Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XIV

Zdawało jej się, że nie minęła chwila, a już upadła na zimną posadzkę. Nierówno wyłożone kamienie wbijały się w jej ciało. Pod palcami czuła wilgotną ziemię. Podniosła się i różdżką przywołała światło, w chwili gdy ze zjeżdżalni wypadli Malvin i Arsen. Powstała z dwójki czarodziejów plątanina rąk i nóg jęknęła. Robyn nie była pewna, czy z bólu, absolutnego naruszenia przestrzeni osobistej czy oślepienia przez białe promienie wypływające z końca różdżki. Nie było to zresztą istotne. Znacznie bardziej zajmowała ją przestrzeń, w której się znaleźli.

Tunel był stosunkowo niski, między łukowatym stropem a czubkiem głowy Robyn były zaledwie trzy cale różnicy. Blisko położone siebie ściany z kamienia nadawały miejscu upiornie klaustrofobiczny charakter. Jedyna droga niknęła w mroku. Czarownica ruchem różdżki zmusiła światło do odłączenia się od różdżki i wysłała je ku końcowi. Tego jednak nie było – w pewnym momencie kula światła skręciła w prawo i zniknęła.

– Tunel prowadzi nieco w dół i drastycznie skręca na prawo za jakieś kilkanaście metrów – poinformowała przyjaciół Robyn.

– Super, bardzo mnie to cieszy. A wiesz może gdzie my, u diabła, jesteśmy? – burknął Malvin. On i Arsen zdążyli się wyplątać ze swoich objęć oraz przywołać po własnej odrobinie światła.

– Za pomnikiem wiedźmy, oczywiście.

Malvin przewrócił oczami i wbił pełen nadziei wzrok w Arsena niby w żywą latarnię zdrowego rozsądku i intelektu. 

– Nie mam pojęcia – przyznał, całkowicie ignorując przyjaciółkę. Palcami przejechał po kamieniu. Na ten gest kilka drobinek kurzu wzniosło się w powietrze i rozpoczęło taniec w świetle różdżek. – To musi być jedno z ukrytych przejść, ale dokąd ono prowadzi...? 

– Mógłbyś przestać gapić się na niego jak Trelawney w filiżankę. Moja odpowiedź niosła ze sobą taką samą dawkę oczywistości jak jego – prychnęła Robyn i pacnęła przyjaciela w rękę.

Jej drobna irytacja zniknęła bez śladu, kiedy tylko ponownie spojrzała na niknący w mroku tunel. Wówczas oczy Gryfonki błysnęły podekscytowaniem. W zimnym świetle zaklęcia zdawały się mienić wszystkimi kolorami tęczy. Albo to rzeczywiście metamorfomagia ponownie wyrwała się spod kontroli czarodziejki, zdradzając targającą nią ciekawość. Mięśnie się napięły, gotowe do wyruszenia natychmiast w drogę. 

– Musimy to sprawdzić. Musimy zobaczyć dokąd prowadzi.

– Nie ma mowy – zaprotestował Arsen. – Jest grubo po ciszy nocnej, a Filch tylko czeka, żeby nas wywęszyć. To niebezpieczne.

– Mówisz jakby kiedykolwiek ci to przeszkadzało.

Kąciki jego ust drgnęły w hamowanym uśmiechu.

– Fakt.

Robyn wyprostowała się dumnie i odwróciła gotowa do zmierzenia się z tajemnicami tunelu w garbie jednookiej wiedźmy. Na jej nieszczęście, Arsen nie skończył być Arsenem.

– Nie zmienia to tego, że powinniśmy wrócić. Nie wiemy, dokąd prowadzi tunel. Jeżeli w środku nocy trafimy do sypialni Snape'a byłoby krucho.

– W czym byłoby to lepsze od wejścia tam w środku dnia lub wieczorem? – wtrącił Malvin.

– Moglibyśmy zobaczyć go w piżamie. Albo bez – odparła Robyn z zawadiackim uśmiechem. Malvin wytrzeszczył oczy w udawanym przerażeniu. Arsen z kolei tylko pokręcił głową z niedowierzaniem. – Ale Arsen ma rację.

– Ma rację? Rosenbluth, dobrze się czujesz?

– Zdecydowanie. Jak wrócimy tu jutro, będę mogła wziąć ze sobą szampon i podrzucić go w jego łazience. Bezcenne. Teraz to tunel musi prowadzić do jego lochów. Nie zgadzam się na inne rozwiązanie.

– Tak ci się spieszy do sypialni Snape'a? Swój do swego ciągnie, co? – Malvin szturchnął Gryfonkę łokciem. – Mimo wszystko myślałem, że masz lepszy gust.

– Bardziej wysublimowany – dodał Arsen.

Robyn spojrzała na nich spod wpółprzymkniętych powiek. Szybko zdała sobie sprawę z porażki swojej groźnej miny, co zmusiło ją do zmiany taktyki; złapała się za serce i westchnęła teatralnie.

– W otoczeniu takich imbecyli, nawet Snape jawi się jako mężczyzna marzeń. Cóż począć? Taki już los straconej księżniczki. Gdzież mój rycerz? Czemuż tu tylko ogry i nietoperze? Och, marności żywota mego!

– Czeka na ciebie w sypialni u końca korytarza – odparł Malvin. – On albo Umbridge. Pamiętaj, korytarz może prowadzić wszędzie.

– I właśnie dlatego zobaczymy jutro. Na razie wracamy – wtrącił Arsen.

Robyn nie mogła powstrzymać się przed wymamrotaniem krótkiej wiązanki o niszczycielu dobrej zabawy, którym niezaprzeczalnie był Gryfon. Na brodę Merlina, czasem wprost nie mogła uwierzyć, że człowiek tak sztywny mógł być Gryfonem. Chociaż z drugiej strony... Istniał Percy Weasley, Kenneth Towler i Hermiona Granger. Mogło być gorzej. 

– Genialny plan, ale jak chcesz to zrobić? Przejście prawie przytrzasnęło mi rękę, jakbyś zapomniał – burknął Malvin. Robyn spojrzała na niego z rozbawieniem. A więc to tak piszczało, kiedy zjeżdżała!

– Dobre pytanie.

Ostatecznie nie było to tak trudne jak podejrzewali. Wystarczyło wykrzyknąć nazwę zaklęcia, które otwierało garb i wykonać odpowiedni ruch ręką. Jako że nie byli zmuszeni do działania pod presją czasu, zdołali ustalić ruch różdżką, konieczny do poprawnego użycia zaklęcia. Wszystko wskazywało, że kluczem był zamach znad głowy. Wówczas zjeżdżalnia zamieniała się w rząd nierównych i wąskich schodków, które prowadziły aż do wyjścia. 

Od środka garb wiedźmy przypominał zwrócony w stronę korytarza bąbel. Ściana zdradzała dawną gładkość, na widok której Robyn nie zdołała powstrzymać się przed wyciągnięciem ręki i pogładzeniem rzeźby. Ktoś musiał włożyć w wygładzanie tyłu posągu mnóstwo pracy, jednak ząb czasu skutecznie poszarpał kamienne mięso wiedźmy niczym złakniony krwi drapieżca.

– Nie wiedziałem, że masz fetysz garbów – parsknął Malvin.

– Och, zamknij się – sarknęła dziewczyna, niezadowolona, że swoim głupim tekstem zepsuł całą magię. Malvin był czasem niemożliwy. Nie to, że w analogicznej sytuacji zachowałaby się inaczej. Ale on mógłby być tak miły, aby nie psuć tej krótkiej chwili.

Nie interesowała ją sztuka, ale faktura wielu przedmiotów zawsze z jakiegoś powodu ją przyciągała. Lubiła czuć ją pod palcami, wyszukiwać nierówności lub zanurzać w falach gładkości. Dotyk był zaprawdę fascynującym zmysłem.

Ta chwila jednak uległa końcowi. Arsen uderzył końcem różdżki w posąg, a ten rozsunął się i ukazał dobrze znane korytarze Hogwartu. Filch i pani Norris zdążyli zniknąć w poszukiwaniu innych niesfornych uczniów. Byli sami.

– Na brodę Merlina – szepnęła Robyn. Cały czas gdzieś z tyłu głowy miała wrażenie, że kiedy wyjdą od razu wypadnie na nich Filch. Teraz poczuła ulgę, mocno podszytą ekscytacją zrodzoną z kolejnej udanej ucieczki przed woźnym. – Przy następnym wyjściu do Hogsmeade stawiamy Aldzie kremowe piwo i słodycze w Miodowym Królestwie. Zasługuje dziewczyna.

Nikt nie zaprotestował. Zdawać by się mogło, że nawet pomnik wiedźmy patrzy na nich z aprobatą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro