XXXIV
-Süle-
Patrzę, jak Lewandowski dotyka Reusa i chce mi się śmiać. W sensie no tak zbok i współczuję, ale jednak jest to komiczne. Marco nawet nie próbował nic na to powiedzieć, a ciągle na to narzeka. Wsuwam rękę do spodni Jude. Ten łapie się mojego ramienia wiedząc, co go czeka. Zatyka usta drugą ręką. Zaczynam zabawę w doprowadzanie go do szału.
-Reus-
Jak jeszcze raz poczuje dotyk tego Polaka to chyba polecę do Monachium. Już tam będzie lepiej niż przy nim. Tym razem zamiast mnie dotykać w wiadomym miejscu tylko mnie przytula. Też to robię.
- Kocham Cię Reu - szepcze tuląc mnie mocno. Ej Polacy jak to jest? Jak można się nachlać w 3 sekundy? Już od niego jebię wódą.
- Tsa.. super.. - nie wiem, co innego mogę mu na to odpowiedzieć. Mocniej mnie ściska.
- Wyruchamy Cię i się pobierzemy! - wyślizguje się z uścisku tego popieprzonego Polaka i udaje się do stolika przy, którym siedzi Can.
- Daj pyska - całuję mnie soczyście w policzek. - Toć ja Cię od 2 minut nie widziałem! - przytulił mnie mocno. Napoił mnie winem i kazał jeść coś dziwnego, co Robert.. ta polska kurwa sklasyfikował jako tatar. Jakoś tak.. nie pasowało mi to.. skończyłem w kiblu rzygając.
Nauka w tym taka, że nie powinienem chodzić na więcej imprez.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro