Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 27

PATRICIA



Dałabym sobie palca uciąć, nie, głowę bym sobie dała uciąć, że wparowując do tej kuchni, przerwaliśmy coś Velvet i Newtowi. Mieli to wypisane na twarzy.

Dosłownie.

Przecież usta nie czerwienią się i nie puchną bez przyczyny.

— Był pierwszą osobą, która obejrzała ze mną horrory i nie musiałam go do tego zmuszać. — odpowiedziała brunetka, chrząkając i próbując ukryć uśmiech.

— Jaassnneee. — Izzy przeciągnęła te słowo, śmiejąc się perliście, a ja wymieniłam spojrzenie z Lydią, która bacznie przyglądała się, jak nasza przyjaciółka kłamie. Harry miał to chyba gdzieś.

Velvet opowiedziała nam, co się wydarzyło, ale nie była smutna. Albo po prostu dobrze to maskowała, chociaż domyślałam się, że uśmiechała się w dużej mierze przez naszą wizytę i oczywiście Newta.

Z trudem powstrzymywałam się od zapytania, co się działo, ale wiedziałam, że dowiem się dopiero jak będziemy bez chłopców.

— Głodna jestem. — poskarżyła się Lydia.

— Jak zawsze. — rzuciła Velvet, kręcąc głową.

— A ty niby nie? — odgryzła się blondynka.

— Sądząc po tym, co dzisiaj zjadła, wątpię w jej naturę głodomora. — odezwał się Newt. Spojrzałam na Izzy, która już wewnętrznie eksplodowała.

— A co zjadła? — zapytała, próbując zachować spokój.

— Tylko maliny. — Newt wzruszył ramionami.

— Velvet! — spiorunowała dziewczynę, na co ta zaczęła się śmiać. — Nie wiem co cię w tym bawi, ale zjesz teraz to, co zrobię i nie przyjmuję żadnych sprzeciwów. — wskazała na nią palcem i otworzyła lodówkę, po czym wyciągnęła jajka, mleko...

Będzie robiła naleśniki.

— Czuj się jak u siebie. — wtrącił tylko Harry, obserwując zdenerwowaną Izzy.

Velvet poprosiła nas kiedyś, żebyśmy pilnowały, czy je, bo jadła zwykle bardzo mało, albo w ogóle, kiedy nikt nie zwrócił jej uwagi. Martwiłyśmy się o nią, bo w przeszłości ta drobna istotka chorowała na anoreksję, a każdy wie, albo powinien, że choroby psychiczne ciągną się za człowiekiem latami i tak naprawdę nigdy nie wyleczy się z nich do końca.

— Nie szukasz może pracy dorywczej? — zagaił Newt. — Gotowałabyś nam obiady.

— Nie, dziękuję. — spojrzała na niego z pod byka. — Nawet gdybym chciała, nie miałabym na to absolutnie czasu.

— Skąd pewność, że zjem te naleśniki? — zapytała nagle Velvet z tym jej charakterystycznym uśmieszkiem.

— Nawet. Mnie. Nie. Denerwuj. — wycedziła przez zęby Isabelle, machając przy tym łyżką. Po kilku minutach naleśniki były gotowe, a Velvet dostała ich chyba z osiem, gdzie była w stanie zjeść maksymalnie trzy, ale znudziło jej się droczenie z Izzy. Mimo uporów chłopców, ja i Lydia poczekałyśmy, aż wszyscy sobie wezmą, bo miałyśmy specjalne dodatki.

— Ty też chcesz? — zapytałam, patrząc na Lydię i trzymając bitą śmietaną.

— Jeszcze pytasz? —.uśmiechnęła się. — Nie! Co ty zrobiłaś, nie tak! — krzyknęła na mnie, kiedy nałożyłam jej już tą białą rozkosz. Zmarszczyłam czoło.

— Przecież mówiłaś, że chcesz.

— Ale nie tak, na połowie, bo na drugiej chciałam Nutellę, Patricia... — wyrwała mi bitą śmietanę i rzuciła mi wrogie spojrzenie.

— Nie mówiłaś, że na połowie. — upomniałam ją.

— Mówiłam! — zaoponowała. Z mojej perspektywy ta sytuacja była komiczna, ale co reszta musiała sobie myśleć, wolałam nie wiedzieć.

— Nie mówiłaś. — zaśmiałam się.

— Najwyraźniej nie tylko Velvet ma problemy ze słuchem. — odparła lekceważąco.

— Ale Lydia, nic takiego nie mówiłaś, że chcesz na połowie. — powiedziała brunetka, unosząc jedną brew i wykrzywiając usta w coraz większy uśmiech.

— Teraz masz na połowie. — zgarnęłam łyżeczką bitą śmietanę z jednej części naleśnika, nadal się śmiejąc.

— Nie chcę tak, bo...

— Zaraz będziesz mieć to na twarzy, jak nie przestaniesz narzekać. — przerwałam jej.

— Nie moja wina, że jesteś jakaś nieogarnięta i... — machnęłam łyżeczką i bita śmietana wylądowała na jej włosach i prawym oku. Wzięła tego do połowy pokrytego śmietaną naleśnika i rzuciła mi prosto na twarz.

— Ej no, dzieci w Afryce nie mają co jeść, a wy się jedzeniem ciepiecie. — wtrąciła Izzy, patrząc na nas z żalem.

— Tak, bo coś im da to, że ona tego naleśnika zje. — prychnęła Velvet.

— Właśnie. — zawtórowałam jej i wycisnęłam na dłoń trochę bitej śmietany, a następnie wysmarowałam nią Isabelle.

— Patricia! — wrzasnęła. — Jak umyłam rano włosy... — jęknęła i spojrzała błagalnie na Harry'ego.

— Nie patrz tak na mnie, ja nic nie zrobiłem. — wzruszył ramionami, unosząc dłonie w geście obronnym. Newt uśmiechał się delikatnie, kręcą głową i zerkając od czasu do czasu na Velvet, która patrzyła ciągle na nas.

— Wypachaj się tą bitą śmietaną. — fuknęła Lydia i znowu mnie zaatakowała, ale zaczynała się śmiać. Pech chciał, że zrobiłam unik i słodycz wylądowała na Harry'm, który spojrzał na nas z politowaniem i odszedł, ale zatrzymał się tuż za Lydią, by następnie wziąć puszkę i nalać mnóstwo śmietany na czubek głowy Lydii.

Przyłożyłam dłonie do otwartych ust i odsunęłam się w bok. Blondynka stała z miną „naprawdę?" a Harry był z siebie wyraźnie zadowolony. Następnie zniknął w łazience.

— Velvet, co to jest? — zapytała Izzy, patrząc na nią z irytacją.

— Jak to co? — zamrugała kilka razy oczami. — Tak ci było żal tych dzieci z Afryki, że postanowiłam je wesprzeć i zjeść ich specjalność, żeby nie czuły się takie samotne. — była taka poważna, kiedy to mówiła, że nie mogłam powstrzymać śmiechu.

— Co zrobiłaś z tymi naleśnikami, przecież to jest pusty talerz, na litość boską. — zaśmiała się Isabelle, ale był to śmiech wyrażający braki siły.

— No mówię, Afrykański specjał. — Velvet uśmiechnęła się niewinnie, podczas gdy ja obserwowałam poczynania Lydii, która szła w kierunku naszej przyjaciółki z bitą śmietaną. Newt też się po cichu śmiał, widocznie czarny humor mu leżał.

— To na twoje czarne serce i duszę. — powiedziała Lydia, nakładając śmietanę na głowę i twarz Velvet.

— A co ma czarny do bitej śmietany? — zapytała dziewczyna, ściągając słodycz z oczu, żeby móc coś zobaczyć.

— Velvet, moja droga, twe serce i dusza są czarne, ponieważ są spalone, a jak coś jest spalone, to wiadomo, że jest gorzkie. Osłodziłam cię dziewczę, okaż mi wdzięczność. — ukłoniła się teatralnie w akompaniamencie naszych śmiechów.





* * *



Wyszłyśmy dopiero po dwóch godzinach, bo każda z nas zmywała z siebie bitą śmietanę. Velvet wyszła wraz z nami, bo wcześniej przyszedł jej brat i powiedział, że drzwi do ich mieszkania się już naprawione.

Oczywiście dziewczyna odprowadziła nas na dół z wiadomych przyczyn.

— No wreszcie mogę o to zapytać. — wyrzuciłam z siebie. — Co wy tam robiliście?

— Laski. — nachyliła się do nas i rozejrzała wokół, aby upewnić się, że nikt nas nie podsłuchuje. — Całowałam się pierwszy raz w życiu! — wyjaśniła entuzjastycznie. Zaczęłyśmy wszystkie piszczeć jak opętane i skakać w kółku, jednocześnie tuląc się do Velvet, podczas gdy ludzie obserwowali nas z dziwnymi wyrazami twarzy.

— O mój Boże! I jak było? — zagaiła Izzy.

— Zajebiście. — ucięła krótko i myślałam, że skończyła, ale jednak się pomyliłam. — Kiedyś też prawie do tego doszło, ale wtedy byłam wystraszona, a Newt obiecał mi, że nie zrobi nic, czego nie będę chciała. — westchnęła długo. — Dzisiaj, chwilę przed tym jak przyszliście, wyznał mi, że już dłużej nie da rady się powstrzymywać i na początku nie ogarnęłam, o co mu chodzi, ale potem skumałam. Pocałował mnie i to było jak najlepsza rzecz na świecie. Miałam wrażenie, że odpływam, kolana mi miękły, cała drżałam, nawet zapomniałam o tym, że nie potrafię się całować. — zaśmiała się.

— Gdybyśmy nie wbili, pewnie doszłoby do czegoś więcej. — stwierdziła Izzy, zabawnie poruszając brwiami.

— Nie sądzę, nie jestem na to gotowa. — pokiwała przecząco głową. — Opamiętałabym się. Tak myślę. — zarumieniła się.

— W takim razie co z Michaelem? — odezwała się Lydia. Miałam ochotę pacnąć ją w łeb, kiedy Velvet nagle posmutniała.

— Nie wiem, dziewczyny, naprawdę... Teraz nic... ale wiem, że kiedy pójdę jutro do szkoły i go zobaczę, znowu coś będzie mnie do niego ciągnąć. Michael jest jak magnes, ale obojętny na to, że mnie przyciąga. — spojrzała w niebo. — Newt jest jak miód na chore gardło, jak moja ulubiona piosenka, a ja czuję, że dla niego jestem... niewystarczająco dobra, że nie zasługuje na niego. Z Michaelem mam to samo, on jest popularny i lubiany, to by nigdy nie wyszło. — spuściła głowę w dół i wbiła wzrok w swoje czarne trampki.

— Jezu, Velvet. Nie możesz myśleć, że ktoś jest dla ciebie za dobry. — skarciła ją Isabelle. — Tym bardziej Newt. Przecież widziałam, jak na ciebie patrzy. — uśmiechnęła się. — Jak na...

— Swoją muzę. — dokończyła dziewczyna. — Kiedyś mnie tak nazwał.

— Widzisz! I ty jeszcze się zastanawiasz, głupia jesteś. — skwitowała Izzy.

— Vel, idziesz do tego domu, czy będziesz jadła zimne?! — zawołał Sebastian przez okno. — Cześć, Izzy.

— Hej. — odparła zdziwiona.

— No idę, Jezus. — Velvet wywróciła oczami i pożegnała nas, a my udałyśmy się w długi spacer powrotny.

— Wiedziałam, że się całowali. Było po nich widać. — powiedziałam, kiedy byłyśmy już trochę dalej.

— Zazdroszczę jej jak cholera. — parsknęła Izzy. — Nie dość, że chłopak przystojny, fajny, to jeszcze na gitarze gra. Trzeba poczekać na jakieś wady. — zaśmiała się.

— Za niedługo nie będziesz jej miała czego zazdrościć. — powiedziała Lydia. — Sebastian przywitał się tylko z tobą. — uśmiechnęła się.

— No naprawdę, bardzo dużo to znaczy. — prychnęła.

— Jak dla mnie wiele. — stwierdziłam.

Sama chciałabym choćby tyle. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro