Rozdział 2
NEWT
Mamy XXI wiek, a wśród nas panuje smutna i wszystkim znana prawda. Ludzie bardziej wstydzą się miłości i samych uczuć, niżeli kradzieży.
Przeciętna, szara osoba nie będzie tym sobie zawracała głowy, ale przeciętna, szara osoba, która straciła ojca, a dziewczyna rzuciła ją dla kogoś, kto miał dostęp do narkotyków (kradzionych) już tak.
Mogłoby się wydawać, że skoro została mi kochająca matka i brat, wszystko będzie dobrze, ale wcale się tak nie stało.
Mój umysł postanowił się połamać i nie regenerować na długi czas. Przy człowieczeństwie trzymał mnie Harry, moja gitara i śpiew, który albo denerwował naszą nową sąsiadkę, albo usypiała do niego. W każdym razie, miałem to w dupie.
Kiedy pewnego ranka poszedłem zrobić sobie kawy (o zgrozo, to nie herbata!) mój brat siedział na kuchennym blacie cały w skowronkach z podejrzanym uśmieszkiem.
— Padło ci na mózg, czy czegoś się naćpałeś? — zapytałem z lekką irytacją.
— Moje grono znajomych się poszerzyło. Cieszy mnie ten fakt, bo ta osoba nie należy do tuzinkowych i ma słodki tatuaż kolibra, choć nie wiem, w jaki sposób łączy się on z jej osobą.
— Jej? — powtórzyłem zaskoczony. I wtedy właśnie się dowiedziałem, że za ścianą będzie mieszkać stuknięta pisarką ze swoją córką.
Wspaniale!
— Mamy nową sąsiadkę, jakby cię to interesowało. Ma na imię Velvet...
— Kto nazywa swoje dzieci jak papier toaletowy? — prychnąłem.
— Niektórzy mają imiona po słynnych osobach, inni po papierze. Możesz mi nie przerywać? — spojrzał na mnie z pod byka. Wzruszyłem tylko ramionami i pozwoliłem mu kontynuować tę bardzo interesującą opowieść.
— Przeniosła się ze Stanów, ale nie ma typowo amerykańskiego akcentu, dzięki Bogu. — wzniósł oczy ku niebu. — Jestem z nią w klasie, a fakt, że mieszka obok, cieszy mnie niezmiernie. — uśmiechnął się szeroko.
— Mhm, fascynujące. — również się uśmiechnąłem.
— O czym gawędzicie? — zapytała nas mama, mając zapewne na celu zwrócenie mojej uwagi, bo nie robiłem tego nigdy, odkąd zmarł tata.
— O dziewczynie Harry'ego. — odpowiedziałem bez chwili namysłu.
— To nie jest moja dziewczyna, idioto. — potrząsnął głową, rozwalając przy tym swoje blond włosy. — Pani Loyd ma córkę! — zawołał z entuzjazmem.
— Naprawdę? Dobrze, że mówisz, bo nie wiedziałam. — powiedziała mama, kradnąc Harry'emu tosta z dżemem.
— Jesteście oboje złośliwi, nie wiem, jakim cudem jeszcze z wami wytrzymuję. — wycedził przez zęby, powodując mój śmiech.
— Ona nie wytrzyma z tobą. Też jesteś złośliwy. — puściłem do niego perskie oko i upiłem łyk płynu, który niby miał mnie pobudzić do życia, ale jakoś nigdy mi się to nie zdarzyło.
— Obawiam się, że z nią nie wygram. — odparł w jakiś dziwny, smutny sposób.
— Cokolwiek, będę u siebie, jakby co.
— Oh, kolejna nowość na dziś! — zawołała za mną mama, ale ja już byłem w swoim pokoju, w którym czułem się najlepiej.
Wziąłem do rąk moją wierną przyjaciółkę i poszarpałem przez chwilę jej struny, ale ostatecznie znów zatopiłem się w miękkiej pościeli i pozwoliłem moim powiekom opaść.
Sen był jedną z trzech moich ulubionych rzeczy. Pierwszą była muzyka, a drugą kawa.
* * *
W tym mieszkaniu, nawet spać się nie dało. Obudziła mnie czyjaś rozmowa i byłem pewien, że to Harry, ale drugiego głosu za nic nie mogłem rozpoznać. Wstałem ociężale i przeciągnąłem się, aby następnie sprawdzić, kto zakłóca spokój mojej egzystencji. Stanąłem w progu drzwi pokoju mojego brata i widok mnie zaskoczył. Drobna, blada, ciemnobrązowe włosy i miodowe oczy ukryte pod kurtyną długich, gęstych rzęs, ale nie do końca wiedziałem, czy na pewno tak wygląda, bo światło było sztuczne.
— Nie zdziw się...
— To jest ta twoja dziewczyna? — zapytałem z nonszalancją, tym samym przerywając Harry'emu. Dziewczyna spojrzała na mnie z pewnym błyskiem w oku, Harry mówił coś o literowaniu, a Vivien, Violet, czy jak ona tam miała, skomplementowała mój śpiew i grę. Wróciłem do swojego pokoju, ale nie mogłem spać, kiedy słyszałem tę dwójkę za ścianą.
To była po prostu zazdrość. Zazdrość o relację, której ja nie miałem. Którą utraciłem.
Odciąłem się od wszystkich, a na dwór wychodziłem dwa razy w miesiącu nocą, żeby nikt mnie nie widział i nie pytał. Moim miejscem docelowym był cmentarz, ale rzadko udawało mi się przekroczyć pole naszej klatki schodowej.
Wtedy, kiedy słyszałem jej śmiech, który był mi obcy, zapragnąłem odzyskać Meave, ale to nie miało żadnych szans i przyszłości.
Sympatyczny chłopaczek z gitarą przegrał z zielonowłosym ćpunem, a ja nie mogłem się z tym pogodzić.
Była jedna osoba, która mogła postawić mnie na nogi, ale los postanowił mi ją odebrać.
Harry i mama przywykli, nauczyli się bez niego żyć, ja nie.
Mnie nadal bolało. I nie było ramienia, które ukoiłoby mój ból. Nie było drobnych dłoni na moich policzkach i szeptów, że wszystko się ułoży. Tego od niej oczekiwałem, a ona mnie zostawiła.
Pod wpływem emocji uderzyłem pięścią w ramkę z naszym wspólnym zdjęciem, wywołując przy tym niemały hałas, który ściągnął do mnie brata.
— Stary, wszystko gra? — zerkał to na mnie, to na rozbite szkło.
— Jak można coś kochać i nienawidzić w tym samym czasie? Powiedz mi, bo nie rozumiem, a zaraz zwariuję! — przeczesałem włosy, oczekując od niego sensownej odpowiedzi, chociaż wiedziałem, że takowa nie istnieje.
— Chcesz, żebym został?
— Nie, wracaj do dziewczyny. — machnąłem machinalnie dłonią, która była zakrwawiona.
— Velvet już dawno poszła. — zawiadomił i usiadł obok mnie.
— Tak? Straciłem poczucie czasu. — zaśmiałem się bez krzty wesołości.
— Nie mam pojęcia, co przeżywasz, ale nie uważasz, że powinieneś zostawić Meave w spokoju? Jest tyle dziewczyn na całym świecie, a ty jak pieprzony łabędź będziesz lgnął tylko do niej? Mam ci tutaj Emmę Watson sprowadzić, żebyś zapomniał o tamtej bezdusznicy? — wiercił we mnie dziurę wzrokiem.
— Emma Watson nie jest w moim typie. — jęknąłem. — Zdaję sobie sprawę, że jest wiele dziewczyn, ale jakbyś nie zauważył, nie wychodzę z domu, a zresztą, one wszystkie mają wyrobioną o mnie opinię, nawet laski z twojej szkoły. Gdyby tata żył...
— Ale nie żyje, od roku! — gestykulował dłonią. — Kiedy to do ciebie dotrze? Nie możesz żyć w związku z przeszłością, świat się zmienił. Mógłbyś chociaż spróbować się na niego otworzyć. — ukrył twarz w dłoniach. — A tak w ogóle miło, że się pokazałeś. W innym przypadku Velevt nadal myślałaby, że mam schizofrenię i cię wymyśliłem, a na gitarze wieczorami gram ja. — parsknąłem śmiechem, kiedy to usłyszałem.
— Gdybyś to ty śpiewał, wszyscy chodziliby w zatyczkach do uszu. Wybacz bracie, ale talentu muzycznego to ty nie masz. — poklepałem go po ramieniu.
Czasami było tak, że gdyby nie Harry, skoczyłbym z okna, bo byłem do tego zdolny.
Zdawałem też sobie sprawę z tego, że potrzebuję pomocy, ale jej nie chcę. Wychodziłem na hipokrytę, bo przecież pragnąłem wrócić do normalności.
— Newt, obiecaj mi, że nie będziesz próbował do niej dzwonić. — poprosił mnie chłopak, z nadzieją w oczach. Skinąłem głową twierdzącą, za plecami krzyżując dwa palce.
Kiedy mój brat tylko opuścił to pomieszczenie, rzuciłem się łapami na telefon i wyszukałem numer Meave. W kontaktach miałem ustawione jej zdjęcie z Hyde Parku, kiedy mówiła mi, że nigdy nie była szczęśliwsza.
Nacisnąłem zieloną słuchawkę, ale znów było to samo.
— Cześć, tu Newt... Znowu nie odbierasz. Chciałem ci tylko powiedzieć, że tęsknie za twoim głosem i za całą tobą. Nie... nie radzę sobie, Meave... — odłożyłem telefon i wypuściłem powietrze z płuc, które nieświadomie tam trzymałem.
— Better than he can... — zanuciłem pod nosem i opadłem twarzą w poduszki warcząc z irytacji. — BOŻE! — wydarłem się w ścianę, bez większego celu. Po prostu miałem na to ochotę, a to, że ludzie mogli postrzegać mnie za dziwaka, miałem gdzieś.
Ja wszystko miałem gdzieś.
— NIE WYMAWIAJ IMIENIA PANA BOGA NA DAREMNO! — usłyszałem zza okna.
Pani Durcy jak zwykle uwielbiała podsłuchiwać, co się dzieje u jej sąsiadów.
Wywróciłem oczami i poszedłem do okna, aby z hukiem je zamknąć.
Musiałem się wyżyć, a była dwudziesta druga, więc...
Więc wziąłem gitarę i zacząłem grać jakiś randomowy kawałek z repertuaru Panic! At the disco. Chociaż, wcale taki randomowy nie był.
Przez pewien moment chciałem przerzucić się na gitarę elektryczną, ale to by była już lekka przesada.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro