Nie otwarte Listy
Teraz jeszcze wstawię sama opowieść.
Czasem ktoś jest tak bardzo zwyczajny, że prawie każdy może machnac na niego ręką, wzruszyc ramionami. Takim kimś był brązowy zakonnik o przezwisku Słówko. Lubił on rozdawać wszystkim różne Boże obrazki i pisac do dzieci zwykle listy.
- Nic ciekawego - powiedział jeden chłopiec
- Nudne ple, ple - rzekł drugi, wrzucając list do kosza.
- Nie warto czytać - mruknął trzeci.
I nawet nikt nie zauważył, że brat Słówko zniknął. Bo zaprosił go do siebie jakiś sławny profesor z super nowoczesnego szpitala za granicą. Nikt jednak nie wiedział, że brat Słówko był kiedyś lekarzem. Bo przecież on był taki zwyczajny.
Nadeszła jesień. Z okropnymi pogodami i coraz więcej dzieci zaczęło chorować na niebezpieczna grypę. Żadne lekarstwo nie pomagało, żaden lekarz nie dawal sobie z tą grypa rady. Zaczęli chorować też dorośli. To była już epidemia. I właśnie wtedy znowu zaczęły przychodzić listy zza granicy. Były to zwykle listy od brata Słówka, do dzieci i dorosłych, których znał i pamiętał. Nikt jednak nie chciał ich otwierać. Bo jedni mieli gorączkę, inni straszny ból głowy a Jeszcze inni nie wierzyli w jakieś tam cuda i w Boga. Szpital nie mieścił już pacjentów. I dopiero jeden lekarz - tato prawie umierającej Oli, otworzył list i wyjął receptę oraz instrukcje leczenia tej strasznej grypy. Kiedy to zobaczył to aż podskoczył z zachwytu.
- Cudowny lek! - zawołał i podał ten lek Oli.
Dziewczynka już na drugi dzień wyzdrowiala. Ale w wielu domach gdzie leżały ciężko chore dzieci i dorośli wciąż leżały nie otwarte listy od jakiegoś zwyczajnego brata Słówko.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro