IX
-Reus-
Katastrofa. Istna katastrofa i co ja zrobię? Przecież będzie z nami grał. Przecież będzie musiał mieć z kimś pokój. Kurwa.. mam pokój sam! O nie, nie! Przecież mam jego zdjęcia porozrzucane po kątach! Oczywiście są zamazane i zniszczone.. ale jednak są! Teraz speed Kyliana do pokoju. Zgarnąłem te zdjęcia. Zostawiłem nasze jedno na półce. Niech stoi i chuj. Jebię mnie to, co on sobie o mnie pomyśli. Może go to zaboli? Jednak jakoś się mną nie interesował. Jebać go.
- Hej Reus będę miał z tobą pokój.. - zdążyłem w ostatniej chwili schować jego koszulkę z Bayernu, bo resztę już schowałem. Odetchnąłem z ulgą, bo tego nie widział.
- Mhm - mruknąłem. Będę niemiły.
- Reus proszę.. - złapał mnie za dłoń. Śmiał mnie kurwa dotknąć..
- Zostaw mnie.. - puścił moją rękę. Teraz trzeba będzie to dezynfekować. Fuj.
- Oh tak, tak przepraszam.. - usiadł na łóżko. Dobrze, że nie na te moje.
- W dupe se wsadź te przepraszam - ubrałem swoją za duża bluzę. No dokładnie należała, kiedyś do niego, ale ją zostawił, więc jest moja.
- Marco.. - odwróciłem się do niego już lekko wkurwiony.
- Gdzie byłeś przez te wszystkie lata? - otworzył usta, ale po chwili je zamknął. - To po chuj mi twoje przepraszam teraz? - chwyciłem telefon i wyszedłem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro