Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 21

VELVET



Czy to była po prostu akcja atencjonowania się, niczym dwunastolatka tnąca się żyletką i wstawiającą to na My Story na Messengerze?

Nie, to było coś o wiele gorszego.

Człapałam się do domu, myśląc o tym, jak bardzo wszystkich zawiodłam i zdenerwowałam swoim głupim zachowaniem.

Kilka dni temu Harry dostał od mnie za to w pysk, a teraz sama zrobiłam coś o wiele gorszego.

Ale ja po prostu nie mogłam.

Byłam jak wulkan. Kumulowałam w sobie długi czas emocje i po prostu pewnego dnia wybuchałam, nie mogąc niczego poskładać w całość. Nie mogąc znaleźć części, która sprawiłaby, że świat zacząłby nagle przybierać różowe barwy.

Wiedziałam, że dostanę taki opieprz i wiedziałam, że moja reakcja była przesadzona, ale chciałam coś udowodnić mojej rodzinie.

Udowodnić to, że wcale nie żartowałam, kiedy mówiłam, że pragnę odejść z tego świata i znaleźć się najdalej od nich, ale...

Nie dałabym rady zostawić osób, które kochałam, które kochały mnie.

Byłam jak porcelanowa lalka, którą kiedyś rozbito i sklejono.

Wystarczy mnie mocniej dotknąć, a znów się rozpadnę i znowu będę się składać.

Kiedy miałam już w zasięgu wzroku moją klatkę schodową, zauważyłam dosyć sporą grupę ludzi, z moim bratem na czele. Ja przystanęłam w miejscu, oni zrobili to samo i nagle Sebastian zaczął biec w moją stronę, aby po chwili zamknąć mnie w niedźwiedzim uścisku.

— Tak bardzo się bałem. — szepnął mi we włosy. — Boże, Velvet. — czułam, że płacze.

— Nie rozklejaj się tak, masz widownię. — zażartowałam, a następnie przede mną znikąd wyrosły dziewczyny.

— Jeszcze raz tak zrobisz, a przysięgam, że tymi rękami — gestykulowała Lydia — cię zabiję. — warknęła.

— Wiesz jak nas wystraszyłaś? — jęknęła Izzy, aby potem mnie przytulić, dziewczyny zrobiły to samo.

Zdziwił mnie fakt, że następny w kolejce był Michael.

Szczęka mi opadła na jego widok.

— Velvet... — pokręcił głową i także mnie przytulił. Zerknęłam za nim, stał tam Newt.

Uśmiechał się słabo, obok niego był jakiś blond chłopak z podrapaną twarzą.

I choć tak bardzo chciałam się na niego rzucić, nie mogłam się ruszyć z miejsca.

Dopiero potem zauważyłam Harry'ego, który wyglądał jak zbity pies.

— Jeżeli to była zemsta, to ci się udało. — powiedział cicho i przygarnął mnie do siebie.

— Nie, to nie była zemsta. To był pokaz dla moich rodziców, przepraszam, że zrobiłam wam tyle kłopotów.

— On też cię szukał. — szepnął nagle chłopak, a moje serce stanęło w miejscu.

Chciałam zapytać „naprawdę?" ale jakoś głos uwiązł mi w gardle.

Przełknęłam ślinę, stresując się trochę tym spotkaniem, bo było to mnóstwo osób, ale finalnie do niego podeszłam.

— Dałbym sobie głowę uciąć, że żartowałaś, kiedy mówiłaś, że chyba też musisz uciec, żebym częściej wychodził. — stwierdził. — Teraz bym jej nie miał. — wzruszył ramionami.

— Nawet o tym nie myślałam. — wyznałam szczerze. — Newt, przepraszam, że cię do tego zmusiłam. — złapałam jego dłonie odruchowo.

— Vel. — spojrzał na nasze splecione palce. — Nie zmusiłaś mnie do tego. — spojrzał mi w oczy. — Gdybym chciał, zostałbym w domu.
Ale tak się nie stało, bo chciałem cię odnaleźć, chciałem widzieć cię całą i zdrową, chciałem mieć pewność, że usłyszę twój głos, bałem się, że nigdy więcej cię nie zobaczę, a nawet nie dostałem całej czekolady. — uśmiechnął się i położył dłoń na moim policzku. — I z każdą minutą, kiedy dostawałem informacje, że nigdzie cię nie ma, a zostawiasz tak niepokojące wiadomości, umierałem, a teraz tutaj jesteś i... nie chcę, żebyś kiedykolwiek chciała to zrobić naprawdę. Nie możesz mi tego obiecać, ale... Błagam cię, Velvet, nigdy więcej nie próbuj się zabijać, bo wtedy zabijasz mnie. — kończąc swoją mowę, przyciągnął mnie do siebie i wtulił, a ja byłam oszołomiona tymi słowami.

Były zbyt piękne, żeby mogły być prawdziwe. Były zbyt piękne, żeby mogły być kierowane do mnie.

A jednak były.

— Ooo... — usłyszałam za plecami.

Zaśmiałam się pod nosem zalana łzami, ale łzami szczęścia.

— Newt?

— Tak? — odsunął się ode mnie.

— Przepraszam jeszcze raz, że cię tak wystraszyłam i dziękuję, że im pomogłeś. — skinęłam na resztę moich przyjaciół i tego chłopaka z podartą twarzą.

— Chodźmy wszyscy na kakao. — stwierdził mój brat i pogonił nas ręką, przez co większość parsknęła śmiechem.

Na wejściu powitała mnie mama, której widok mimo urazy, cieszył mnie bardzo. Niekoniecznie zadowolona byłam z obecności taty, ale rozumiałam go. Przecież byłam jego córką.

Rodziców nie zdenerwował nawet fakt, że nagle do domu wparowało dziewięć osób.

Sytuacja ogarnęła się pod godzinie i była naprawdę późna pora, ale nikt się tym szczególnie nie przejął, ponieważ jutro miał być w szkole dzień wolny.

Tylko Sebastian poszedł spać, w końcu praca nie była litościwa.

Skłamałabym, gdybym powiedziała, że obecność Michaela i jak się dowiedziałam, Christophera, nie wywoływała u mnie uczucia dyskomfortu.

Jednego nie znałam w ogóle, drugi został, z niewyjaśnionych powodów.

Chociaż przyznam, że kiedy Newt i Michael siedzieli obok siebie i gawędzili, było to straszne.

Straszne, bo wbrew swojej woli, zaczęłam coś czuć do Lewisa.

Czułam coś do obu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro