XIV
-Süle-
To nie tak, że nie wierzę w możliwości Lewandowskiego, ale no muszę być szczery. Nie ma opcji, że przy takich staraniach cokolwiek zdziała. Jedyne, co mu sie w końcu udało to te kwiaty. Teraz słyszę krzyki Reusa. Moje dłonie znowu spoczywają na ramionach Bellinghama.
- Marco jeśli Ci się to nie podobało nie drzyj się na nas, a na niego - zawsze musze wysłuchiwać jego krzyków i do tego przywykłem, ale tak naprawdę teraz zaprzecza samemu sobie.
- Posłuchaj! - powiedział z przejęciem. - Ten chuj! Przyszedł do mnie prawie, że nagi z kluczami! - wykrzyczał na jednym oddechu. Ojejku czyż to nie rumieniec na jego twarzy? Mam wrażenie, że na to liczył najbardziej.
- I jak? Jest dobrze wyrzeźbiony tak jak w Bayernie? - Reus otworzył usta tak jakby chciał coś powiedzieć, ale od razu je zamknął. Wiem, że wspominanie mu o tym jest okropne, ale on też tak potrafi. Na tym skończyły się krzyki.
- Może nawet bardziej - wydusił w końcu. Jude zacisnął dłoń na mojej. Dając mi jasno do zrozumienia, że przesadziłem.
- Przepraszam Marco - odwróciłem wzrok od jego oczu.
- Oj tam to nic, kto by się nim przejmował - zaczął się głośno śmiać. Chciałem bardzo odpowiedzieć przecież widzę, że ty, ale się powstrzymałem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro