Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 22

NEWT

Mógłbym pójść do domu i udawać, że nic się nie stało. Mógłbym uparcie twierdzić, że Velvet jest mi obojętna.

Mógłbym kłamać.

Tylko po co?

Przekonałem się już, że kłamanie to sztuka, którą ciężko ogarnąć, aby potrafić ją dobrze i wiarygodnie zastosować.

Przekonałem się także, że kłamanie nie wchodzi w grę, kiedy mówimy o uczuciach.

Nieważne, że powiesz „nie", oczy cię zdradzą. Nieważne, że będziesz unikać, bo wtedy częściej zaczniesz pytać.

Nieważne, że będziesz próbował wyprzeć się emocji, serce wie swoje.

Moje wiedziało, że bije mocnej, kiedy widzi Velvet.

— Ej. — Harry pstryknął mi przed oczami, bo najwyraźniej od kilku minut coś do mnie mówił, a ja go nie słuchałem.

— Wybacz bracie, znajduję się teraz w świecie marzeń. — uśmiechnąłem się i wzniosłem toast kawą.

— Pytałem, czy mogę użyć twoich książek, bo muszę zrobić projekt ponad program, a tobie już się raczej nie przydadzą, zważając na to, że masz przerwę od szkoły w tym roku. — założył ręce na krzyż i spojrzał na mnie lekko zirytowany.

Nie moja wina, że mama zgodziła się na taki układ.

— Bierz. — wzruszyłem ramionami.

— Newt, kochanie. — do kuchni weszła mama. — Mam dla ciebie kilka zadań bojowych. — jej mina wcale nie sprawiała, że czułem się spokojny.

— O jedenastej przyjedzie kurier, po trzynastej pani Loyd podrzuci tu egzemplarz książki dla mnie. Jeżeli czujesz się na siłach, zrób zakupy. — podsunęła mi pod nos listę. Przewertowałem to, co się na niej znajdowało i stwierdziłem, że skoro już przełamałem swoje bariery nie wychodzenia na zewnątrz, zakupy też mogę zrobić, bo czemu nie?

Kiedyś trzeba wrócić do żywych.

— Myślę, że zakupy to dla niego wyczyn ekstremalny, mamo. — skomentował Harry, za co spiorunowałem go wzrokiem.

— Wypraszam sobie, pójdę po te zakupy. — wstałem, schowałem listę do kieszeni i zacząłem myć kubek po kawie.

— Mamo... Nie chcesz może uciec z domu? Dobrze to działa na Newta. — zażartował blondyn.

— Myślałam nad tym, ale teraz to nie ma sensu, kiedy sam to zaproponowałeś. — zamyśliła się na moment. — Spóźnię się do pracy, buziaki! — pomachała nam i wyszła.

— Naprawdę masz zamiar iść po zakupy? — zapytał mój brat, wkładając do plecaka śniadanie.

— Yup. — potwierdziłem bez wahania.

— Szkoda, że jestem w szkole. Poszedłbym z tobą. — uśmiechnął się do mnie, zbił ze mną piątkę i wyszedł, a ja znów zostałem sam z pustką pośród czterech ścian.

Kurier spóźnił się dokładnie trzy minuty i czterdzieści osiem sekund, ale nie byłem na niego za to szczególnie zły.

Mama znowu zamówiła egzemplarz „Grey'a", chociaż to był już szósty tej samej części i nie miałem pojęcia, po co jej tyle tego.

Kiedy już odłożyłem książkę do sypialni mamy, ubrałem buty, wyszedłem przed drzwi, zamknąłem je na klucz i zszedłem na dół tak, jak to kiedyś zwykle robiłem.

Co najdziwniejsze, nie czułem się z tym dziwnie.

Londyn zaszczycił nas wyjątkowo bezchmurnym niebem i temperaturą pozwalającą na wyjście bez odzieży wierzchniej.

Dojście do sklepu zajęło mi jakieś siedem minut.

Uśmiechnąłem się szeroko, kiedy zauważyłem, że mój ulubiony koszyk z naklejką z królową Elżbietą nadal leży na swoim miejscu.

Oczywiście wziąłem właśnie ten koszyk.

Mleko - było, jajka - także. Po drodze do alejki z warzywami, zgarnąłem jeszcze cukier, mąkę, makaron, fasolę w puszce i banany. Wybierając odpowiednie ogórki (to było bardzo ważne, nie mogłby być za długie i za grube) zauważyłem znajomą postać.

Serce na moment przestało mi bić. Wziąłem kilka oddechów, żeby się uspokoić, bo ONA uśmiechnęła się do mnie i szła w moim kierunku.

Z nerwów rozwaliłem w dłoni pomidora, więc szybko wymieniłem go na innego.

— Newt, miło cię widzieć!

— Ciebie również, Meave. — spojrzałem w jej oczy.

Twarz się śmiała, ale widziałem smutek.

— Cieszę się, że wreszcie wyszedłeś z domu. — położyła dłoń na moim ramieniu, przez co się wzdrygnąłem. — Co u ciebie słychać?

— Jest lepiej, niż kiedykolwiek było. — zbyłem ją. — Czy to cię w ogóle obchodzi? — zmarszczyłem czoło.

— Przez wzgląd na naszą wspólną przeszłość, oczywiście, że tak. — oburzyła się.

— Szkoda, że nie interesowałaś się tym, co się u mnie dzieje wtedy, kiedy tego potrzebowałem. Kiedy potrzebowałem ciebie. — opuściłem miejsce szybkim krokiem, kierując się po chemię.

— Newt! — pobiegła za mną. — Przepraszam. Przepraszam, ale zaszłam w ciążę, nie wiedziałam, co mam robić, bo kiedy do tego doszło, wciąż myślałam o tobie. — po jej policzku spłynęła łza.

— Byłbym w stanie zaakceptować to dziecko. — ucieszyła się. — Gdybyś wtedy mnie nie olała.

— Nie jestem już z nim. — stanęła na przeciw mnie.

— I? — prychnąłem.

— Sam zawsze powtarzałeś, że nigdy nie przestaje się kochać osoby, która była pierwsza.

— Widocznie się myliłem. Wybacz, mój błąd. — uraczyłem ją cynicznym uśmiechem.

— Newt. Może być jak dawniej, spacery po Hyde Parku, twoja gra na gitarze, lody na moście...

— Wybrałbym się na spacer, ale nie z tobą. Raczej z Harry'm. Gram na gitarze nadal, ale nie z myślą o tobie i nie dla ciebie. Z myślą o innej i dla innej. Na lody pójdę może z mamą. — spakowałem do koszyka ostatni produkt z listy, jakim był Domestos i udałem się do kasy.

— Innej? — widziałem ten ból. — Przecież jeszcze niedawno się do mnie dobijałeś...

— Meave. Nie wiem, co do ciebie naprawdę czułem, ale Velvet pokazała mi, że nie można trzymać się jednej osoby. Zmarnowałbym życie, wiecznie uganiając się za tobą. Naprawdę mi przykro, że muszę to mówić, ale to dzięki niej jestem teraz w sklepie i to dzięki niej wracam do tej lepszej części mnie. — dziewczynę zamurowało, a ja powitałem panią Durcy uśmiechem. — Dzień dobry.

— Dobry, Newt. Kupę lat! — zaśmiała się się szczerze. — Dobrze cię widzieć, młodzieńcze. — skasowała wszystko i podała kwotę. — Dobrze widzieć was razem.

— Oj, muszę panią zmartwić, ale to już przeszłość. — rzuciłem na blat odpowiednią kwotę. — Reszty nie trzeba. — chciałem się stamtąd szybko ulotnić.

Nie wiem, skąd miałem w sobie siłę, żeby spławić Meave, bez której kilka tygodniu temu nie wyobrażałem sobie przyszłości, ale byłem z tego cholernie dumny.

Po przyjściu do domu, rozpakowałem zakupy i wsadziłem je tam, gdzie trzeba.

Westchnąłem ciężko, spojrzałam w okno i przekląłem pod nosem.

— Newt, masz siedemnaście lat, ogarnij się, potrafisz już decydować o swoich czynach, nie wrócisz do niej, idioto. — powiedziałem sam do siebie, po czym udałem się do swojego pokoju, bo coś mnie natchnęło, żeby zaśpiewać „2002" od Ann-Marie.

Później standardowo leciały piosenki, które grałem każdego, pieprzonego dnia.

Robiłem to tak długo, że zająłem sobie czas do przyjścia pani Loyd.

Książka, którą mi przekazała miała na okładce parę piwnych oczu i kwiaty wanilii.

Od razu skojarzyło mi się to z jej córką.

Czyżby się nią inspirowała? Nie zdziwiłbym się, ponieważ Velvet była jedną z najbarwniejszych osób, jakie miałem okazję poznać.

Nie wyolbrzymiałem, to była prawda. 
Piękna prawda.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro