Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

bonus

- Wrócę niedługo. Nigdzie stąd nie uciekaj, jasne? - odezwała się ciemnowłosa, zakładając buty w przedpokoju. Stojący kawałek dalej mężczyzna, opierający się o ścianę, spojrzał na nią obojętnie, choć z cwanym uśmieszkiem.

- Jak przyjdziesz, to nic tu już nie będzie, a po mnie zginie ślad.

- Bardzo śmieszne. - skomentowała kobieta, zarzucając na siebie skórzaną kurtkę. Zaraz spojrzała na niego i uśmiechnęła się delikatnie. - Siedź tu spokojnie, bo inaczej cię znajdę i ukatrupię. Nie żartuję.

Zielonooki pokręcił głową, uśmiechając się pod nosem. Uwielbiał, kiedy była taka stanowcza - marszczyła wtedy delikatnie nosek, co strasznie mu się podobało.

- Kup coś dobrego. - powiedział tylko, a ona odwróciła się w jego stronę, poprawiając jeszcze kołnierz od kurtki.

- To prośba, czy nakaz? - spytała, choć każdy wiedział, że niepotrzebnie. Oboje znali się dobrze i wiedzieli, że było to zwykłe droczenie się ze sobą.

- Możesz to interpretować, jak chcesz.

Tym razem to ona pokręciła głową sama do siebie, po czym wzięła do ręki klucze, portfel, a na ramię zarzuciła malutką torebkę, do której ów portfel schowała.

- Idiota. - mruknęła pod nosem, ale on i tak to słyszał. W pomieszczeniu rozległ się jego śmiech, na co ta uśmiechnęła się lekko. - Będę niedługo! - zawołała ostatecznie, choć doskonale się słyszeli. Kiedy tylko zniknęła za drzwiami, w mieszkaniu ponownie rozległ się jego śmiech.

~*~

Tove tak jak obiecała, tak też zrobiła i już godzinę później wróciła do swojego mieszkania. Było tam nas wyraz spokojnie, co nieco ją zmartwiło. Od kiedy tam był, nigdy nie było cicho, zawsze coś się działo, a ona z utęsknieniem wracała do domu, by tylko się z nim spotkać.

Po odłożeniu zakupów, Tove skierowała się w głąb swojego miejsca w poszukiwaniu mężczyzny. Szła powoli i bardzo ostrożnie, jakby bojąc się, że zaraz ktoś ją zaatakuje.

- Loki? - spytała, wchodząc do swojego pokoju.

I wtedy go zobaczyła.

Siedział pod ścianę, głowę miał spuszczoną, a w dłoni trzymał ich wspólne zdjęcie z dzieciństwa, które niegdyś mieli okazję zrobić. To właśnie przez to zdjęcie zrozumiał, jak wiele krzywd wyrządził ludziom i jak bardzo Tove się od niego różniła. Bo zawsze była dla niego za dobra, zawsze.

- Ja wcale nie lubię zadawać bólu. - zaczął znikąd, a ona zatrzymała się przy drzwiach, dając mu czas, że zaczął mówić ponownie. Zdawała sobie sprawę, że musiał się wygadać, komuś wyżalić z tego wszystkiego. - To żadna radość. - dodał, przez co ścisnęło ją coś w środku. - Robię to wyłącznie... Gdy... Jeśli muszę. Gdy nie ma wyjścia.

- Rozumiem. - przytaknęła od razu, kiwając głową, że rozumie. Podeszła do niego bliżej, ale wciąż pozostawała w bezpiecznej odległości. Nie bała się go, ale za to bała się, że może go w jakikolwiek sposób wystraszyć, czego nie chciała. - Ale wytłumacz dokładniej, proszę.

- Robi się to, by stworzyć złudzenie. Okrutną, wymyślną iluzję. Tak właśnie robią miernoty, by zastraszać innych. - powiedział, wskazując na siebie. Zabolało ją, gdy to zrobił. Nigdy nie uważała go za miernotę, za nieudacznika, za tego kogoś, o kim mówił.

- Desperacka walka o kontrolę. - odezwała się ponownie, na co on pokiwał niezauważalnie głową, potwierdzając jej słowa. - Ale przynajmniej znasz sam siebie. - dodała, jakby to w jakiś sposób miało poprawić mu humor.

- Czarny charakter.

- Ja tak tego nie widzę. - zaprzeczyła natychmiast, podchodząc do niego jeszcze bliżej. Loki uniósł na nią wzrok po raz pierwszy, odkąd wróciła z powrotem do mieszkania. - I nigdy nie widziałam. - dopowiedziała, kręcąc głową.

- Tylko tak mówisz, żeby poprawić mi humor. - stwierdził, co wcale nie odbiegało zbytnio od prawdy.

- Wcale nie. - odparła natychmiastowo, zjawiając się tuż przed nim. Kucnęła obok, po czym złapała jego twarz w swoje małe, delikatne dłonie. - Posłuchaj mnie, Loki. - dodała, a po jego ciele przeszły dreszcze. Jakikolwiek kontakt cielesny z nią przyprawiał go o szybsze bicie serca, czego nigdy nie przyznałaby na głos. - Nigdy nie uważałam cię za kogoś złego, nawet jeśli robiłeś te wszystkie złe rzeczy. Nie jesteś czarnym charakterem. Jesteś zagubionym człowiekiem...

- Bogiem. - poprawił ją, za co normalnie by go skarciła za przerywanie jej. Wtedy jednak nie miało to znaczenia.

- To też. - przytaknęła, wracając do swojego wcześniejszego monologu. - Ale nigdy nie powiedziałabym, że jesteś pod tym względem słaby. Masz w sobie coś, co sprawia, że się ciebie boją, a tak naprawdę jesteś dobry, tylko ciężko ci to pokazać przed światem. - kontynuowała, dotykając palcem jego lewej piersi, gdzie znajdowało się serce. - Ufam ci, mimo twoich początkowych docinek, mimo twojej początkowej niechęci do mnie, mimo wszystko. Dla mnie jesteś inny i tylko to się liczy.

- Tylko dla ciebie.

Oparła czoło o to jego i przez chwilę trwali w takiej pozycji, wsłuchując się w bicie własnych serc. Wbrew pozorom Loki także je posiadał, co udowodnił jej nie raz. Bo dla niej zawsze ujawniał swoją drugą twarz, tą lepszą, tą weselszą... Tą dobrą.

- Chodź, pokażę ci coś. - mruknęła cicho, przerywając tym samym ciszę między nimi. Odsunęła się od niego i wstała, poprawiając nieco swój zielony sweter, który tamtego dnia miała na sobie.

- Już wiele widziałem z tobą. I u ciebie. - oznajmił Loki, patrząc na nią z dołu. Tove pokręciła głową sama do siebie, po czym wystawiła w jego stronę dłoń, którą ten bez oporów złapał, przyjmując jej pomoc.

- Na pewno nie to.

Nie puściła już jego ręki, tylko pociągnęła za sobą do okna. Zaraz oboje wyszli na niewielki balkon z cudownym widokiem na miasto w zachód słońca. Tove oparła się o barierki, wdychając świeże, nieco mroźne, wieczorne powietrze.

- Zobacz, jak pięknie. Uwielbiam te widoki, głównie dlatego wybrałam właśnie to mieszkanie w tym miejscu. - powiedziała, zachwycając się ów widokiem zachodu słońca, które pomału zachodziło za horyzont, tworząc na niebie wiele barw. - Siadam tu codziennie rano i wieczorem. Żeby po prostu posiedzieć i popatrzeć. No i przemyśleć niektóre rzeczy na spokojnie. - dodała, wskazując na dwa krzesełka przy niewielkim stoliku. Posadziła tam Lokiego, a sama stanęła przed nim, opierając się o barierkę plecami. - Czasami trzeba.

Patrzył na nią, nie potrafiąc oderwać wzroku. Miała w sobie coś, co nie pozwalało mu odejść, coś, co sprawiało, że była inna od całej reszty. Nigdy nie wiedział, co to było, co tak bardzo go do niej ciągnęło. Uwielbiał ją całą sobą, nie zdając sobie nawet z tego sprawy.

- Zostań tu. Może poczujesz ten sam klimat, co ja za każdym razem.

Podeszła do niego, cmoknęła w czoło - na co ponownie przeszły go przyjemne dreszcze - a następnie wyszła z balkonu, by w spokoju rozpakować zakupy, które wcześniej przyniosła.

A on siedział tam posłusznie, analizując wszystko w głowie i zatracając się w niej coraz bardziej.

Bo Tove zawsze była za dobra dla kłamcy. Ale co mógł zrobić, skoro tak bardzo go do niej ciągnęło?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro