Rozdział 20
LYDIA
„Jeżeli jeszcze nikt nie zerwał tej kartki, to znak, że ludzie mają wszystko w dupie, albo po prostu nikt jej nie zauważył.
Niestety nie mam pojęcia, kto tutaj będzie szukał, ale stawiam, że będzie to Lydia i Patricia.
Jak już wiecie, nic mi nie jest, o czym pierwsza dowiedziała się Izzy.
Tak, byłam tutaj i nawet pusto gapiłam się wodę, zastanawiając się, jak by to było, gdyby moje płuca zalała woda, a ja nie mogłabym wziąć oddechu i mimo, że chciałabym się wynurzyć, nie zrobiłabym tego.
Życzcie mi powodzenia w wychodzeniu z dna,
Wasza pokręcona rolka papieru."
— To nie brzmi tak, jakby nie zrobiła czegoś głupiego. — powiedziałam do Harry'ego, nie kryjąc swojego przerażenia.
Zaczęłam się poważnie martwić, bo rzeczy, które czasami mówiła Velvet były straszne, dwuznaczne i nie wiadomo, czy powinno się je brać na poważnie.
Słowa, który widniały na kartce sprawiły, że po moim ciele przeszły ciarki, a moje dłonie dygotały. Podeszłam do barierek, co zajęło mi dłuższą chwilę i zaczęłam szukać wzrokiem jakiejś dziewczyny, ale dzięki Bogu, nikogo nie zauważyłam, chociaż nie byłam pewna, czy powinno mnie to cieszyć.
— Co jeżeli ona się utopiła? — szepnęłam, patrząc tępo na blondyna. Przeczesał włosy i westchnął długo, a następnie zacisnął powieki i wyjął telefon.
— Jesteśmy na Tower Bridge, znaleźliśmy bardzo niepokojącą wiadomość. Czekamy. — schował komórkę do kieszeni.
— Dzwoniłeś do Newta? — zapytałam, pisząc jednocześnie do dziewczyn.
— Tak, jest niedaleko, zaraz tutaj będą. — włożył ręce do kieszeni.
Czas oczekiwania wypełniony był ciszą i wtedy Harry nie miał mi tego za złe.
— Pokażcie to. — zawołał Newt, rozgorączkowany podchodząc do nas z Michaelem. Przewertował wzrokiem list i wymienił spojrzenie pełne strachu z bratem. — Kurwa mać, Velvet! — wydarł się w niebo, a ludzie, którzy przechodzili obok, patrzyli na niego dziwnie.
Wtedy też zobaczyłam biegnącą Izzy z Sebastianem. Oni także po przeczytaniu stracili jakiekolwiek nadzieje.
— Musimy powiadomić policję, ona może gdzieś tam pływać i... — powiedział załamany Sebastian.
Patricia i Christopher przyszli w spokojnym tempie i wyglądali tak, jakby wszystko było okay, chociaż patrząc na chłopaka, chyba nie było.
— A jemu co się stało w twarz? — pytanie padło z ust Isabelle.
— Nic takiego. — machnął lekceważąco ręką. — Mała przygoda z krzaczkami.
— Nie wnikam. — uniosła dłonie w geście kapitulacji. — Co robimy w takim razie? To poważna sprawa, nie możemy rozwiązywać jej na własną rękę.
— No raczej, że nie. Niby jak mielibyśmy przeszukiwać tę wodę. — Newt wskazał na rzekę z wypisanym zirytowaniem na twarzy.
— Mama do mnie dzwoni. — zawiadomił Sebastian i momentalnie wszyscy znaleźli się wokół niego. — Jesteś na głośnomówiącym.
— Wracajcie dzieci, jest późno. Policja się tym zajmie...
— Mamo...
— Bez dyskusji. — i się rozłączyła.
— Nie będę w stanie spokojnie zasnąć. — oświadczył Harry, na co zawtórowało mu kilka osób.
— Idziemy do mnie i spróbujemy coś wymyślić, a tymczasem zawiadomcie innych, że akcja dobiegła końca. — rozporządził Sebastian i tak też zrobiliśmy. Ruszyliśmy za nim.
______________________________________
Wstawiam dwa na raz, ponieważ są mega krótkie ;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro