XXXI
-Reus-
Obudziłem się nagi na korytarzu. Głowa mnie przerazliwie bolała. Chwilę potrzebowałem, żeby doszło do mnie, co się stało, albo mogło stać. Jestem całkiem nagi.. wstałem, zebrałem ubrania z podłogi i się w nie ubrałem. Zdenerwowany poszedłem do pokoju, w którym spał Lewandowski. On zawsze umie tu trafić.. dotknąłem delikatnie jego ramienia. Trochę nim potrząsnąłem aż otworzył oczy.
- No, co tam Marco? - zapytał otwierając oczy. Jeśli on spał tutaj to..
- Wiesz co się wczoraj działo..? - przełknąłem głośno ślinę. Pociągnął mnie do siebie i przytulił.
- Pamiętam, że chyba Cię cmoknąłem i się wkurwiłeś, a potem z tobą tańczyłem i jakoś zgubiłem Cię z oczu - zaczął mnie głaskać po plecach, a drugą ręką zjechał niżej.
- Lewandowski.. - objąłem go mocno rękami. Jego obie ręce wróciły do głaskania moich pleców. - Chyba zrobiłem coś głupiego.. - oparłem głowę o jego klatkę piersiową.
- Głupiego? - zapytał cicho. - Gdzie byłeś..? - powoli próbowałem poukładać sobie w głowie to, co pamiętam.
- Nie wiem, ale obudziłem się nagi na korytarzu.. - mocniej mnie przytulił, ale odetchnął z ulgą.
- Nie mogło Ci się nic stać, bo ktoś Cię pilnował - podniosłem się lekko. Kto miałby mnie?
- Niby kto? - zapytałem i próbowałem uciec od jego uścisku. Chyba już mi przeszło..
- Tak się składa, że ja i specjalnie nie piłem jak zwykle, żeby to robić - opadłem z powrotem na jego ciało. - A znalazłeś się tam, bo umierałeś się, że będziesz spał na korytarzu i nie dało się zmienić twojego zdania - czyli, że.. ohh.. ktoś się mną przejmuje..?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro