Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

bonus #2

Tove wiedziała, że tamten poranek zapowiadał się kiepsko. Zaraz po przebudzeniu dotarło do niej, co był za dzień. Wstała, ubrała się i poszła do sklepu po potrzebne rzeczy. Ale już wtedy złapał ją deszcz, jej ulubionych lodów nie było, a na dodatek stała pół godziny w kolejce za kilkoma starszymi paniami, które non stop o czymś rozmawiały.

Kiedy już wróciła do domu była dziewiąta, a ona była przemoknięta do suchej nitki. Rzuciła wszystkie siatki na stół i od razu poszła się przebrać. Ubrania przylegały jej do ciała, włosy kleiły się do twarzy, nawet jeśli były w większej części związane.

Kobieta westchnęła, zarzucając na siebie znacznie większą bluzkę i rozpuszczając swoje długie ciemne włosy, które sięgały już połowy ramion. Po tym oparła się o umywalkę i przymknęła oczy. Przez to wszystko nie czuła się najlepiej.

Prędko wyszła z łazienki - już ogarnięta - wypakowała wszystko, zrobiła śniadanie... Ale później znów dopadł ją niewytłumaczalny smutek i melancholia.

Loki wszedł na kuchni z uśmiechem, który natychmiast zniknął, gdy dostrzegł, że z Tove było coś nie tak. Ta tylko uniosła dłoń do góry, dając mu znak, żeby się nawet nie odzywał, więc od razu zamknął usta, chcąc już coś powiedzieć.

Zjedli śniadanie w ciszy. Tove milczała, a nawet nie spojrzała na niego. Potrzebowała choćby chwili spokoju od czegokolwiek.

Dlatego też, kiedy Loki wyszedł z domu pod pretekstem załatwienia czegoś, ona prędko napisała na kartce wiadomość dla niego i sama wyszła z domu. Nie padało już, a ona w spokoju szła przez znane już sobie ulice. Nikt nie pytał, nikt jej nie zaczepiał... Nikt nie zwracał na nią uwagi.

Przeszła na drugą stronę ulicy, nie przejmując się nadjeżdżającymi autami. Wtedy naprawdę nic jej nie obchodziło, nawet to, że ktoś mógł ją bez problemu potrącić. Ale jej pech tamtego dnia ujawnił się po raz kolejny i rzeczywiście jakieś auto o mało w nią nie wjechało.

- Co ty robisz?! Co dzisiaj z tobą?

Spojrzała w zielone oczy Lokiego, wiedząc, że to był już koniec. Jej ciemne tęczówki wypełniły się łzami, a ona sama natychmiast wyrwała się z uścisku i pobiegła przed siebie, ile sił w nogach, nie patrząc, gdzie się kieruje. Nie przejmowała się nawoływaniami, tym, że za nią biegł.

Musiała zniknąć. Tak po prostu zniknąć...

~*~

Jeszcze tego samego wieczoru, kiedy Tove wróciła do swojego mieszkania, kobieta leżała na swoim łóżku w swojej gadziej formie. Nie miała na nic siły, więc po prostu tam leżała, rozmyślając nad wszystkim. Nie usłyszała nawet, kiedy ktoś wszedł do mieszkania, a później do jej pokoju.

- Tove...

Materac ugiął się pod jego ciężarem i dopiero wtedy Tove uniosła głowę do góry. Chwilę później ułożyła się na kolanach Lokiego, a on nawet nie protestował. Widział, że było coś nie tak, że to nie była ta sama Tove, którą tak uwielbiał. Dotknął jej niewielkiej główki, a ją przeszedł przyjemny dreszcz na ten dotyk.

I już po chwili, zamiast czarnego węża, na jego kolanach znalazła się głowa Tove.

- Nie czuję się dzisiaj najlepiej, Loki. - wyszeptała, kiedy jego dłonie bawiły się jej, wyjątkowo rozpuszczonymi tamtego dnia, włosami. - Ten dzień dzisiaj to jakaś porażka.

- Opowiedz o tym.

Milczała przez dobre kilka minut, a Loki nie naciskał, wiedząc, że powie mu w swoim czasie. Znał ją tak dobrze i wiedział praktycznie wszystko - jak się zachowuje i w jakiej sytuacji, co lubi, a czego unika... I wiedział też, że coś męczyło ją od środka, nie dając normalnie funkcjonować.

- Dziękuję, że jesteś. I że znosisz... Mnie.

- Przecież dobrze wiesz, że możesz śmiało do mnie walić z czymkolwiek. Uwierz, oberwałem od Hulka. Bolało.

Tove po raz pierwszy tamtego dnia zaśmiała się cicho, co Loki uznał za swój sukces. Małymi krokami zmierzał do celu.

W pomieszczeniu znów zapanowała cisza, ale tym razem nie na długo. Ciemnowłosa westchnęła ciężko, zdając sobie sprawę, że lepiej byłoby mu się wtedy wygadać ze wszystkiego, niż trzymać to wszystko w sobie i dusić się tym wewnętrznie.

- To pierwszy rok bez rodziców, wiesz? - odezwała się Tove cicho, a Loki zaprzestał na chwilę swoich czynności i spojrzał na nią zdziwiony. Nie rozumiał, o co jej wtedy chodziło, ale podejrzewał, co chciała mu przekazać. - Pierwszy raz, kiedy urodziny spędzam sama, bez nich. Bo zawsze byli, zawsze mnie odwiedzali albo ja odwiedzałam ich. A teraz... - przerwała na chwilę, chcąc się nieco uspokoić. - Zostałam tutaj sama, Asgardu już nie ma od dawna, Sif też nie żyje, Thor nie wie, że oboje żyjemy. Nanna... W sumie, nigdy się z nią zbytnio nie kolegowałam, ale też zawsze pomogła, a teraz nawet nie wiem, gdzie jest. Hestia też, pewnie gdzieś jest z Bannerem.

- Nie wiedziałem, że...

- Bo nigdy o tym nie mówiłam. Wtedy, co nie było mnie dwa tygodnie, podróżowałam wszędzie, byleby o nich nie myśleć. - powiedziała, po czym podniosła się z jego kolan i usiadła obok, wpatrując się tępo w podłogę. - Zapomniałam. Na jakiś czas. A dzisiaj znów to do mnie wróciło, ze zdwojoną siłą.

Objął ją, tak po prostu, bo pierwszy raz nie wiedział, co powiedzieć. Sam przecież nie miał rodziców od lat, ale on miał tego świadomość od naprawdę dawna. A ona była z tym wszystkim sama, kilka miesięcy po dowiedzeniu się prawdy...

- Czemu mi nie powiedziałaś wcześniej? Mogłem ci jakoś pomóc. - powiedział Loki, odgarniając kosmyk włosów z jej czoła. Wtedy nie był tym samym Lokim, co kiedyś. Zmienił się, ale tylko dlatego, że to właśnie Tove miała na niego taki wpływ. - Fakt faktem, nigdy nie byłem dobry w pomaganiu, ale to zawsze coś.

- Nie chciałam cię tym zadręczać. - wyjaśniła pokrótce Tove. - Sama musiałam sobie z tym poradzić, musiałam to przemyśleć w samotności, bez kogokolwiek. - dodała zgodnie z prawdą, odsuwając się nieco, by spojrzeć na jego wyjątkowo spokojną twarz. - Nawet jeśli tak bardzo chciałam ci o wszystkim powiedzieć od samego początku. Bo jesteś jedyną osobą, której mogę bezgranicznie zaufać.

Loki uśmiechnął się delikatnie, czując przyjemne ciepło rozpływające się po jego ciele. To był pierwszy raz, kiedy słyszał coś takiego... A z jej ust brzmiało to tak cudownie.

Złapał jej twarz w swoje dłonie, przetarł kciukami jej policzki i pocałował czule w usta. Ich pocałunki nigdy nie należały do tych powolnych, lecz tym razem było inaczej. Loki wiedział, że wtedy to nie pożądanie było ważne, a miłość i troska, jaką ją darzył.

- Wiem, że to może nie najlepszy moment na takie rzeczy, ale... - przerwał na moment, by wyciągnąć niewielkie pudełeczko z kieszeni. Tove spojrzała w dół, nie do końca ogarniając, co się działo. - Wszystkiego najlepszego!

Uśmiech kolejny raz pojawił się na jej twarzy, gdy dostrzegła wisiorek z zawieszką węża w pudełku. Dotarło do niej dopiero wtedy, że to nie był jedynie dzień śmierci jej rodziców, a także jej urodziny, których tak zawsze wyczekiwała, a o których tym razem zapomniała.

- Jest piękny. - skomentowała, wyciągając ostrożnie wisiorek z pudełka, by przyjrzeć się mu bliżej. - Dziękuję, Loki. Za wszystko.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro