XXXVII
-Reus-
Powoli zaczynam przyzwyczajać się do obecności Lewandowskiego. Naprawdę przestaje mi ona przeszkadzać. Co się ze mną dzieję? Też tego nie wiem.. no cóż..
- Cześć Marco - dosiadłem się do stolika, przy którym siedział Lewandowski i Can i od razu usiadłem Polakowi na kolanach. Tym razem nie będziesz mną szarpał Can. Nie ma takiej mowy.
- Cześć Robert - ogólnie przeszkodziłem mu w jedzeniu, więc jak mam już to robić to jeszcze zacząłem jeść z jego talerza. Objął mnie bardziej ramieniem. Drugi kolega aż nam zdjęcie zrobił. Jak wyśle je na grupę, a na pewno to zrobi, to je sobie pobiorę i ustawię na tapetę.. a nie na niej mam coś innego..
- Reus ma za dobry humor chłopaki! - krzyknął Niklas. Przewróciłem tylko oczami i dalej jadłem. Skończyłem posiłek i oparłem się o Lewandowskiego, który zaczął głaskać moje włosy.
- JEŚLI ONI NIE BĘDĄ RAZEM TO JA NIE WIERZĘ W MIŁOŚĆ! - wrzasnął Adeyemi. Rzuciłem w niego talerzem. Nie jestem agresywny. - HEJ PROSZĘ WE MNIE NIE RZUCAĆ! - zachichotałem głośno.
- Talerz przeżył! - Jude zaczął się głośno śmiać i podniósł kawałek porcelany jak jakiś kurwa skarb. - Jak mogłeś tak go potraktować? Mój mały talrzyk - położył go w bezpiecznym miejcu. - Mogę go zatrzymać? - spojrzał słodko na swojego chłopaka. Ja jebie co tu się dzieję!?
- Dobrze weź go - odparł zmęczony już Süle. Biedny!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro