Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13

VELVET

Byłam tak skołowana stanem rzeczy, że nie miałam nawet ochoty na moją miłość, którą była herbata. Musiałam się ogarnąć i pójść do szkoły, a jakoś średnio chciało mi się w ten dzień na siłę uśmiechać.

O moim zmartwieniu wiedział tylko Newt, nie powiedziałam nawet dziewczynom. Czułam się trochę goło, jakkolwiek dziwnie to brzmi. Widział mnie w płaczu, domyślił się, do kogo wzdycham i potrafił sprawić, że czerwieniłam się jak burak, a tego szczerze nie lubiłam.

— Velvet, śniadanie! — mama pomachała mi przy wyjściu kanapkami przed nosem. Westchnęłam zmęczona trochę i wzięłam posiłek po czym udałam się na przystanek w samotności.

Pech chciał, że oprócz Harry'ego, w szkole nie miało być także Isabelle, co dodatkowo mnie dołowało, ale przecież nie wyciągnę wymiotującej osoby z domu, nie byłam aż taką egoistką.

— Dzień dobry, Velvet. — powiedziała do mnie Stone, kiedy już przekroczyłam próg szkoły. — Mogę cię prosić, przeleć się do sali 32 i znajdź mi mapę fizyczną Europy. Pogoń przy okazji Miachela, bo miał mi przynieść kamienie szlachetne. — uśmiechnęła się do mnie szeroko, aczkolwiek sztucznie. Skinęłam tylko głową i z równie sztucznym uśmiechem poszłam na górę. Z sali słyszałam tylko jakieś ciche przekleństwa, których autorem był zapewne Campbell.

— Cześć. — przywitałam się nieprzyjemnie, a on podskoczył jakby w miejscu i odwrócił się w moją stronę.

— Cześć. — Boże, to brzmiało tak dyplomatycznie i zdecydowanie nie tak, jakbym sobie tego życzyła.

— Masz się sprężać z tymi kamieniami, Stone czeka. — odparłam, ale chyba nic sobie z tego nie zrobił, bo jego ruchy stały się jeszcze wolniejsze.

Podeszłam do map i zaczęłam w nich wertować. Oboje pracowaliśmy w ciszy i ciszę tę zakłócił dźwięk zamykania drzwi na klucz. Wymieniłam spojrzenie z Michaelem trochę przerażona, po czym od razu poszłam sprawdzić, czy ktoś zamknął nam drzwi.

— Zamknięte. — oznajmiłam, szarpiąc za klamkę.

— Chyba sobie jaja robisz. — chłopak dołączył do mnie i zaczął okładać drewniane drzwi pięściami, krzycząc.

— Nikogo tu nie ma, czy co?! — zapytał rozgorączkowany. — Kurwa! — uderzył głową o drzwi. Zrobiłam duże oczy.

— Zostawiłam rzeczy na dole, nie masz telefonu? — łudziłam się.

— Nie, ja też nie wziąłem ze sobą nic. — stęknął z bólu, dotykając się w czoło, gdzie się przeciął.

— Musimy poczekać, aż ktoś nas znajdzie. Przecież ktoś na pewno będzie miał tu lekcje. — mówiąc to, przemieściłam się do biurka, w którym zwykle znajdowały się plastry. — Małpki, jak uroczo. — skomentowałam pod nosem i wróciłam do blondyna. — Pokaż to.

— Nie chcę żadnych plastrów. Weź to ode mnie. — odepchnął moje ręce, wywołując u mnie irytację.

— Masz rację, lepiej do odkazić. — wywróciłam oczami i wróciłam po wodę utlenioną. Data ważności kończyła się za dwa dni, dzięki Bogu. — Usiądź, żeby ci do oczu nie poleciało. — rozkazałam. Coś tam wymamrotał i z grymasem wykonał moje polecenie. Ujęłam jego głowę i przechyliłam w tył, a następnie wylałam trochę wody utlenionej, przez co się wzdrygnął.

— Ałć! Boli! — skrzywił się.

— Nie, będzie łaskotać. — warknęłam. — Trzeba było nie walić łbem w drewno, jak idiota. — skarciłam go, przykładając do rany rękaw mojej szarej bluzy.

— Przepraszam, że próbowałem nas jakoś wyciągnąć. — prychnął.

— Cóż za wspaniałomyślny czyn. — skwitowałam i nakleiłam plaster w małpki na jego czoło.

— Dziękuję. — złagodził ton i oparł się o ścianę, wznosząc ciemne oczy ku sufitowi.

— Do usług. — strzepałam ze spodni niewidzialny pyłek i usiadłam obok, zachowując bezpieczną odległość. Słyszałam tykanie starego zegara, co mnie niesamowicie denerwowało. Zastanawiał mnie też fakt, że Stone nie przyszła sprawdzić, dlaczego tak długo siedzimy w tej klasie.

Spojrzałam na okno i już chciałam podejść i zwołać o pomoc, ale zapomniałam, że okna w tej szkole nie mają klamek. Mimo to, liczyłam na to, że ktoś zauważy mnie, kiedy będę machać rękami jak opętana, szkoda tylko, że nikogo tam nie było.

— Nudzi mi się, mów coś. — usłyszałam Michaela.

— Raczej nie mamy wspólnych tematów. — zbyłam go, a wtedy powiedział coś, co kompletnie mnie zamurowało.

— Dostałem od taty w twarz tak mocno, że siostra musiała mi to retuszować fluidem. — odwróciłam się powoli na pięcie i rzuciłam mu zaniepokojone spojrzenie.

— Wiesz dlaczego? — nadal patrzył w sufit. — Bo nie dostałem takiej oceny, jakiej oczekiwał. — przeniósł wzrok na mnie. — Nie wiem, dlaczego ci to mówię, ale wydaje mi się, że nie będziesz mnie oceniała. — spuściła głowę w dół. Wróciłam na swoje wcześniejsze miejsce.

— Dowiedziałam się wczoraj, że mój tata jest tylko moim ojcem. Mam pięciu braci. — wyrzuciłam z siebie. — Chce mnie zabrać tak, skąd tutaj przybyłam, a ja tak strasznie nie chcę. Jest alkoholikiem, moja mama kiedyś też była, ostatnio znowu do tego wraca, a jej tak odwala, że nie wytrzymuje i uciekam z domu. — przeczesałam włosy dłonią. — Nie przespałam całej nocy przez to.

— Widziałem na snapie. — odpowiedział cicho. — Współczuję ci, nie wyglądasz na osobę, która ma takie gówno w domu.

— Ty też nie. — uśmiechnęłam się do niego, co odwzajemnił.

— Trzeba sobie jakoś radzić, nie? — wstał i podszedł do drzwi. — To chyba dowód, że jesteśmy silni, Vel.

— Nie wiem. — wtedy nagle mnie oświeciło. Wzięłam kartkę i długopis i napisałam informację, że jesteśmy zamknięci, po czym wsunęłam ją pod drzwi i popchnęłam na korytarz z nadzieją, że ktoś to zobaczy.

— Pozostaje nam się tylko modlić. — zażartowałam i znów podeszłam do okna.

— Cóż, twoja modlitwa musi być bardzo silna, bo została wysłuchana w ekspresowym tempie. — powiedział, kiedy dosłownie po kilku sekundach byliśmy wolni.

— Co wy tutaj robicie? — zdziwiła się dyżurka.

— Przyszliśmy po mapę i kamienie szlachetne, ale nas ktoś zamknął. — sprostowałam sytuację i poszłam po potrzebne rzeczy. Michael wziął ode mnie kamienie i wyszliśmy z klasy.

— Dziękujemy i do widzenia. — posłałam jej promienny uśmiech i skierowałam się na dół po swoje rzeczy, zresztą chłopak miał jej położne niedaleko mnie. Zanieśliśmy rzeczy do sekretariatu i pobiegliśmy na lekcje.

Matematyka.

— Gdzie wy byliście?! — wydarła się na nas od razu Dwell.

— Przepraszamy za spóźnienie, zamknięto nas w sali geograficznej. — coś czułam, że będę musiała się tłumaczyć do końca dnia.

— Kto was zamknął? — brzmiała tak, jakby nam nie wierzyła. W tym czasie usiadłam do swojej ławki, czując na sobie ciekawski wzrok innych.

— Pewnie jakaś dyżurka. — Michael wzruszył ramionami.

— Co wy tam robiliście? — przysięgam, że jej wścibska natura była czasem nie do zniesienia.

— Byliśmy po mapę i kamieniem szlachetne, koniec wywiadu? — zapytałam ironicznie.

— Taaa, ja już wiem, co wy tam wyczynialiście. — odezwał się William Asthon, zawadiacko się uśmiechając. Wywróciłam oczami na ten żałosny komentarz i odwróciłam się do niego.

— Coś, czego nigdy z żadną dziewczyną nie zrobisz. — włożyłam w to dużą dawkę jadu i zwróciłam się ku tablicy w akompaniamencie śmiechów. Zerknęłam też ukradkiem na Michaela, który uśmiechając się półgębkiem, puścił mi perskie oko.

— Ładny plaster, Campbell. — stwierdził Davide, po czym dostała w łeb.

* * *

— Mam wam tyle do odpowiedzenia. — powiedziała Izzy, kiedy szłyśmy z Lydią i Patricią na ławkę w Hyde Parku.

— Nie wyobrażasz sobie, jak ja mam wiele. — mruknęłam pod nosem, ale nikt mnie nie usłyszał.

Pogoda trochę się uspokoiła i nie wiało tak bardzo, dzięki czemu nie musiałam związywać włosów.

— Jezu! — pisnęła podniecona Isabelle.

— Już lepiej się czujesz? — zapytała trochę pretensjonalnie Pat, mierząc dziewczynę wzrokiem. Z kolei ta spojrzała na nią z pod byka.

— No mów żesz! — przypomniałam wszystkim o celu spotkania.

— No więc tak. — zaczęła, uśmiechając się znacząco. — Napisał do mnie Simon, ogólnie to był tak słodki i kochany... Nie patrz tak na mnie! — krzyknęła do Patricii, która nie pałała do niego żadną sympatią. W zasadzie ja także nie lubiłam szczurów, ale od czasu do czasu dało się z nim porozmawiać na poziomie.

Patricia uniosła dłonie w geście kapitulacji.

— I zapytał dzisiaj, czy możemy się spotkać. Teraz nie wiem, czy powinnam się zgodzić, bo jednak trochę odrzuca mnie myśl, że on kręci z innymi i wciąż myśli o tej głupiej... Tej dziewczynie. — zmieniła szybko tekst, kiedy napotkała twarz Pat.

— I tak nic nie stracisz, idź. — powiedziała Lydia, a ja się z nią zgodziłam.

— Dobra, ale ja będzie sztywno, napiszę do której SMS—a, żeby do mnie zadzwoniła. — wskazała na nas palcem. — A co u was? Działo się coś ciekawego w szkole?

— Ja nie wiem, cały dzień przygotowywałam salę gimnastyczną na jakąś imprezę dla rodziców i nauczycieli. — uwolniła się Patricia.

— Nuda, jak zwykle. Dorothy znowu zemdlała, bo na przyrodniczych pani odeszła od tematu i wspomniała o okresie, a ten twój Simon znowu się kłócił z babką z angielskiego. Dzień jak codzień. — wzruszyła ramionami blondynka. — Za to doszły mnie słuchy, że Velvet miała jakąś przygodę? — Lydia uniosła brwi i założyła ręce na krzyż, uśmiechając się do mnie przebiegle.

— Noo... — pokiwałam głową. — Zostałam zamknięta w klasie z Michaelem.

— Co?! — wydarły się wszystkie. — Opowiadaj. — skończyła Izzy.

Przedstawiając im tę jakże fascynującą opowieść, pominęłam takie fakty, jak to, że chłopak ma przerąbane z ojcem, bo nie upoważniał mnie do dzielenia się tym z innymi. Dziewczyny oczywiście cieszyły się bardziej, niż ja, ale kiedy spoważniałam, przestały.

— Coś jeszcze. — westchnęłam smutno. — Mój tata chce, żebym z nim zamieszkała w poprzednim domu.

— Jak to? Chyba się nie zgodzisz? — zaniepokoiła się Isabelle.

— Sęk w tym, że nie mam na to kompletnie wpływu. — spojrzałam na nią. — Wczoraj, kiedy dowiedziałam się, że moja mama wcześniej zdradzała mojego tatę, i... moi bracia są z innej osoby, byłam tak załamana... Potrzebowałam kogoś na już, poszłam do Harry'ego, ale on wraca dopiero w środę. — ukryłam twarz w dłoniach. — Gdyby nie Newt, pewnie stałabym na wycieraczce którejś z was. — zaśmiałam się pod nosem.

— Wiesz co, nie wiem, czy jestem bardziej w drużynie Newta, czy Michaela. — stwierdziła Izzy, drapiąc się w brodę.

— Ale mieliście gumki? — zapytała Lydia.

— Lydia!

_______________________

Jak tam majówka, moi kochani?
Mam nadzieję, że mimo tej PIĘKNEJ pogody, spędzacie ją miło  c;

PS: Wracam do regularności, rozdziały co Sobotę!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro