a ja zaśmiałam się głośno.

- Przecież żartowałam. - wywróciłam oczami. - Często żartuję w ten sposób. Zwłaszcza kiedy odwiedzam rodzinę, albo ona mnie i pytają „Velvet, a ty już jakiegoś chłopaka masz, heheh?" - naśladowałam głos mojej babci. - I ja wtedy na to, że mam dziewczynę, pokazując zdjęcie z jakąś koleżanką. Robię to, żeby się odczepili. - wzruszyłam ramionami. - Teraz zrobiłam to dlatego, że lubię, kiedy go zatyka. - uśmiechnęłam się półgębkiem.

- Okay. - kąciki jego ust wykrzywiły się w górę. - Wszystko w porządku? Z twoją mamą?

- Tak, jest już dobrze. Jutro wraca do domu, dzięki. - chciałam już skręcić do szatni dziewczyn, ale mnie zatrzymał.

- A z tobą? - już się nie uśmiechał.

- Nie przejmuj się. - poklepałam go po ramieniu, po czym odwróciłam się na pięcie i odeszłam spokojnym krokiem. Izzy kończyła właśnie opowieść o moim jakże zabawnym tekście na angielskim.

- Velvet... - Patricia pokręciła głową rozbawiona. - Ty to jesteś. - zaczęła się śmiać.

- Czy znowu jako jedyna mam krótkie spodenki? - zapytała Isabelle, rozglądając się wokół. - Super.

- Nie lubię ćwiczyć w krótkich. - powiedziałam. - Zresztą, Alexandra, Diana, Martha i kilka innych osób też mają krótkie. - potrząsnęłam głową. - Rozmawiałam chwilę z Michaelem.

- I co? - Lydia zmarszczyła czoło.

- Martwi się. - westchnęłam. - Powiedziałam mu, że wszystko okay, ale nie wspomniałam nic o Newcie. Dziwnie bym się czuła, oni się lubią i mają dobry kontakt. - stwierdziłam, wkładając na siebie koszulkę na zmianę.

- Gorzej, jak teraz sobie uświadomi, że w sumie to fajna dziewczyna z ciebie. - prychnęła Izzy.

- Szczerze mówiąc nie mam pojęcia, czy byłoby mi smutno, czy byłabym szczęśliwa z tego powodu. - wyznałam, a dziewczyny na moment zatrzymały się w bezruchu. - Nie patrzcie na mnie tak, jakbym popełniała jakąś zbrodnię.

- Może małe przestępstwo w uczuciach. - skomentowała Lydia, a następnie poszłyśmy na salę. Jak zwykle byłyśmy pierwsze. Związałam włosy w niskiego kucyka, kiedy Stone weszła na salę i zagwizdała gwizdkiem, a następnie kazała nam przebiec dwa kółka dookoła sali.

- Co z tym zrobisz? - zapytała mnie Izzy.

- Na razie nie mam nic, co mogłabym z tym zrobić. Od żadnego z nich niczego nie oczekuję. - wymamrotałam.

- Nie gadajcie, bo się bardziej spocicie. - rzucił do nas Harry, kiedy przebiegał obok. Odwrócił się tylko jeszcze i uśmiechnął tym swoim specyficznym uśmiechem, a następnie pobiegł dalej.

- Mam ochotę rzucić butem w tę idealną buźkę. - stwierdziłam, kręcąc głową. Bieg się skończył, a my staliśmy w ogromnym kole i „rozciągaliśmy się" bo rzeczywiście robiło to może kilka osób.

- Panie moje i panowie. - zaczęła Stone. - Dzisiaj sobie pogramy w kosza. - większość wydała z siebie jęki niezadowolenia. - I kto będzie buczeć, gra w każdej rundzie. - pokiwała palcem.

Finalnie w drużynie byłam z Dianą, miłą Victorią, Owsikiem i Harry'm. Jego obecność dodawała mi otuchy. Oczywiście oboje nie mieliśmy pojęcia, z jakiej okazji Owsik dobrał taki skład, ale nikt się kłócić nie chciał.

Ku mojemu niezadowoleniu, weszliśmy na boisko pierwsi przeciwko Izzy, Jacksonowi, Adamowi, Simonowi i Dorothy. Gra się rozpoczęła, a ja jak zwykle zajęłam się staniem blisko kosza przeciwników, żeby w razie wypadku móc kogoś zatrzymać. Piłka zaczęła się zbliżać do mnie, ale Owsik ją przechwycił i rzucił do kosza, niestety nie trafił.

Piłka wpadła w moje ręce, więc szybko rzuciłam ją do Diany, która podała Harry'emu i ten już trafił. Później znowu i wtedy zaczęły dziać kłopoty, bo Simone sprawił, że nasze punkty się wyrównały.

Byłam wtedy pod swoim koszem i chciałam coś zrobić, ale Izzy tak po prostu mnie podniosła i przeniosła.

- Halo! To był faul! - zaczęłam się rzucać do Stone, ale ta tylko się śmiała.

Tak, ale jak ja kogoś ledwo dotknęłam, to od razu gwizdek.

Ostatecznie i tak wygraliśmy i musiałam grać dalej. Jęknęłam niezadowolona i znów udałam się pod kosz przeciwnika po rozpoczęciu gry.

- Naprawdę jest u ciebie dobrze? - do uszu dotarł mi znajomy głos. Spojrzałam na Michaela, nawet nie wiedziałam, że z nim gram.

- Tak, naprawdę. - uśmiechnęłam się.

- Jakbyś potrzebowała pogadać to wiesz, że...

- Mogę zawsze na ciebie liczyć, wiem. - wyprzedziłam go. - Ale tym razem nie kłamię, naprawdę jest dobrze. Nawet bardzo. - puściłam mu perskie oko i skoczyłam tuż przed niego, aby przechwycić piłkę.

- Campbell, orientuj się, kurwa! - skarcił go Christopher.

- E! Język tam! - wrzasnęła od razu Stone, a my zdobyliśmy punkty.





* * *





Po powrocie do domu miałam naprawdę dobry humor, pewnie przez to, że spakowałam ze sobą dziewczyny i nie musiałam siedzieć tam sama.

Dobra, nie taka sama, przecież miałam brata, ale on tylko żarł, brał dwugodzinny prysznic i spał.

Od czasu do czasu zdarzyło mu się ze mną porozmawiać, ale nigdy na głębsze tematy.

- Ja sobie pomieszam. - powiedziała Patricia, kiedy odruchowo zaczęłam mieszać jej kawę. Uderzyłam się w czoło otwartą dłonią i zaśmiałam się.

- Z przyzwyczajenia. - wyjaśniłam.

- Wracając do bardzo ciekawego tematu, bo później nie było okazji, a gadałaś tylko z Izzy podczas rozgrzewki, to masz jakiś pomysł na tych twoich dwóch kochasiów? - zapytała Pat, a ja wywróciłam oczami i jęknęłam w geście niezadowolenia.

- Tak jak już Izzy wie, nie wiem, bo od nich nic nie oczekuję. - wzruszyłam ramionami. - Równie dobrze Newt może zapychać mną pustkę po byłej dziewczynie, tego nie wiem. - skrzywiłam się.

- Nie wydaje mi się, żeby był do tego zdolny. - stwierdziła Lydia. - Myślę, że ty się po prostu boisz.

- Tak! Boję się! Jak mam się nie bać, skoro nigdy z nikim nie byłam, a swój pierwszy pocałunek miałam kilka godzin temu i to w dodatku z wyniku napięcia seksualnego, niżeli czegoś romantycznego. - prychnęłam i napiłam się kawy, ale szybko ją wyplułam. - Kurwa, nie posłodziłam.

- Nie bluźnij. - upominał mnie Sebastian, kiedy wyszedł z pod prysznica, owinięty jedynie samym ręcznikiem w pasie. Uśmiechnął się krzywo, ukazując swój ukruszony ząb i puścił oczko do dziewczyn, które prawie mdlały.

- Cze. - skinął do nich głową i sobie poszedł. Lydia powachlowała sobie teatralnie gazetą, Patricia dziwnie wykrzywiała usta, a Izzy robiła się coraz bardziej czerwona, przez co wybuchnęłam śmiechem.

- Seba! - zawołałam, a chłopak w mig znalazł się z powrotem w kuchni.

- Tak?

- Ubierz się, bo zaraz będziemy mieć tutaj zgon. - przerzuciłam wzrok na Isabelle, która na moje słowa się odwróciła, dusząc w sobie śmiech.

- Oczywiście. - znowu się uśmiechnął i zniknął.

- Musiałaś? - pisnęła Izzy, a ja posłałam jej mój wszystkim już znany ironiczny uśmieszek.

- Zawsze muszę.



________________

Nie wiem, czy następny rozdział będzie na czas, ponieważ zmarł mój dziadek i muszę jechać na kilka dni na wieś, a tam nie będę mieć dostępu do komputera.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro